CATL gasi wysokie napięcie. Akumulatory przyszłości mogą pojawić się dużo później
CATL, jeden ze światowych liderów produkcji baterii, wylewa wiadro zimnej wody na tych, którzy czekają na akumulatory przyszłości. Konstrukcje półprzewodnikowe miały być rewolucją, a w opinii tej marki póki co są ślepą uliczką.
Jest tylko jedna rzecz, która przyspieszyłaby elektryfikację i sprawiłaby, że wiele osób spojrzałoby na samochody elektryczne w zupełnie inny sposób. Są to akumulatory, które zapewnią 600-700 kilometrów realnego zasięgu, nawet przy jeździe z prędkościami autostradowymi. Co prawda niektórzy powiedzą, że taki zasięg jest niepotrzebny, gdyż i tak trzeba robić postoje. Owszem - aczkolwiek ideą jest zapewnienie większej niezależności od sieci ładowania. Takie konstrukcje odciążyłyby chociażby huby na autostradach, zwłaszcza gdy ktoś podróżuje na dystansie do 500 kilometrów.
Taką rewolucją miały być akumulatory półprzewodnikowe ze stałym elektrolitem. Według wstępnych estymacji, zasięg na jednym ładowaniu mógłby sięgać nawet 1200 kilometrów. Kolejne marki przepychały się między sobą, wykazując gotowość do wprowadzenia takich konstrukcji na rynek.
Jak działają akumulatory półprzewodnikowe? Kliknij tutaj, aby poznać ich konstrukcję
Tymczasem CATL, jeden ze światowych liderów w produkcji baterii, mający ponad 40% udziału w rynku, gasi emocje i sprowadza wszystkich na ziemię. W ich opinii stały elektrolit to melodia przyszłości.
CATL twierdzi, że akumulatory półprzewodnikowe są nie tylko mało wydajne, ale także niebezpieczne
Robin Zeng, założyciel i dyrektor wykonawczy CATL, rzucił nowe światło na ten temat. Jego firma od około 10 lat pracuje nad takimi rozwiązaniami i wciąż nie pokonała wielu przeszkód. Wśród nich wymienił trzy kluczowe kwestie.
Pierwszą i najważniejszą jest bezpieczeństwo. Nieco inny rodzaj chemii, z dużą zawartością litu, budzi wątpliwości dotyczące kwestii samozapłonu w razie uszkodzenia akumulatora. Drugą stanowi wydajność tych konstrukcji. Testy CATL dowodzą, że póki co takie akumulatory nie wytrzymują zbyt wielu cykli ładowania. Trzecia kwestia to koszty. Te są wysokie, a rentowność baterii będzie zerowa.
Chińczycy sięgają więc po inne rozwiązania. Wśród opcji, które mają na stole i które przynoszą najlepsze efekty w testach, są akumulatory sodowo-jonowe. Te mogą pomieścić dwukrotnie więcej energii, a potencjalnie niebawem staną się tanie w produkcji.
Pewne jest więc to, że póki co przełom w kwestii elektromobilności nie nastąpi. Na rewolucję trzeba jeszcze poczekać - według zachowawczych estymacji szefa CATL od 4 do nawet 8 lat.


