Volkswagen Tiguan 1.4 TSI 160 CityLine
Myślicie, że moda to zjawisko sezonowe, które odchodzi, pozostawiając nas z szafą brązowych butów i kamizelek w kratę? Może i tak, ale z modą na SUV-y i crossovery jest zupełnie inaczej. Od kiedy przyszła, została na dobre i zmusiła Volkswagena do stworzenia niezłego auta.
Moda często pachnie paradoksem. Nawet nie próbujcie mówić, że nie! W końcu to przez nią ludzie chodzą po ulicach głodni, ale równocześnie uśmiechnięci i dumni ze szczupłej sylwetki. Przez kaprysy mody marzniemy też w zimie, udając, że rzeczy w które się ubieramy są oczywiście bardzo wygodne i ciepłe. A to dopiero początek kuriozalnych zachowań, do których zmusza nas wrodzony pęd do bycia "trendy"...
Parę lat temu niekontrolowany rozkwit promocji tańca towarzyskiego spowodował, że armia stacji telewizyjnych prowadzących na co dzień krucjatę ku odmóżdżeniu ludzkości, odkryła w Polakach prawdziwą "życiową pasję". Tak - pasję. Tego słowa używali w swych wypowiedziach uczestnicy tanecznych show tuż przed występami. Kwadrans później wypadało im zapłakać ze zmęczenia połączonego z duchową stygmatyzacją. Wszak pół kraju z nieprzełkniętą ćwiartką salcesonu w ustach patrzyło, jak grupa jurorów ubranych w błyszczące kamizelki obwieszczała, że "jesteście niesamowicie energetyczni, ale sambę boliwijską należy wykonywać z uczuciem, a dziś tego w was zabrakło". Say what? I to jest właśnie kwintesencja mody. Czasem można przez nią wyjść na durnia, ale mimo wszystko... No właśnie: czy warto?
Raz na pewien czas moda potrafi ewoluować w całkiem dobrym kierunku. Weźmy na przykład gotowanie. Czy w czasach telefonów sterowanych dotykowym ekranem pomyślelibyście, że dwóch facetów zabawiających się zwykłą patelnią może wzbudzić swoim zachowaniem coś więcej niż tylko kilkudniowe zainteresowanie internautów przeglądających Youtube? Pod warunkiem, że owi faceci nie byliby goli - raczej nie wróżyłbym sensacji. A tu proszę bardzo! Dzięki modzie na gotowanie każdy wyżej i niżej wykształcony Licencjonowany Magister Polak interesuje się kuchnią (oczywiście w przerwach, gdy nie jest ekspertem od wypadków lotniczych albo najwierniejszym fanem Formuły 1). W prezencie imieninowym kupuje się zatem książkę kucharską sygnowaną przez brytyjskiego krytyka kulinarnego o nazwisku na literę "O" z apostrofem, zaś terminy takie jak gazpacho czy sos bałkański wypada mieć w jednym paluszku.
Ale bądźmy poważni. W sumie to nie widzę nic złego w podniecaniu się masłem klarowanym, czy też serem w kształcie myszy. Powiem nawet więcej - uważam, że to wreszcie jakaś w miarę sensowna moda zmierzająca we właściwym kierunku. Zbiorowe zainteresowanie światem kulinariów nie promuje wyłącznie zdrowego, 5-godzinnego joggingu i jedzenia gąsienic z kaparami, lecz "wielkie żarcie", do którego po części stworzyła nas Matka Natura. A zatem: praktyczna i przyjemna moda? Na to wygląda. Powód, dla którego w ogóle o tym wszystkim wspominam, jest prosty. Tematem dzisiejszych rozważań jest biały Volkswagen Tiguan w wersji CityLine. Crossover, który może i nie przypomina omletu po węgiersku, ale zdaje się być ewidentnym przykładem mody praktycznej i przyjemnej. Zupełnie tak samo jak gotowanie. Co zatem w testowanym aucie jest takiego przyjemnego?
Pietruszka i smartphone
Zacznijmy od wyglądu. Dzięki liftingowi przeprowadzonemu w połowie 2011 roku wielozadaniowy Volkswagen do dziś zachowuje świeżość pietruszki zakupionej na bazarku w sobotni poranek. Do Tiguana zostały zainstalowane niezbędne aktualizacje, które dopasowały kształt jego przednich reflektorów i atrapy chłodnicy do reszty wolfsburskiej rodziny. Gdy mowa o nadwoziu, warto wspomnieć, że auto mierzy rozsądne 4,4 m długości, dzięki czemu niemieckiego SUV-a można spokojnie zaparkować na chodniku, nie zabijając przy okazji pani handlującej wspomnianym warzywem.
W tej czynności (parkowaniu - nie zabijaniu oczywiście!) pomoże nam seryjny w wersji CityLine asystent parkowania drugiej generacji. Mając go na pokładzie Tiguana, wystarczy nacisnąć guzik umieszczony obok dźwigni zmiany biegów, przejechać powoli obok rzędu zaparkowanych prostopadle lub równolegle aut i zahamować po odnalezieniu przez automat odpowiedniej luki. Następnie stosujemy się do wyświetlanych obok prędkościomierza komunikatów i już można zapomnieć o kręceniu kierownicą.
Choć komendy systemu w stylu "przejmuję kierowanie" nie dadzą nam spokoju podczas wieczornych rozmyślań nad przydatnością nas samych w świecie opanowanym przez smartphony, to jednak samemu asystentowi parkowania niewiele można zarzucić. Dobrze wylicza miejsce, wciska Tiguana nawet w niewielkie przestrzenie i parkuje go przy obrzeżach krawężników. A teraz gwóźdź programu: jeśli w czasie automatycznego ustawiania auta przestraszymy się dość odważnych założeń komputera i będziemy chcieli skorygować manewr - proszę bardzo! Wystarczy zahamować do zera i wrzucić jedynkę. Volkswagen zrozumie nasze intencje. Podjedziemy kawałek na pierwszym biegu prostując koła, po czym zadzwoni brzęczyk informujący o tym, aby ponownie wrzucić wsteczny i dokończyć parkowanie. Wszystko to bez dotykania kierownicy.
Wasz smartphone tego nie potrafi!
To chciałoby się rzec, spoglądając w kartę da(ń)nych technicznych Tiguana. Testowana wersja to mocniejszy spośród dwóch wariantów benzynowych dostępnych z pakietem CityLine. 160-konny silnik ukryty pod maską Volkswagena ma 1.4 l pojemności, bezpośredni wtrysk paliwa i podwójne doładowanie (turbosprężarką i kompresorem). Wszystko razem powinno zwiastować iście ekstatyczne efekty za kierownicą. Powinno... Być może w małym Polo GTI ten sam, choć nieco wzmocniony motor strzela stówami na prędkościomierzu niczym student twardą walutą po wypłacie socjalnego stypendium. W Tiguanie jednak coś takiego nie następuje.
Bez porządnego wkręcenia na obroty, mała jednostka TSI nie ma szans na skuteczne rozpędzenie 1,5-tonowego SUV-a. Warunkiem dynamicznego przyspieszania (9,3 sek. do "setki") jest więc osiągnięcie co najmniej cyfry "3" na obrotomierzu. Im częściej będziemy kręcić silnik wysoko, tym większe będzie oczywiście spalanie. W mieście, pomimo standardowego systemu Start-stop i delikatnego traktowania gazu, wyniki rzędu 12 l/100 km nie powinny nikogo dziwić. Na trasie 7,5 l to właściwie norma.
Niewątpliwą zaletą silnika TSI w porównaniu z wolnossącymi motorami konkurencji (np. choćby 2.0/140 KM z Nissana Qashqaia) jest jego barwa dźwięku. Na "dole" usłyszymy świszczący kompresor, zaś na "górze" lekko buczący wydech. Wysoki maksymalny moment obrotowy (240 Nm), pojawiający się w średnim zakresie obrotów, także potrafi zachwycić. Co ważne i znamienne dla motorów z rodziny TSI: dodatkowe obciążenie pasażerami nie wpływa znacząco na pogorszenie osiągów auta. Dobre wyciszenie kabiny pasażerskiej staje się powoli standardem we wszystkich autach z koncernu Volkswagena i Tiguan nie jest tu wyjątkiem.
W czasie jazdy...
...docenimy też komfortowe zawieszenie skutecznie filtrujące wszelkie nierówności. Podwozie Tiguana legitymujące się 20-centymetrowym prześwitem pamięta jeszcze czasy płyty podłogowej Golfa piątej generacji, jednak nie sam wiek konstrukcji jest tu najważniejszy. W charakterze spuścizny technologicznej po sławnym niemieckim kompakcie odnajdziemy układ wahaczy prowadzących tylną oś oraz sprawdzone kolumny MacPhersona z przodu. Całość zestrojono bardzo umiejętnie, dzięki czemu sposób, w jaki Tiguan "połyka" dziury w jezdni, zasługuje na najwyższe uznanie.
Niemały wpływ na odczuwalny komfort jazdy mają zapewne także opony o dość wysokim profilu 55. Testowane auto wyposażone było w opcjonalne 17-calowe obręcze aluminiowe. Sądząc po pracy zawieszenia, które bez zająknienia znosiło podróż po kocich łbach, śmiem twierdzić, że nawet wybór o cal większych "czterech 18-ek" nie skazałby kierowcy ani pasażerów na uciążliwe "tłuczenie kół". Co ważne, komfortowe zdolności Tiguana nie idą w parze z "pływaniem po drodze".
Podczas szybkiego pokonywania zakrętów nadwozie Volkswagena nie przechyla się nadmiernie na boki, dzięki czemu samochód pozostaje łatwy do opanowania w każdej sytuacji. Do precyzji działania układu kierowniczego także nie można mieć większych zastrzeżeń. Sam opór, jaki stawia kierownica, mógłby być wprawdzie nieco większy, ale pamiętajmy, że mówimy o miejskim SUV-ie, a nie o aucie sportowym.
Nieco dziwne w porównaniu do innych Volkswagenów wydaje się ustawienie sprzęgła Tiguana. Dla płynności jazdy wymaga ono od kierowcy dodawania niewielkiego międzygazu podczas zmiany biegów. Można to zaakceptować, podobnie jak sam sposób operowania lewarkiem 6-stopniowej przekładni manualnej. Drążek przeskakuje lekko, ale zdarza mu się zagubić po drodze precyzję pracy. Bez wątpienia nie jest to standard, do którego przyzwyczaił nas niemiecki producent w swoich modelach osobowych. Praca skrzyni przypomina trochę terenowego Amaroka.
Zróbcie mi więcej miejsca!
Pewnie właśnie to rzekłby jeden z uczestników modnego parę lat temu talent-show tuż przed wyrżnięciem w podłogę i nadzianiem się na płonącą dzidę. Czy to wszystko w kwestii mody i miejsca? Jeśli chodzi o Tiguana, przestrzeni mamy pod dostatkiem. Kabina pasażerska urzeka przede wszystkim sporą ilością centymetrów dostępnych dla zasiadających na tylnej, dzielonej i przesuwanej kanapie. Dzięki jej wzdłużnej regulacji można wedle potrzeb powiększać bagażnik (470 l), przy okazji zmieniając położenie kąta oparcia siedzeń. Nawet bardzo wysocy pasażerowie podróżujący w drugim rzędzie nie będą narzekali na brak miejsca nad głowami czy na kolana.
Z kolei przednie fotele Tiguana mają spory zakres regulacji wysokości i wystarczające podparcie boczne. Dodatkowo prawe siedzenie możemy złożyć, jeśli zajdzie potrzeba przewiezienia dłuższego przedmiotu (np. karnisza albo faceta z płonącą dzidą wbitą w głowę). Wnętrze Volkswagena wyposażono w liczne skrytki i półeczki, bez których trudno obecnie wyobrazić sobie nowoczesnego miejskiego crossovera. Szczególnie przydatny okazuje się przesuwany podłokietnik przedni, który kryje w sobie pojemny schowek. Za dodatkową opłatą dolne partie kabiny Tiguana mogą być oświetlone niewielkimi lampkami tworzącymi przytulny, luksusowy nastrój. Stopień natężenia światła regulowany jest w menu komputera pokładowego.
Choć wnętrze niemieckiego SUV-a zdaje się być nieźle przemyślanym i dość przyjemnym miejscem, to jednak przebywając w nim nieco dłużej można odkryć, że tu i ówdzie Volkswagen postanowił nieco zaoszczędzić kosztem jakości wykonania. Pomijając fakt, iż deska rozdzielcza pochodzi z Golfa Plus (model nieobecny na polskim rynku, lecz wciąż sprzedawany np. w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii), głównym zarzutem kierowanym pod adresem Tiguana może być obecność plastików nieco gorszej jakości pojawiających się tam, gdzie oko klienta sięga rzadziej. Diabeł tkwi też w szczegółach, takich jak np. kieszenie w drzwiach tylnych bez wyściełania materiałem tłumiącym odgłos przesuwających się wewnątrz przedmiotów.
Czas na werdykt
Choć moda nie poddaje się zwykłym ocenom, to jednak spróbujmy na chwilę podejść do Tiguana czysto zdroworozsądkowo. Niemiecki crossover to dość wygodny w prowadzeniu samochód wielozadaniowy, który doskonale nadaje się na rodzinne auto wykorzystywane głownie w mieście. Tiguan jest zwrotny, dysponuje dobrze zestrojonym zawieszeniem, połykającym bez problemu wszystkie doły i wyrwy w asfalcie. Spory prześwit pozwoli zapomnieć o krawężnikach, a pojemne wnętrze sprawdzi się podczas urlopowego wyjazdu. A zatem: ideał? Oczywiście, że nie.
Denerwować może dziwne zestrojenie lewarka skrzyni biegów oraz sprzęgła, zaś 160-konny silnik TSI na papierze wydaje się mocniejszy niż jest w rzeczywistości. Głównym problemem testowanego egzemplarza w rozszerzonej specyfikacji CityLine jest jednak cena. Łącznie z wyposażeniem dodatkowym niebezpiecznie zbliża się ona do poziomu.... wersji 2.0 TSI 180 KM Sport&Style z napędem 4MOTION, która wcale nie jest "golasem". Do przemyślenia...
Plusy:
+ komfortowe zawieszenie
+ duża ilość miejsca na tylnej kanapie, także nad głowami
+ łatwość manewrowania wspomagana skutecznym asystentem parkowania
+ dobre wyciszenie wnętrza
Minusy:
- dziwna praca zespołu skrzynia biegów-sprzęgło
- tu i ówdzie we wnętrzu widoczne są oszczędności
- niewielki silnik 1.4 160 KM potrafi dostać zadyszki
Podsumowanie:
Modnie i wygodnie? Komfortowe zawieszenie Tiguana w połączeniu ze sporym prześwitem pozwalają zapomnieć o trudach pokonywania miejskiej dżungli. Podwójnie doładowany motor 1.4 TSI nie zachwyca osiągami, ale rodzinne auto nie musi "latać". Przyzwyczajenia wymaga specyficzne zestrojenie sprzęgła i skrzyni biegów.