Jeździłem SUV-em z hybrydą plug-in za 169 900 złotych. Konkurencji kable drżą z przerażenia
To czerwona lampka dla wielu producentów. BYD Seal U DM-i wchodzi na rynek hybryd plug-in z bardzo atrakcyjną ceną i z dobrym napędem. Jeśli komuś nie będzie przeszkadzać znaczek, a pochodzenie auta stanie się drugorzędną kwestią, to może to być idealny wybór.
W ciągu roku ze statusu "chińskie marki to egzotyka" przeszliśmy na "chińskie marki to rosnąca potęga". Szlak przetarło MG i BAIC, a wcześniej swój kawałek tortu próbował zdobyć Maxus. Teraz mamy całe multum firm z Państwa Środka - w tym BYD, Forthinga, Omodę i Jaecoo. Co więcej, nie są to firmy, które sprzedają pojedyncze auta. Ich wyniki rosną z miesiąca na miesiąc, a MG zaczyna celować w dobrą pozycję w pierwszej dwudziestce sprzedaży w Polsce. Stało się coś, czego nie spodziewali się nawet analitycy - Polacy "weszli w te auta" jak w masło. Nie było lamentu o pochodzeniu, nie było narzekania. Cena wygrała i przyciągnęła do salonów wiele osób. I nie tylko ona, bo sam produkt naprawdę się broni. Wiele firm oferuje dobre auta. Nie są to już czasy, w których Brilliance BS5 złożyło się niczym kartonowe pudełko podczas testu zderzeniowego. Wyposażenie nie odstaje od europejskiej czołówki, wygląd robi dobre wrażenie, a wyciszenie i jakość rozpieszczają. A to wszystko kosztuje 60-70 procent ceny konkurencji z Europy, Japonii czy Korei. Pragmatyzm wygrywa i daje chińskim produktom przewagę. BYD Seal U DM-i to idealny przykład.
Otóż BYD Seal U DM-i to duża hybryda plug-in, która kosztuje 169 900 złotych
Nie jest to więc najtańszy gracz na rynku, w którym dostaniemy "wtyczkę i baterię". Tutaj liderem pozostaje nowe MG HS PHEV, kosztujące 156 500 złotych w ofercie promocyjnej (standardowo 164 500 zł). W tym miejscu stawiamy kropkę i zaczynamy długą przerwę.
Hyundai Tucson PHEV to wydatek rzędu 199 000 złotych. Tiguan eHybrid startuje od 212 290 złotych. Toyota RAV4 PHEV od 256 900 złotych. Ford Kuga PHEV wymaga wydania 206 720 złotych.
Za blisko 30 000 złotych dzielące BYD i Hyundaia mamy dziesiątki miesięcy jazdy. I to jazdy dobrym samochodem, bo naprawdę ciężko jest tutaj znaleźć słabsze strony. Są, ale nie przeważają. I to jest problem dla tych wszystkich znanych nam marek.
Seal U wygląda dobrze. Nie porywa, nie rzuca na kolana, ale może się podobać. Jest solidny, łączy kanty i obłości i nie jest przekombinowany. Ma też świetne wnętrze - dobrze wykończone, ładne i przyjemne dla oka. Do tego świetnie je spasowano - żaden element nie skrzeczy, nic nie wygląda tanio, a przyciski pracują "po niemiecku", z przyjemnym skokiem i kliknięciem.
Mamy wygodne fotele (choć z krótkimi siedziskami) i ogrom miejsca na tylnej kanapie. Mamy też spory, bo oferujący od 425 litrów pojemności bagażnik. Nie największy, ale wystarczająco duży. Mamy miękkie plastiki na tylnych drzwiach, gdzie większość europejskich i azjatyckich firm stawia na twardy szorstki plastik.
Są też multimedia z efekciarskim obrotowym ekranem. Dobre, choć fatalnie przetłumaczone. Widać, że robiono to na szybko i po łebkach, gdyż "głoska bezdźwięczna" to głośność multimediów, a "przewodnictwo" to głośność komunikatów. Jest też "podążaj za mną reflektorem domu" i "regulacja wirowania". Zachęcam więc do wyboru języka angielskiego. A, nie zabrakło też Apple CarPlay i Android Auto, na szczęście!
To wszystko przestaje mieć znaczenie w momencie, w którym odpalamy ten samochód i ruszamy w trasę
W bazowej wersji Boost wbrew pozorom boostu nie mamy. Mocniejszy wariant z dwoma silnikami elektrycznymi ma turbodoładowanie. Ten słabszy, tańszy, korzysta z wolnossącego silnika 1.5 spiętego z napędem elektrycznym i z przekładnią E-CVT. Oferuje 218 KM i po prostu akceptowalne osiągi.
Bateria ma 18,3 kWh pojemności i teoretycznie zapewnia ponad 80 kilometrów zasięgu. Na sprawdzenie tych liczb przyjdzie jeszcze czas, gdyż do jazd udostępniono nam samochody celowo "rozładowane" do 20%. Ponoć przy tej wartości ten napęd pokazuje swoje możliwości.
Pierwsze spostrzeżenie? 1000 kilometrów zasięgu po uruchomieniu silnika. Zbiornik paliwa ma 60 litrów pojemności, co w połączeniu ze sporą baterią daje duży zapas do wykorzystania. Spalanie z jazdy po Warszawie, bardzo krótkiej i raczej "po mieście" wahało się w granicach 5,2-5,7 litra.
Na miejskich nierównościach, ulicach z kostki i na trylince BYD Seal U DM-i rozpieszcza miękkością zawieszenia i przyjemną amortyzacją. Jest bardzo komfortowo i cicho. Z nadkoli nie dobiegają nieprzyjemne odgłosy, a podwójne szyby dobrze izolują nas od szumu powietrza opływającego nadwozie.
Ta miękkość daje o sobie znać w czasie jazdy, zwłaszcza na zakrętach. Tu trzeba jechać spokojnie i płynnie, bez szaleństw. Zresztą do leniwego toczenia się zachęca też układ kierowniczy, bardzo mocno wspomagany i zarazem "dość ostry". Elektryczny sedan Seal ma dużo bardziej dopracowany układ jezdny - tu jeszcze jest ogromne pole do poprawy.
Osiągi w bazowej wersji są akceptowalne. Setka pojawia się na zegarach w około 8-9 sekund. Dynamika do 120 jest dobra, ale powyżej tej prędkości Seal U DM-i raczej spokojnie nabiera prędkości. Przynajmniej cały czas mało pali. To się liczy.
Za kierownicą tego auta zdążyłem zrobić raptem 30 kilometrów, więc na szczegółowy test jeszcze przyjdzie pora
Natomiast już teraz mogę powiedzieć, że zasłaniając znaczek i nazwę marki, wiele osób w życiu nie powiedziałoby, że ma do czynienia z chińskim produktem. BYD jest dobry. Ma wady, ale łatwo je poprawić (przy odrobinie chęci). Ma wygląd, ma sensowny napęd i atrakcyjną cenę.
To ona będzie spędzać sen z powiek produktowców konkurencji. Choćby głowili się i kombinowali, to zejść do poziomu chińskich marek będzie im bardzo ciężko. Oczywiście - mamy tutaj wiele znaków zapytania. Nie wiemy jak wypadnie awaryjność, jak sprawdzi się aftersales (opieka posprzedażowa) i jaka będzie dostępność części. Ukojeniem dla potencjalnego niepokoju ma być 6-letnia gwarancja mechaniczna i 8-letnia na baterię i napęd elektryczny.
Tajemnicą pozostaje też kwestia wartości rezydualnej i TCO (całkowitych kosztów użytkowania). Mam jednak przeczucie, że nawet floty będą gotowe zaryzykować dla ceny. Ludzie wciąż dostaną bardzo dobry i atrakcyjny produkt.
To fascynujące czasy dla motoryzacji. Po tych wszystkich latach, gdy obserwowaliśmy wysłanników z Chin biegających na targach z miarkami i aparatami, dostajemy produkty, które w wielu aspektach przewyższają europejskie samochody. W innych mają niewielkie zaległości do nadrobienia. Pewne jest jedno: nie trzeba się ich bać i naprawdę warto przyglądać się tym samochodom.