Nissan Note 1.5 dCi Tekna
Małe samochody mają pewną wadę. Mają małe baki. A jak mają małe baki, to trzeba je co chwilę tankować. Nawet podczas codziennej jazdy po mieście może marzyć się samochód, którego nie trzeba co tydzień 'zalewać'. I żeby to rzadkie tankowanie nie było za 'pół pensji'. Wiecie co? Da się to załatwić.
Za 41 litrów, czyli tyle, ile się zmieści w bagażniku Nissana Note 1.5 dCi, po obecnym kursie diesla zapłacimy ok. 220 zł. Co tydzień, to spora kwota, ale po niemal tygodniu testowania Nissana udało mi się zejść do poziomu połowy baku, a komputer pokazywał jeszcze zasięg na ponad 350 kilometrów. Czyżby więc nowy sposób na miejski samochód?
Prawa noga jest w szoku
Moja prawa noga nigdy nie należała do bardzo delikatnych organów. Mimo wszelkich prób, szkoleń i lat doświadczeń, nigdy nie mogłem zbliżyć się bardzo do założeń producentów. W tym przypadku znów się nie udało, co nie znaczy, że Note się nie sprawdził. Najwyższy wynik, jaki zobaczyłem w Nissanie na komputerze pokładowym, to 6,0 l/100 km. Po 3 km w korku w Warszawie w godzinach szczytu. Kolejne przejazdy ok. trzydziestokilometrowej trasy testowej po Warszawie, miały wyniki mieszczące się w zakresie 4,5-5,4 l/100 km! I co ciekawe, niezależnie od użycia klimatyzacji i trybu "Eco". Choć ten ostatni wymusza specyficzny sposób jazdy. Silnik zachowuje się, jakby ze swoich 90 KM zostało mu nie więcej jak 45, ewidentnie się "przydusza" po gwałtownym wciśnięciu gazu i zabiera jakąkolwiek radość z przemieszczania się. Ale na pewno można wtedy jechać płynniej i oszczędniej, ku chwale naszego portfela i zielonych lampek rozświetlających deskę rozdzielczą.
Note to miejski samochód - świetna alternatywa dla zwykłych wozów segmentu B. Ale co z trasą? Czy niewielki silnik i niewielki samochód sobie z tym poradzi?
Radzi sobie. Może nie jest demonem autostrady - tu robi się dość głośno, a i do polskich limitów wcale nie zbliża się tak szybko - ale na pewno może zaskoczyć dynamiką. 200 Nm dostępne od 1750 obr./min. całkiem przyzwoicie go pogania, aczkolwiek gdyby zastosowano krótsze przełożenia przekładni, byłoby jeszcze przyjemniej. Ale żeby utrzymać ekonomię, musiałoby to się skończyć skrzynią o sześciu biegach, zamiast "piątki" zastosowanej w Nissanie. A w ten sposób udało się wygospodarować wystarczające osiągi oraz niskie spalanie. Przez niskie, rozumiem 4,2 l/100 km przy 130-140 km/h na autostradzie oraz 3,7 l na odcinkach pozamiejskich (badane z obciążeniem ok. 200kg i pełnym bakiem).
Przy takiej ekonomii 11,9 sekundy, których Note wymaga aby osiągnąć 100 km/h, wydają się całkiem dobrym kompromisem. W tak niewielkim samochodzie nawet wyciszenie okazało się być przyzwoite - klekotanie małego dieselka wcale nie przeszkadza, jedynie podczas gwałtownego przyspieszania robi się mniej przyjemnie.
Przyjemnie po mieście
Bardzo udane jest też zawieszenie Note'a. Nikt nie oczekuje po tym samochodzie sportowego prowadzenia. I takiego nie dostanie. Jest dość miękko, ale pewnie. Nie ma też jakiejś galopującej podsterowności i zadziwiająco dobrze trzyma się w zakręcie. Note troszkę się wychyla na zakrętach, ale jednocześnie bardzo przyzwoicie wybiera nierówności, dzięki czemu jest świetnym towarzyszem codziennych dojazdów. Komfortowy, nieprzesadnie utwardzony, po prostu w sam raz do zadań, do których został stworzony.
Choć nie wybija plomb twardością zawieszenia, ma też wadę - głośność jego pracy. Dziur, co prawda nie czujemy na kręgosłupie, pośladkach, ani innych elementach, ale bardzo je słyszymy. Mimo, że opony są niskoprofilowe, nie mają też przesadzonego rozmiaru, dobijanie na nierównościach, potrafi, nomen omen, dobić.
Nie ma co narzekać za to na układ kierowniczy. Pracuje lekko, ale bardzo precyzyjnie. Mimo braku dużego oporu, nie ma tak typowego dla wielu samochodów efektu "przewspomagania". Pracuje bardzo mechanicznie, a przy tym nie męczy - dzięki temu Nissanem manewruje się dziecinnie łatwo. Zwłaszcza, że w testowanej wersji znalazła się kamera cofania wraz z kamerą "360" pokazującą widok "z góry". Przy warszawskim braku miejsc parkingowych bardzo przydatny gadżet. Choć akurat nie rozumiem, czemu nie połączono go z systemem czujników parkowania - zwłaszcza z przodu dodatkowo ułatwiłyby wciskanie się w niewielkie miejsca.
Poza tym, dość dziwnym brakiem, Nissan wyposażony jest w pełen zestaw usprawniaczy jazdy. Od wspomnianej kamery oraz nawigacji satelitarnej, aż po asystenta toru jazdy oraz ostrzeżenie o pojazdach w martwym polu. To w tej klasie raczej się nie zdarza zbyt często.
Czar pryska
Pryśnie za chwilę. Ale najpierw plusy. Note może świetnie zastąpić klasyczny samochód segmentu B, bo jest w środku dość przestronny, w większości przypadków bardziej niż przeciętny hatchback. Bagażnik ma dwa poziomy, i jest możliwość powiększenia go poprzez przesunięcie oraz złożenie tylnej kanapy. Na dodatek posiada prosty patent o trudnej nazwie. Nissan nazywa to Karakuri. Ja nazywam to składaną na pół podłogą bagażnika, dzięki czemu można bagażnik podzielić na dwie części, albo wyciągnąć drobiazgi z dolnej kieszeni bez konieczności podnoszenia całej podłogi. Pojemność przestrzeni, którą dysponuje Nissan, to zakres między 295 a 381 litrów, w zależności od stopnia przesunięcia kanapy, oraz 1465, po jej złożeniu. Może w klasie mikrovanów nie jest to najlepszy wynik, ale na pewno niedający powodów do wstydu. Taki na przykład Fiat 500L w standardzie ma większą pojemność, ale już po złożeniu siedzeń przegrywa z Note'm - a jest o niemal 20 cm większy. Z Nissanem przegrywa też nowy Ford B-MAX i Honda Jazz. Lepiej prezentuje się Citroen C3 Picasso i Koreańczycy - Hyundai ix20 i Kia Venga.
Jeśli chodzi o miejsce dla ludzi, Nissan budzi już trochę więcej mieszanych uczuć. Choć nie można zarzucić mu braku przestrzeni, nie jest idealny. O ile jednak tylna kanapa broni się sama - jest dość wygodna i zapewnia odpowiednią ilość miejsca, tak z przodu zaczyna się problem. Nie polega on na tym, że np. trącamy się łokciami ze współpasażerem, albo czujemy się wybitnie klaustrofobicznie. Po prostu fotele są trochę zbyt wąskie, jak na mój gust. Są nieźle wyprofilowane i, całe szczęście, nie mają rozbudowanego trzymania bocznego, ale odrobinę zbyt wąskie zarówno w kwestii siedziska, jak i na wysokości ramion. Niezła jest za to pozycja za kierownicą i dostęp do wszelkiej maści ustawień (poza "wspomagaczami", które ukryto w ustawieniach sterowanych dotykowym wyświetlaczem).
Odnośnie pryskającego czaru - właśnie dotarliśmy do tego momentu. Za gorsze wrażenia odpowiada jakość. Nie przekonała mnie ani półskórzana tapicerka, ani obszycie kierownicy (nomen omen, bardzo ładnej i wygodnej). Plastiki są kiepskiej jakości, zarówno pod kątem wrażeń organoleptycznych, jak i wizualnych. Dawno już w samochodzie nie widziałem połyskującego szarego plastiku kojarzącego się z chińską produkcją masową. Dodatkowo zestawiono to z fortepianową czernią panelu klimatyzacji - ani to ładne, ani praktyczne. Niestety. Twarde plastiki o nieciekawej fakturze na drzwiach ustępują miejsca materiałowi. To w dzisiejszych czasach rzadko spotykane, żeby w samochodzie tej klasy na boczku drzwi znajdowało się wykończenie materiałem, a nie goły plastik. Ale z dwojga złego, wolę plastikowe drzwi niż plastikowy i twardy podłokietnik drzwiowy. A właśnie tak jest w Nissanie. No i niech ktoś mi powie, dlaczego w samochodzie z roku 2014, na cztery elektrycznie sterowane szyby, tylko jedną możemy regulować impulsowo?
Wcale nie tak tanio
O ile jednak na problemy z jakością mógłbym przymknąć oko, gdyby cena samochodu była wyjątkowo atrakcyjna, to nie mogę o nich nie wspominać, gdy cennik kształtuje się w ten sposób. Obecnie na model jest promocja - 4000 zł rabatu. Ceny jednak podam w wersji cennikowej.
Note zaczyna się od 43 990 zł, co samo w sobie nie jest jeszcze niczym złym. Jednak za tą cenę dostaniemy koła, kierownicę, fotele, szyby i silnik 1.2. Nasz egzemplarz to wersja 1.5 dCi (od 54 490 zł), z wyposażeniem Tekna i dokupionym lakierem metalik - w sumie za 74 290 zł. Bardzo dużo, choć wyposażenie jest kompletne. Ale może by zrezygnować z kilku gadżetów? Może wtedy samochód byłby bardziej akceptowalny? Wybieramy więc niższą wersję wyposażenia - Acenta. Tutaj zaczynamy zabawę z cennikiem od 61 290 zł. Do tego pakiet Auto (automatyczna klimatyzacja, czujnik zmierzchu, deszczu, reflektory przeciwmgłowe) za 2500 zł oraz pakiet Rodzinny (podłokietnik z przodu i z tyłu, ciemne tylne szyby, przesuwana tylna kanapa, system aranżacji przestrzeni bagażowej) za 1900 zł. W sumie mamy samochód za 65 690 zł plus lakier. Wciąż jest to sporo, ale jest już w przedziale, w którym konkurencja nie może zaoferować więcej.
Na plus Nissana należy zaliczyć możliwość wydłużenia gwarancji (coraz powszechniejsze, ale wciąż nie wszędzie spotykane rozwiązanie) oraz finansowanie. Jako jedni z niewielu na naszym rynku, Japończycy proponują dla indywidualnego klienta kredyt pozwalający na niespłacenie całego samochodu, a wymianę go po pewnym czasie na nowy, bądź oddanie go dealerowi (oczywiście po spełnieniu kilku warunków, co do jego stanu), w zamian oferując niższe raty podczas użytkowania samochodu.
Zalety:
+ wyjątkowo oszczędny silnik
+ komfortowe zawieszenie
+ miejska poręczność i praktyczność
+ bogate wyposażenie testowanej wersji
Wady:
- wysoka cena testowanej wersji
- wyraźne braki jakościowe we wnętrzu
- brak czujników parkowania mimo kompletnego wyposażenia
Podsumowanie:
Gdyby Nissan kosztował kilka tysięcy mniej, nie miałbym do niego zastrzeżeń. To świetny miejski samochód, który zdecydowanie byłby mi bliższy niż Micra - praktyczniejszy, bardziej przestronny i wygodny w manewrowaniu. Do tego ma bardzo oszczędny silnik, który pozwala tankować bardzo rzadko, nie wymagając zbyt wielu wyrzeczeń w kwestii dynamiki czy komfortu jazdy. Jednak przy tej cenie wymagałbym przede wszystkim lepszego wykończenia. Bogate wyposażenie nie rekompensuje "wrażeń". Polecam więc tańszą wersję Acenta ze wspomnianymi pakietami. Jeśli potrzebujecie oszczędnego samochodu do miasta, Nissan będzie świetnym, stylowym i nowoczesnym wyborem. Szkoda, że nie bez wyrzeczeń.