"B" na masce znaczy już co innego. Brabus zabrał się za brytyjską klasykę. W swoim stylu

Słynne "latające B" na maskach Bentleya teraz przyjmuje nową formę. Zastąpiło je inne "B", bo za markę wziął się Brabus. Jest dużo mocy i dużo włókna węglowego.

Niemiecki tuner rozszerza swoją działalność. Po brutalnych i lekko szalonych Mercedesach oraz Porsche przyszła pora na kolejną markę. Widzę kontrowersję, ale i konsekwencje, bo Brabus 900 oparty na Bentleyu Continentalu świetnie wpisze się w grupę docelową współczesnych klientów Brabusa. A inni? No cóż, muszą to przełknąć.

Brabus 900 to Bentley Continental, ale "bez Bentleya"

Cały wstęp poświęcony zniknięciu "latającego B" z maski ma swoje uzasadnienie. Brabus 900 oraz Brabus 900 Superblack to modele, na których nie znajdziemy ani jednego logo brytyjskiej marki. Emblemat z przodu dostał logo Brabusa, a tuner z tyłu przykleił na klapie, nie bójmy się tego słowa, ohydną wstawkę z włókna węglowego z własnym logo. We wnętrzu, obszytym wysokiej jakości skórą, pojawiła się inna wysokiej jakości skóra, z przeszyciami oraz oczywiście tym drugim "B" wytłoczonym w kluczowych miejscach.

Brabus 900

I dużo włókna węglowego. Bardzo dużo. Od lotki, przez detale, na zderzakach i dokładkach kończąc. A także panelach we wnętrzu, które w Continentalu potrafią wyglądać niezmiernie elegancko, z drewnem i chromem. Tutaj mamy czerń i karbon. Ewentualnie piaskowy róż i karbon, bo tak wykończony jest Brabus 900 Cabriolet.

Oczywiście, na osiach pojawiły się potężne, kute felgi niemieckiej marki. To Monoblock ZM Platinum Edition o średnicy 22 cali. I w chromie, albo chociaż srebrne, mogłyby nawet pasować do Bentleya. Choć nie wiem, czy Continetala.

Nie tylko bodykit

Brabus oczywiście przyłożył się też do mechaniki. I nie mam na myśli charakterystycznych końcówek wydechu. Co "dziwne", nie świecą, jak w najnowszych kreacjach z Bottrop. Za to oczywiście wydech jest aktywny.

Bazą dla obu modeli była hybryda plug-in. Silnik elektryczny został jednak standardowy, a spece popracowali nad jednostką V8 oraz kalibracją obu systemów.

Wydech i mapa silnika nie wystarczyły. Są też nowy dolot (karbonowy, a jakże) oraz para zmodyfikowanych turbosprężarek. Moc wzrosła o 118 KM i teraz Brabus 900 ma... 900 KM. Oraz 1100 Nm. Ta ciężka krowa potrzebuje zaledwie 2,9 sekundy na osiągnięcie 100 km/h. A Ci, co mają grube portfele na mandaty, albo blisko do Niemiec, mogą osiągnąć 335 km/h w Coupe, lub 285 km/h w modelu bez dachu. Obie prędkości wynikają z elektronicznego limitera.

Obniżono też zawieszenie (o 20 mm), a w opcji pojawiły się nowe, większe ceramiczne hamulce.

Ceny? Coupe startuje od 489 200 Euro netto (prawie dwa razy tyle co bazowy Continental GT). Brabus 900 Cabriolet z kolei jest droższy i wyceniony na minimum 538 800 Euro.

Klienci to "łykną". Ale ja mam wrażenie, że Brabus, choć zawsze nieco kontrowersyjny, jest już coraz bliższy kreacjom Mansory. Tylko uwielbienie dla czerni powoduje chyba, że samochody nie są aż tak kiczowate. Bo bodykity z każdym kolejnym projektem zbliżają się do konkurenta.