Bentley Continental GT wyjechał na drogi 20 lat temu. To auto zmieniło oblicze marki
Dokładnie 20 lat temu na drogi wyjechał samochód, który otworzył nowy rozdział w historii luksusowych coupe. Bentley Continental GT zmienił raz na zawsze zasady gry i pokazał, że grupa Volkswagena ma przemyślany plan na swoją przyszłość. Ta okrągła rocznica to doskonały moment na krótką i fascynującą podróż w czasie.
Być może przechodzicie obok tego samochodu obojętnie, traktując go jako kolejne wielkie i luksusowe coupe. Bentley Continental GT zasługuje jednak na szczególne uznanie. Ten model wbrew pozorom jest jednym z kamieni milowych w historii motoryzacji. Jego debiut sprawił, że wiele marek na nowo musiało usiąść do koncepcji swoich nadchodzących aut, potencjalnie konkurujących z produktem z Crewe.
Aby jednak lepiej zrozumieć historię tego auta, należy zacząć nie od miejsca i marki, a od człowieka. A był nim Ferdinand Piëch - człowiek trudny i wymagający we współpracy, ale zarazem z głową pełną fascynujących wizji, które stały się rzeczywistością. To jego działania i decyzje przesunęły wiele granic na tyle daleko, że szereg firm po dziś dzień nie jest w stanie ich osiągnąć.
Dokładnie 20 lat temu Bentley Continental GT ujrzał światło dzienne. Ten projekt, wbrew pozorom, powstał znacznie wcześniej
Nie mam tu jednak na myśli projektu samochodu, a ideę, która za nim stała. Ferdinand Piëch był wierny swoim zasadom. Jedną z nich była koncepcja budowy samochodu wokół silnika. To jednostka napędowa pełniła kluczową rolę, a cała reszta była dostosowywana do tego, co znajduje się pod maską.
W 1993 roku Piëch objął stanowisko szefa grupy Volkswagena w wyjątkowo trudnym momencie. Koncern był dosłownie o krok od bankructwa i wymagał szybkiej oraz przemyślanej restrukturyzacji. Odważne decyzje i agresywna strategia nie tylko szybko poprawiły kondycję finansową, ale także otworzyły drzwi do inwestowania w rozwój.
To było to, czego Piëch potrzebował. Legenda głosi, że swoje marzenie, czyli silnik W12, narysował na serwetce, podczas podróży pociągiem. W 1991 roku w formie makiety trafił on do koncepcyjnego Audi Avus. Po raz pierwszy pojawił się pod maską regularnie oferowanego auta dopiero 10 lat później, w Audi A8 D2.
Nie był to jednak punkt docelowy, a jedynie przystanek w podróży, która zaczęła się w 1998 roku.
To właśnie wtedy grupa Volkswagena poszła na ogromne zakupy. W jej ręce trafił Bentley, Lamborghini i Bugatti
To były kolejne elementy układanki, których Ferdinand Piëch poszukiwał od dawna. Mało kto też pamięta, że Volkswagen formalnie pozyskał również Rolls-Royce'a. Tutaj jednak, ze względu na podział praw do marki pomiędzy Vickersem a Rolls-Royce plc (producentem silników lotniczych), doszło do kompromisowego układu z BMW.
Marka z Monachium uzyskała część praw do Rolls-Royce'a, co doprowadziło do patowej sytuacji. Volkswagen zdecydował się finalnie na ciekawy układ. Przez 4 lata marka z Wolfsburga kontrolowała produkcję Rolls-Royce'a, ale silniki pochodziły z gamy BMW.
W 2002 roku finalnie dokonano podziału, w ramach którego Bentley i zakład w Crewe trafiły do Volkswagena, a BMW przejęło Rolls-Royce'a. Finalnie dla marki ze "Spirit of Ecstasy" w logo stworzono całkowicie nową fabrykę w Goodwood.
Volkswagen i Ferdinand Piëch i tak nie chcieli utrzymywać w swojej gamie Rolls-Royce'a. Zależało im na Bentleyu, jako na marce znacznie bardziej "masowej". Zresztą już wtedy prace nad ich kluczowym autem były na bardzo zaawansowanym poziomie.
Bentley Continental GT stał się pierwszym "dostępnym i masowym" samochodem tej marki
Paradoksalnie szlak przetarł tutaj koncepcyjny model Java z 1994 roku. Był to koncept, który miał pokazać potencjalny kierunek rozwoju marki. Finalnie jednak Sułtan Brunei namówił markę do wyprodukowania dla niego 18 egzemplarzy. Aby było zabawniej, to te 18 sztuk wystarczyło, aby ten samochód stał się najliczniej produkowanym modelem marki.
Niebawem miało się to jednak zmienić. Tutaj musimy wrócić do koncepcji budowania samochodu wokół silnika. Dla Ferdinanda Piëcha luksusowe coupe stanowiło idealne połączenie dla tej jednostki napędowej. A tutaj Bentley pasował jak ulał. Miał potencjał, klasę, historię i uznanie. Brakowało jedynie odpowiedniego produktu.
Konstrukcję tego auta testowano w doskonale przygotowanych "mułach"
Wszystko zrobiono tak, aby nikt nie poznał finalnego wyglądu przed debiutem. Pierwsze egzemplarze zbudowano wykorzystując panele nadwozia Audi S8 D2. Kolejne, testowane bliżej debiutu, imitowały wyglądem Audi A6. Klikając tutaj znajdziecie jedno z niewielu zdjęć takiego "muła".
Volkswagen zainwestował w międzyczasie 745 milionów dolarów w rozbudowę i unowocześnienie zakładu w Crewe. Zatrudniono nowych pracowników, a tych najbardziej wykwalifikowanych przygotowano do precyzyjnej pracy.
Pierwszy gotowy egzemplarz został... rozbity. I to przypadkowo
Na kilka miesięcy przed premierą powstał jeden z pierwszych kompletnych egzemplarzy tego auta. Projekt nadwozia przygotował Dirk van Braeckel i nawiązał w nim do historii marki, wplatając tutaj także dużo nowoczesnego charakteru.
Zarząd Volkswagena postanowił zabrać ten samochód na przejażdżkę po zamkniętym torze. Nie wiadomo dokładnie o który obiekt chodzi, ale śmiało obstawiałbym obiekt Ehra-Lessien. To doskonale ukryty w lesie obiekt badawczy Volkswagena, z siecią krętych odcinków, które otoczono 10-kilometrowym prostym odcinkiem z charakterystycznymi profilowanymi zakrętami na jego krańcach.
Podczas przejażdżki zawiódł napęd na cztery koła, a samochód zaczął szybko wytracać prędkość. Pech chciał, że za Bentleyem, równie szybko, poruszało się testowe Lamborghini Gallardo. Kierowca włoskiego auta nie zareagował na czas i uderzył z ogromnym impetem w Bentleya.
W efekcie pierwszy egzemplarz Continentala GT skończył bez tyłu. Kierowca Lamborghini z kolei był wycinany z rozbitego samochodu, ale nie odniósł poważnych obrażeń.
Bentley Continental GT ujrzał światło dzienne w 2003 roku i ustanowił nowe standardy
Można wręcz powiedzieć, że ten samochód na nowo zdefiniował znaczenie "luksusowego GT". Wielkie nadwozie skrywało wnętrze, które zapewniało najwyższy komfort dla dwóch osób, ale umożliwiało także podróż we czwórkę. Wyposażenie wzięto z najwyższej półki. Na pokładzie zadebiutowały zaawansowane multimedia z nawigacją, wybitny układ klimatyzacji, doskonałe nagłośnienie i szereg innych rozwiązań zwiększających komfort jazdy.
Najważniejsze było jednak to, co znalazło się pod maską. Mowa tutaj o silniku W12, ale w wariancie, którego do tej pory nikt nie widział. W Audi A8 zastosowano dwa lata wcześniej wolnossące wydanie. Tutaj dodano dwie turbosprężarki KKK, które zwiększyły moc do 560 KM. To wszystko trafiało na wszystkie cztery koła.
W efekcie powstało auto, które odcinało kierowcę i pasażerów od świata zewnętrznego, ale jednocześnie osiągami dorównywało wielu supersamochodom. Napęd na cztery koła zapewniał z kolei świetną trakcję i poczucie bezpieczeństwa. To odhaczało potrzeby wielu osób poszukujących luksusowego krążownika do codziennej jazdy.
Sprzedaż, jak łatwo się domyślić, wystrzeliła w ekspresowym tempie
W 1998 roku, czyli w momencie, w którym Bentley trafił w ręce Volkswagena, roczna produkcja sięgała około 400-450 samochodów. Wystarczyły zaledwie dwa lata, aby na drogi wyjechał Continental GT z numerem 8000 - było to już w 2005 roku.
Rynek pokochał tę maszynę. Dawała ona wysoki komfort jazdy i niesamowitą moc. Przy masie wynoszącej 2385 kilogramów nie był to pożeracz zakrętów, ale autostrady stały przed nim otworem. Ferdinand Piëch znalazł idealne miejsce na swój wymarzony silnik W12.
Jakby nie patrzeć rok 2003 był przełomowy dla marki. Na drogi wyjechał Continental GT i Lamborghini Gallardo - pierwszy od lat "tańszy" model włoskiej manufaktury. Volkswagen wprowadził Golfa piątej generacji, w którym na nowo rozpalił magię liter GTI. Zaledwie dwa lata później zadebiutowało Bugatti Veyron, podnosząc poprzeczkę na nieznany dotychczas poziom.
Nieco wcześniej, bo w 2002 roku, poznaliśmy z kolei Volkswagena Phaetona - kaprys Piëcha i zapowiedź rozwiązań, które dostanie Bentley. Mocno spokrewniony z tym samochodem był zaprezentowany w 2005 roku Bentley Flying Spur, czyli czterodrzwiowa limuzyna, która bazowała na Continentalu GT.
Bentley bez Volkswagena i tego auta najprawdopodobniej byłby dalej niszową marką
Dalszy ciąg tej historii doskonale znacie. Po Continentalu GT i Flying Spurze przyszedł czas na SUV-a, a w najbliższych latach poznamy pierwszy elektryczny model marki z Crewe. Tym razem jednak stoją za nim osoby, które nie patrzą na rynek i na motoryzację tak jak Ferdinand Piëch. Czy kolejny sukces będzie więc gwarantowany? Przy obecnej pozycji marki - bez wątpienia. Na pewno jednak nie dostaniemy tak unikalnej maszyny.