Bugatti EB112 to rarytas, który chciałbyś mieć. O ile na koncie zostało Ci dużo euro
Bugatti EB112 to jedno z najmniej znanych i jednocześnie najbardziej fascynujących aut tej marki. Efektowna limuzyna nie miała szczęścia jako nowe auto, ale teraz stanowi prawdziwy rarytas dla kolekcjonerów.
Historia Bugatti jest bardzo burzliwa. Po latach nieobecności na rynku i stosowania logotypu na replikach (o których wspomnieliśmy w tekście o De La Chapelle Parcours), marka powróciła do świata żywych za sprawą Włocha. Romano Artioli, przedsiębiorca i wizjoner, postanowił przywrócić świetność marce z Molsheim. "Nowe" Bugatti osiedliło się w Campogalliano, gdzie stworzono jeden z najwspanialszych supersamochodów w historii motoryzacji - EB110. Przeczytać o nim możecie w tym tekście (kliknij). Mało kto jednak pamięta, że po EB110 powstało także Bugatti EB112. Niestety - jego historia była już bardzo burzliwa. A szkoda, bo niewiele brakowało, a na rynku pojawiłoby się pierwsze od wielu lat hiper-GT z czterema parami drzwi.
Bugatti EB112 było marzeniem Arioliego
Włoski biznesmen po sukcesie EB110 chciał stawiać kolejne kroki w rozwoju marki. Naturalnym wyborem w jego opinii było stworzenie luksusowego GT. W przeciwieństwie do obecnych na rynku aut postawiono na czterodrzwiowe nadwozie. Zadanie zaprojektowania samochodu dostał Giorgetto Giugiaro.
Jego pierwszy projekt wylądował jednak w koszu na śmieci. Artioli miał w głowie dokładną wizję swojego samochodu. Miał to być projekt wizualnie nawiązujący do kultowych dzieł Bugatti, takich jak 57 SC Atlantic, 57 Tank, czy Tipo 55.
Giugiaro usiadł więc ponownie przy swojej desce kreślarskiej i stworzył kolejny projekt. Ten w stu procentach spełnił oczekiwania Artioliego. Auto dostało zielone światło, a pierwszy egzemplarz zaczął powstawać w fabryce w Campogalliano.
Bugatti EB112 przegrało jednak z bankructwem firmy
Samochód o numerze nadwozia #39001 został skończony przez Italdesign i był prezentowany podczas targów w Genewie w 1993 roku. Burgundowy lakier przyciągał wzrok, a fantastyczne wizualnie nadwozie budziło wiele emocji. Do tego Bugatti ukryło pod nim wszystko, co najlepsze.
Ogromne doświadczenie pozyskane przy tworzeniu EB110 pozwoliło na stworzenie luksusowego GT o rewelacyjnych osiągach i właściwościach jezdnych godnych gokartu. Pod maską znalazła się wolnossąca jednostka 6.0 V12, która przekazywała moc na wszystkie cztery koła za pośrednictwem 6-biegowej manualnej skrzyni biegów. Dzięki niskiej masie nadwozia (uzyskanej za sprawą zastosowania aluminium) auto rozpędzało się do setki w 4,3 sekundy i mogło osiągnąć nawet 300 km/h.
Bardzo specyficznie prezentowało się także wnętrze tego auta. Jego design był dość nietypowy, gdyż w pierwszym egzemplarzu połączono szczotkowane aluminium i jasną skórę. Auta #39002 i #39003 miały już czarne wnętrza.
Bugatti EB112 39003
Jednocześnie rozpoczęto budowę dwóch kolejnych aut
Komplet części, podwozie i poszczególne komponenty zalegały w zamkniętym zakładzie w Campogalliano. Podczas aukcji wyposażenia fabryki nabył je Gildo Pallanca Pastor, monakijski biznesmen i późniejszy właściciel marki Venturi.
Pozyskane komponenty zostały przetransportowane do Monako, gdzie "złożeniem puzzli" zajął się zespół Monaco Racing Team. Tak powstały samochody o numerze nadwozia #39002 i #39003.
Bugatti EB112, które trafiło na sprzedaż, to drugi z trzech powstałych samochodów
W 1993 roku ten egzemplarz został zamówiony przez szwajcarskiego importera. Samochód złożony w MRT (choć jego produkcja rozpoczęła się jeszcze w Campogalliano) wyjechał na drogi w 2000 roku. Trzy lata później został zarejestrowany w Genewie, gdzie w 2006 roku po raz pierwszy oficjalnie ujrzał światło dzienne podczas Geneva Classics Motorshow.
W ciągu 21 lat przejechano nim tylko 3900 kilometrów, co pozwoliło na zachowanie idealnego stanu technicznego. Pod maską znajduje się oryginalne 6-litrowe V12, a jedyną różnicą jest zastosowanie 5-biegowej manualnej skrzyni biegów.
A co dzieje się z pozostałymi autami? Promocyjny egzemplarz (oryginalny) #39001 pozostaje w rękach firmy Italdesign. Trzecia sztuka, #39003, przez lata była prywatnym autem Glido Pastora. Auto pojawiało się w mediach i na różnych imprezach. Obecnie przeszło w ręce innego kolekcjonera z Monachium.
Warto też wspomnieć, że egzemplarz pierwszy, drugi i trzeci różnią się od siebie wyglądem. Jedynie #39001 został wykonany w sposób idealnie spełniający wizję Giugiaro i Artioliego. Drugi samochód posiada specyficzne lampy z tyłu, które w aucie Pastora zastąpiono już klasycznymi światłami ukrytymi pod jednym kloszem. Różnią je także przednie reflektory.
Co ciekawe Volkswagen rozważał stworzenie limuzyny
Po przejęciu marki w 1998 roku powstały dwa prototypy - EB 118 i EB 218. Obydwa zaprojektował Giugiaro i były one niejako rozwinięciem koncepcji EB112. W obydwu zastosowano eksperymentalny silnik W18, a napęd na cztery koła przeniesiono z Lamborghini Diablo VT.
Dlaczego nigdy nie zdecydowano się na produkcję tych aut, pomimo ich gotowości? Odpowiedź jest prosta - zarząd koncernu uznał, że Bugatti ma stać się producentem unikalnego sportowego hipersamochodu, a nie wygodnego GT. Tak oto zaczęła się historia studyjnego Chirona (tak, ta nazwa była pierwsza), a finalnie kilka lat później dostaliśmy Veyrona.