Subaru Outback 3.6R Exclusive Navi

Ma pod maską 3,6-litrowego boksera, 260 KM i napęd na cztery koła. Pali jak smok, wyrzuca tony dwutlenku węgla do atmosfery i z dnia na dzień jest coraz droższe. Ale to nie szkodzi - za styl długodystansowego krążownika można je pokochać. W teście Subaru Outback 3.6R Exclusive Navi.

Nastały czasy szeroko pojętej ekologii i ekonomii w motoryzacji. Producenci coraz częściej stosują jednostki benzynowe o małych pojemnościach, ale wzmocnione jedną czy nawet dwiema sprężarkami (lub kombinacje typu turbosprężarka wspomagana kompresorem mechanicznym), co drugie nowe auto posiada system Start-Stop gaszący silnik na postoju, a wszystko to w imię walki o oszczędność środowiska (emisja dwutlenku węgla) i naszego portfela (zmniejszone zużycie paliwa).

Na całe szczęście (czy też nieszczęście - w zależności, od której strony na to spojrzymy) są też producenci - a co za tym idzie, również ich samochody - które bronią się przed tą całą "zieloną" przykrywką ekologii. Zalicza się do nich rodzinne kombi z Japonii, które pojemnością silnika, mocą, emisją dwutlenku węgla i zużyciem paliwa wszystkim tym, co myślą "ECO" mówi "pocałujcie mnie w... nos".

Gdzie te wulgaryzmy?
Przedstawiam najnowszą generację Subaru Outback. "Czy to ten wredny typ?", zapytają niektórzy. "Śliczne to może nie jest, ale cóż może być złego w podwyższonym kombi, które ma pełne aspiracje rodzinne?" Otóż nic. Przynajmniej do momentu, kiedy pod kilometrowej długości maską znajduje się 2-litrowy silnik wysokoprężny czy też nawet 2,5-litrowy benzynowy. A gdyby tak zamontować 6-cylindrowego boksera o pojemności 3,6 litra i mocy 260 KM?

Oto i nasz brutal. Choć tak naprawdę z zewnątrz nie wyróżnia się niczym, co mogłoby delikatnie dodać groźnego wyrazu twarzy. Nawet końcówki układu wydechowego smętnie zwisają w dół pod tylnym zderzakiem. Okres kontrowersji sprzed dwóch lat związanych z nowym wyglądem serii Legacy/Outback już minął, więc do auta podchodzi się zupełnie obojętnie. Po prostu jakoś brakuje punktu zaczepienia.

Z drugiej strony Outback 3.6 ma wszystkie te zalety, które posiadają inne wersje silnikowe. Są więc konkretne rozmiary zewnętrzne (4,77 m długości, 1,60 m wysokości i 1,82 m szerokości), konkretny prześwit (całe 20 cm) i nieco mniej konkretne plastikowe osłony zderzaków. Są też mocno zaznaczone nadkola skrywające 17-calowe felgi z lekkich stopów i kilka innych detali, które nie wzbudzają żadnych emocji. No i najważniejsza rzecz - pojawiły się ramki szyb w drzwiach, element, za który wielu miłośników Outbacka powiesiłoby kierownictwo Subaru na suchej gałęzi (najlepiej kwitnącej wiśni).

Ze spokojem
Deska rozdzielcza Outbacka nabrała nowocześniejszego wyrazu, elegancji i lepszych materiałów wykończeniowych. Tworzywa znajdziemy różne - miękkie na górze kokpitu, twardsze w niższych partiach, ale są przyzwoicie spasowane. Pewne zastrzeżenia mogą budzić jedynie "plastikowe aluminium" i "plastikowe drewno".

To pierwsze znajdziemy głównie na szerokiej konsoli środkowej skrywającej panel 2-strefowej, automatycznej klimatyzacji (m.in. z funkcjami DUAL - tej samej temperatury dla kierowcy i pasażera - i odmrażania przedniej szyby) oraz rozbudowany system audio z dotykowym ekranem, odtwarzaczem DVD, wysokiej jakości kamerą cofania, a także nawigacją. Co najważniejsze, wreszcie posiada ona dokładną mapę Polski. Sam zestaw jest nieco kłopotliwy w obsłudze, ale dźwięk wydobywający się z 10 głośników jest naprawdę przyzwoity. Nie zapomniano o łączności Bluetooth oraz możliwości podłączenia iPoda poprzez złącze w schowku. Niestety, zabrakło natomiast podłączenia USB.

Klasę wyżej
Bez wątpienia jednym z największych atutów Subaru Outback jest przestrzeń, jaką dysponuje dla swoich pasażerów. Oczywiście odmiana Exclusive Navi (jedyna dostępna z silnikiem 3.6) w standardzie oferuje skórzaną tapicerkę wraz z elektryczną regulacją przednich foteli, ich podgrzewaniem oraz pamięcią ustawień dla kierowcy. Co prawda profilowanie mogłoby być lepsze, ale siedziska zapewniają wygodę podczas kilkugodzinnej jazdy. Jeśli do wszystkiego dodamy fakt, że kierownica jest regulowana w dwóch płaszczyznach, kierowca na pewno odnajdzie idealną pozycję w swoim Outbacku.

Także na kanapie jest naprawdę sporo miejsca na szerokość dla trzech pasażerów, a rozstaw osi wynoszący 2745 mm zapewnia mnóstwo przestrzeni na nogi. Nie zabraknie jej także nad głowami. Dużym plusem jest dość szeroki zakres regulacji pochylenia oparcia.

Pokaźne rozmiary zewnętrzne Outbacka zaowocowały także dużym bagażnikiem. Wyjściowo mieści on 526 litrów, które po złożeniu oparć kanapy (za pomocą dwóch klameczek na bocznych ściankach) można powiększyć do 1677 litrów. Co prawda podłoga jest wyżej niż w klasycznych przedstawicielach z przednim napędem, ale jest ona płaska i pozwala zapakować naprawdę dużo - od karmy dla naszych milusińskich czworonogów, poprzez sanki dla dzieci, aż po naprawdę przyzwoity wakacyjny bagaż dla 5-osobowej rodziny. Martwi nieco mała ładowność (510 kg).

Liniowiec pasażerski
Wróciliśmy do punktu wyjścia, a więc pod maskę testowanego Outbacka. To największy obecnie benzynowy silnik montowany w Subaru - 3,6 litra o mocy 260 KM. Wystarczy spojrzeć na osiągi, żeby się przekonać, że to naprawdę wystarczający motor do ważącego 1,5 tony auta - pierwsza "setka" pojawia się po upływie 7,5 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 230 km/h. Sprzyja im także wysoki moment obrotowy wynoszący 350 Nm (przy 4400 obr./min) osiągnięty m.in. dzięki zastosowaniu układu regulacji kątów rozrządu AVCS (Active Valve Control System).

6-cylindrowy bokser na wolnych obrotach pracuje aksamitnie i bez wibracji. Dopiero gdy wskazówka obrotomierza zaczyna się gwałtowniej podnosić, delikatne szemranie przeradza się w chrapliwy pomruk, ale wciąż miły dla ucha. Silnik ma wyjątkowo łagodną charakterystykę, a moc jest odczuwalna praktycznie w każdym zakresie obrotowym. Jazdę uprzyjemnia (i ułatwia) znany z innych mocnych modeli Subaru system SI-DRIVE zarządzający pracą przepustnicy i skrzyni biegów, którym sterujemy za pomocą pokrętła umieszczonego na tunelu środkowym.

Wciśnięcie go aktywuje tryb [I] Intelligent, który idealnie nadaje się do podróżowania po zatłoczonym mieście czy też po śliskiej nawierzchni, kiedy nadmiar mocy, mimo stałego napędu 4x4, nie jest wskazany. Poszczególne biegi w 5-stopniowym automacie są wrzucane lekko i wcześnie, przy jednoczesnej dość ospałej reakcji na gaz. Na krakowskie korki w sam raz, kiedy częściej używa się hamulca niż gazu. Przyznam się szczerze - jak zawsze unikałem tego trybu w innym modelach Subaru właśnie ze względu na jego "ślamazarność", tak tu dość mocno przypadł mi do gustu i wydaje się idealnie pasować do charakteru rodzinnego liniowca, jakim jest Outback 3.6.

Nadmiar mocy
Także podczas spokojnej jazdy poza miastem warto z niego korzystać... do momentu, kiedy nie przyjdzie nam wyprzedzać. Gdy potrzebny jest szybki kickdown i zrzucenie dwóch biegów, trzeba naprawdę mocno wcisnąć gaz i czekać na reakcję. Wówczas warto przełączyć SI-DRIVE na [S] Sport, który odkrywa dynamiczną naturę wspomnianego wcześniej "liniowca", którego moc przenoszona jest na wszystkie cztery koła. Auto zachowuje się bardzo stabilnie, aczkolwiek nastawy MacPhersonów z przodu i układu wielowahaczowego z tyłu są bardziej zestrojone na komfort niż ostre cięcie zakrętów.

Tu także w pewnych momentach wychodzi nie do końca dostosowany do charakteru auta układ kierowniczy. Nie można mu zarzucić, że jest nieprecyzyjny, bo jest, ale denerwuje zbyt silna siła wspomagania, która zaburza przyjemność podróżowania, zwłaszcza przy wyższych prędkościach. Czuć to przede wszystkim podczas trybu [S#] Sport Sharp. Outback staje się jeszcze bardziej nerwowy, ostro reaguje na każde muśnięcie pedału gazu i dynamicznie wyrywa do przodu. Dzielnie także współpracuje z nim skrzynia - automat szybko żongluje biegami, które zmienia znacznie wyżej niż w "spokojniejszych" trybach. Co prawda biegi w 5-stopniowej przekładni automatycznej można zmieniać także ręcznie za pomocą łopatek przy kierownicy, ale reakcja na zmianę jest na tyle opóźniona, że odbiera to całą przyjemność z jazdy Outbackiem.

Luksus posiadania auta
Każdy, kto porywa się na auto z tak dużym silnikiem, musi liczyć się z dużym zużyciem paliwa. Nie inaczej jest w Outbacku 3.6. Jego 3,6-litrowy bokser w mieście zadowala się spokojnie 16 litrami na każde przejechane 100 kilometrów, a w trasie ok. 10 l/100 km. 65-litrowy zbiornik paliwa na pierwszy rzut oka wydaje się naprawdę duży, jednak podczas użytkowania auta tylko i wyłącznie w miejskiej aglomeracji szybko się okaże, że wystarcza on na przejechanie zaledwie 400 kilometrów. Dlatego nazywanie przeze mnie Outbacka 3.6R "długodystansowcem" tu akurat nieco traci sens.

Podobnie też jest z kosztami zakupu Outbacka, które nie są małe, ale przy spojrzeniu na konkurencję, wydają się być atrakcyjne. Testowy model 3.6R Exclusive Navi kosztuje 53 000 euro, co w przeliczeniu na polską walutę (1 EUR = 3,9123 zł - kurs z dnia 1 marca 2011 wg aktualnego cennika Subaru) daje nam sumę 207 351 złotych. Trzeba jednak przyznać, że za tą kwotą stoi bardzo bogate wyposażenie seryjne w postaci m.in. dwustrefowej automatycznej klimatyzacji, skórzanej tapicerki, nawigacji z odtwarzaczem DVD i kamerą cofania, elektrycznie otwieranego okna dachowego, reflektorów ksenonowych czy też systemu kluczyka elektronicznego Keyless Access.

Czego brakuje? Elementów prozaicznych, których, nie wiedzieć czemu, jakoś japońscy producenci unikają. Nie ma zatem czujników parkowania z przodu i z tyłu (co prawda jest kamera cofania, ale Outbackiem ciężko się manewruje, także przez długą maskę), wszystkich szyb domykanych za jednym naciśnięciem przycisku (tylko szyba kierowcy ma tę funkcję), czy też reflektorów biksenonowych (choćby w opcji).

Najbliższy i najczęściej wymieniany konkurent to Audi A4 Allroad z silnikiem 2.0 TFSI o mocy 211 KM - auto ze skrzynią S tronic kosztuje 173 000 złotych, jednak doposażenie niemieckiego kombi do poziomu japońskiego szybko winduje tę kwotę do ponad 200 000 złotych. Znacznie wyżej cenowo stoi Volvo XC70, a to z racji posiadania 3-litrowego silnika T6 o mocy 304 KM. Tu bazowa wersja Kinetic kosztuje 205 900 złotych, ale znów trzeba dopłacać do dodatków. Żeby wyrównać wyposażenie, lepiej wybrać odmianę Momentum, kosztującą już 220 800 złotych.

Japonia pełna paradoksów
Czy Subaru testowanym Outbackiem 3.6 kpi sobie z troski o naszą planetę i nasz portfel? Absolutnie nie, bo przecież mocny silnik nie jest nastawiony na zatruwanie środowiska i rujnowanie naszych finansów, ponieważ tego oczywiście nikt nie chce. Jeśli ktoś nie chce paliwożernego silnika 3.6, w palecie jednostek znajdziemy nie tylko słabszego, 167-konnego boksera 2.5, ale przede wszystkim fenomenalnego 2-litrowego turbodiesla o mocy 150 KM.

Japończycy po prostu udowadniają, że wśród tej całej ekologii z hybrydami i Nissanem Leafem, "Samochodem Roku 2011" na czele, wciąż na rynku można znaleźć auto, które będzie dawać niezakłóconą przyjemność z jazdy bez tych wszystkich "eko dodatków". Cieszmy się więc z takich aut, bo już niedługo wyginą one jak dinozaury, a my będziemy się poruszać elektrycznymi samochodzikami, które przy sprzyjających wiatrach będą nam pozwalały przejeżdżać 50 km na jednym, 12-godzinnym ładowaniu baterii. Ohyda...