Chrysler ledwo zipie, ale Stellantis ma dla tej marki ambitne plany. Będzie eksperymentem

Obserwowanie agonii tej wspaniałej marki jest naprawdę bolesne. Firma, której nazwa widniała kiedyś obok Daimlera, jest teraz cieniem samej siebie. Chrysler ma się jednak odrodzić - a Stellantis ma "ambitne plany".

W tym roku Chrysler obchodzi stulecie istnienia. Ta marka swego czasu wyznaczała trendy, wyprzedzając konkurencję. Kultowy już Airflow przetarł szlak ku bardziej opływowym i oszczędnym samochodom. Flagowe limuzyny tej marki imponowały jakością i wykonaniem. Z czasem jednak ta marka z "wielkiej trójki z Detroit" zaczęła walczyć o przetrwanie. Pierwszym ratunkiem był Lee Iacocca, który przejął stanowisko dyrektora wykonawczego pod koniec lat osiemdziesiątych, wyprowadzając Chryslera na prostą.

Później było wiele wzlotów (włącznie z przejęciem Lamborghini i fuzją z Daimlerem) i upadków (ocieranie się o bankructwo i ograniczenie gamy do dwóch produktów). Teraz w salonach tej marki pozostaje jeden model - Pacifica. Choć za rok będzie świętować 10-lecie na rynku, to póki co jego emerytura nie zbliża się wielkimi krokami.

Amerykanie chcą też, aby Chrysler się odrodził. Stellantis ma ponoć plan restrukturyzacyjny, a sama marka będzie ciekawym "eksperymentem".

Chrysler pracuje nad modelami, które wykorzystają potencjał platformy STLA Medium i STLA Large

Według Ralpha Gillesa, szefa stylistów, prace są bardzo zaawansowane, a sama marka całkowicie zmieni swój wizerunek. Stellantis chce, aby trafiła w gust nowej klienteli. Tu jednak postawiono kropkę - póki co nikt nie zdradza większej liczby szczegółów.

Mowa tutaj także o wielu eksperymentach, dzięki którym ta marka zapełni różne luki w portfolio całego koncernu. Trudno jednak powiedzieć o jakich modelach i o jakich lukach tutaj mówimy. Na pewno kluczowe jest stworzenie ciekawej gamy, która przyciągnie ludzi do salonów i będzie konkurencyjna wobec innych marek.

Chrysler 2025 nowe modele

Można jednak odnieść wrażenie, że Stellantis popełnił tutaj garść głupich błędów

Przede wszystkim nikt nie wykorzystał dużo wcześniej potencjału drzemiącego w synergii pomiędzy różnymi markami. Tak na dobrą sprawę już dawno temu można było postawić na przeprojektowane/kryjące się pod innym nadwoziem konstrukcje. Co więcej, działa to w obie strony. Hybrydowa Pacifica mogła spokojnie stać się samochodem dla Europy, tak jak niegdyś Dodge Journey zamienił się we Fiata Freemonta. Przy braku vanów na rynku, popyt na taki model byłby wystarczający, aby argumentować sprzedaż na Starym Kontynencie.