Bose tworzyło unikalne elektromagnetyczne zawieszenie przez 30 lat. Teraz może być rewolucją
Czy głośniki mogą dać początek zawieszeniu? Owszem. Bose stworzyło rozwiązanie, nad którym pracowało 24 lata. I być może wreszcie ujrzy ono światło dzienne.
Bose to firma, którą znają niemal wszyscy. Ten amerykański producent dał nam nie tylko świetne nagłośnienie (także samochodowe), ale również pewną unikalną technologię. Ta jest cały czas rozwijana i być może w przyszłości stanie się elementem wyposażenia topowych limuzyn. A mowa o zawieszeniu, które ma zadziwiająco dużo wspólnego z głośnikami.
Amar Bose był wizjonerem i nie bał się wyzwań
Aby lepiej zrozumieć pogoń marki Bose za rozwojem nowych technologii trzeba spojrzeć na karierę założyciela tej marki. Już od dziecka przejawiał on ogromne zainteresowanie techniką i technologiami. W czasie II Wojny Światowej, mając zaledwie 13 lat, zabrał się za naprawę zepsutych radioodbiorników i stacji przekaźnikowych, pomagając tym samym finansowo swojej rodzinie.
Zainteresowania pozyskane w młodym wieku skierowały go w stronę kariery naukowej. Studia na MIT (Massachusetts Institute of Technology) dały mu odpowiednie zaplecze, aby cały czas rozwijać wiedzę. To właśnie tam, w 1956 roku, odkrył swoją największą pasję - dźwięk.
A konkretnie jego jakość. Otóż właśnie w 1956 roku kupił on jeden z najlepszych systemów nagłaśniających tamtych czasów. Jak się jednak okazało jakość odtwarzanego dźwięku była mierna i nie oddawała charakteru nagrań "na żywo".
Już w 1964 roku, dzięki wsparciu "aniołów biznesu" stworzył swój pierwszy model głośnika. Do jego opracowania wykorzystał badania akustyki i psychoakustyki, co stało się później fundamentem dla Bose Corporation, stworzonej przez niego firmy. Co ciekawe pomimo prowadzenia tak prężnego biznesu nie porzucił kariery naukowej i aż do 2001 roku wykładał na MIT. Jednocześnie w 2011 roku, dwa lata przed swoją śmiercią, przekazał większość udziałów (bez prawa głosu) właśnie tej uczelni. Dzięki temu nie ingeruje ona w rozwój marki, a jednocześnie ma stałe przychody płynące z tytułu dywidend. Jedynym warunkiem, który musi spełniać MIT, jest absolutny zakaz sprzedaży tych udziałów.
No dobrze, ale co ma Bose do zawieszenia?
Otóż bardzo dużo. Właściciel tej marki posiadał dwa dość komfortowe samochody - bardzo miękkiego Pontiaca z 1957 roku i później Citroena z 1964 roku. Te auta, głównie za sprawą unikalnych konstrukcji zawieszenia, uświadomiły mu, że układ jezdny samochodu może przejść ogromną metamorfozę. W przypadku Citroena najbardziej doskwierały mu wycieki płynu hydraulicznego, zaś Pontiac był zwyczajnie zbyt miękki.
Te doświadczenia sprawiły, że w siedzibie Bose w 1980 roku uruchomiono "Project Sound". Nazwa była bardzo enigmatyczna i nikt za bardzo nie zwracał uwagi na projekt, który rozwijano gdzieś pomiędzy kolejnymi systemami nagłośnienia. Jego nazwa też nie była przypadkiem - miała ukryć prawdziwe intencje, tak aby księgowość nie dobrała się do analizy faktycznego stanu rzeczy.
A ten był zgoła inny
Otóż "Project Sound" skrywał zawieszenie do samochodu. Według Amara Bose ta sama koncepcja, co wysuwa i wsuwa stożek głośnika (czyli cewka i elektromagnesy) w odpowiedniej skali może działać jako zawieszenie w samochodzie. Po godzinach powstał cały matematyczny model działania takiego systemu, który wymagał jednego - rozwoju techniki. Po prostu w momencie, w którym pomysł zrodził się w głowie założyciela tej marki, nie było fizycznie możliwości stworzenia czegoś takiego.
Ale odłożony na pewien czas na półkę projekt nie umarł. Wręcz przeciwnie. Nowe mikroprocesory i odpowiednie materiały otworzyły drzwi do wdrożenia w życie idei istniejącej dotychczas jedynie w formie pomysłu i wzoru.
Przez 24 lata ta koncepcja była konsekwentnie rozwijana, aż do momentu, w którym uznano, że jest gotowa do światowej prezentacji. W 2004 roku Bose zaprezentowało "Project Sound" światu i mediom.
To był prawdziwy szok
Wyobraźcie sobie, że ktoś przesiada się z Poloneza prosto do najnowszej Klasy S, nigdy nie jeżdżąc innymi autami. Nagle okazuje się, że prowadzenie i wybieranie nierówności może przypominać wyprawę na inną planetę.
Tak też to wyglądało w przypadku tego zawieszenia. Autami doświadczalnymi zostały dwa Lexusy LS400 (jedno ze standardowym zawieszeniem, drugie z technologią Bose) oraz Porsche 911. Zwłaszcza zestawienie dwóch Lexusów robiło wrażenie. Tam, gdzie standardowa konstrukcja przechylała się lub przenosiła wiele wibracji do wnętrza, zawieszenie elektromagnetyczne nie miało sobie równych. Nadwozie nie przechylało się, nie wibrowało i całkowicie odcinało od tego, po czym aktualnie się jechało. Co więcej, dzięki odpowiednim ustawienim można było nawet "przeskoczyć" nad dziurą. Rozumiecie to? Przeskoczyć! Łączny skok "amortyzatora" wynosił 22,5 cm, co pozwalało na podnoszenie lub opuszczanie osobno każdego z kół.
Problemem w momencie premiery pozostawały jedynie koszty i ewentualnie masa tego rozwiązania. Takie zawieszenie było o około 90 kilogramów cięższe od standardowego lub pneumatycznego, a do tego sporo kosztowało. Amar Bose zakładał jednak, że pod koniec dekady koszty produkcji zostaną zoptymalizowane, a to pozwoli na zastosowanie jego konstrukcji w najdroższych autach.
Chętnych było wielu, ale nikt nie podjął wyzwania
Z amerykańską marką rozmawiali wszyscy najwięksi producenci. Elektromagnetyczne zawieszenie stało się przełomowym rozwiązaniem, aczkolwiek jednocześnie padło ofiarą swojej własnej innowacyjności. Jego największym przeciwnikiem niezmiennie pozostawała cena.
W efekcie ta unikalna konstrukcja pozostała na półce Bose aż do 2018 roku, kiedy to prawa do technologii wykupiła firma ClearMotion. Jej celem jest dalsze dopracowanie idei takiego zawieszenia i finalne wprowadzenie go na rynek.