Citroen Jumpy L2 2.0 HDI Atlante

Praca kierowcy hotelowego to wdzięczne zajęcie. Codziennie masz do czynienia z ciekawymi ludźmi, poznajesz interesujące historie i jeździsz porządnymi samochodami. Zwłaszcza, że od dziś będę miał okazję podróżować najnowszym Citroenem Jumpy.

Citroen Jumpy pierwszej generacji, który dotychczas służył jako moja hotelowa taksówka, debiutował na rynku w 1995 roku. Średniej wielkości samochód dostawczy powstał we współpracy z Fiatem (produkowane są trzy modele - Citroen Jumpy, Peugeot Expert i Fiat Scudo) i bazował na osobowej odmianie nazwanej Evasion (analogicznie 806 i Ulysse). Z zasady miał być prostym samochodem wypełniającym lukę między mniejszym Berlingo i większym Jumperem. Występował w wersji dostawczej i osobowej, ładowność sięgała 900 kg, a pojemność przestrzeni bagażowej 4 metrów sześciennych. Jumpy nigdy nie szokował ani jakością użytych materiałów, ani przestronnością dla pasażerów. Zaletą była niższa cena od Evasiona, jednak i tak była ona zbliżona do Jumpera. Całe szczęście, że do hotelowego lineupu trafił model sprzed liftu przeprowadzonego w 2004 roku, gdyż Jumpy upodobnił się wówczas nieco do chińskich szkaradziejstw z wątpliwej urody atrapą silnika.

Nowa uśmiechnięta twarz
Po 12 latach produkcji przyszedł czas na zmiany w modelu. Jumpy/ Expert/ Scudo doczekały się swoich następców i dzięki temu wydoroślały. Dalej wykorzystywana jest płyta podłogowa osobowych odpowiedników tj. C8, 807 i Ulysse, poza tym postawiono na większą wszechstronność i łatwość załadunku w wersji dostawczej oraz na komfort i wygodę w wersji osobowej. Dzięki temu nasze dostawcze bliźniaki stały się bardziej dojrzałymi i dopracowanymi konstrukcjami. Dlatego też na hotelowym parkingu pojawił się nowy Citroen Jumpy w 9-miejscowej, dodatkowo przedłużonej wersji w bogatym wyposażeniu Atlante. Dziś nie tylko ja go będę testował. Moi pasażerowie również. Klient nasz Pan, więc musi mieć dużo miejsca oraz szybko i wygodnie dotrzeć do naszego hotelu, dlatego też pod maskę trafił 138-konny turbodiesel HDI.

Biorę kluczyki i wychodzę na parking, gdzie czeka na mnie srebrny Citroen. Od razu zauważam, że nowy Jumpy nie jest już prostym dostawczakiem z szybkami, a eleganckim samochodem, który może być zarówno partnerem w biznesie jak i towarzyszem wakacyjnej podróży. Kanciaste linie przodu zostały zamienione na zaokrąglony "pyszczek", który wydaje się uśmiechać. Wrażenia to potęgują zawinięte wysoko pod szybę reflektory. Duża, czarna, plastikowa połać poniżej może na początku szpecić przód auta, w praktyce jednak chroni nasze auto przed otarciami i zadrapaniami lakieru na zderzaku. Mogą one być naszym udziałem gdyż, jak sie okazuje z fotela kierowcy kiepsko widać, gdzie kończy się przód auta.

Linia boczna wznosi się od reflektorów poprzez szybę w przednich drzwiach i kończy się wraz z razem z rantem tylnego okna. Robi to ciekawe wrażenie, które potęgowane jest przez gładko wklejone boczne szyby (powierzchnia przeszklona wynosi ponad 5,8 metra kwadratowego), z których te w przesuwanych po obu stronach drzwiach są otwierane. Samochód, który dostałem to przedłużona odmiana L2, której długość dochodzi do ponad 5,1 metra (normalna L1 mierzy 4,8 m), co oczywiście wpływa na wielkość przestrzeni bagażowej (nawet do 7 metrów sześciennych w podwyższanej wersji). Tylna część również jest gładka, pionowe lampy doskonale widoczne, a ogromna klapa zakończona delikatnym spoilerem. Ciekawy element w "prawie dostawczaku". Przez chwilę odnoszę dziwne wrażenie, że znam te linie nadwozia. Szybki rzut oka na Jumpiego upewnia mnie w przekonaniu, że styliści za bardzo zapatrzyli się na Mercedesa Vito.

O klasę wyżej
Zajmując miejsce za kierownicą Citroena mam nieodparte wrażenie, że siedzę w samochodzie osobowym lub dobrej klasy vanie, a nie w aucie, które naprawdę jest dostawczym. Wygodny fotel pokryty welurem (podobnie jak boczki drzwi) zapewnia dobrą regulację - można siedzieć wysoko, ale też pozwala zająć pozycję znaną raczej z auta osobowego. Wszystkie przełączniki mam pod ręką. Dźwignia zmiany biegów umieszczona jest tuż przy kierownicy, co znacznie ułatwia jej obsługę. Umieszczone pod kierownicą sterowanie opcjonalnym radiem CD to także ukłon w stronę nie tylko komfortu, ale i bezpieczeństwa. Cieszą w tej klasie samochodu eleganckie zegary - mają kremowe tło, srebrne obwódki i są czytelne, a poza tym w nocy podświetlane na pomarańczowo. Do materiałów i ich spasowania nie mam zastrzeżeń, choć plastiki deski rozdzielczej mają różną fakturę i twardość.

Szybki rzut oka na schowki, których jest nieskończenie wiele w całym wnętrzu. Po obu stronach deski znalazły się pod nawiewami dwie pojemne skrytki wraz z uchwytami na napoje, przed moimi kolanami jest wnęka, a także przed pasażerem pod szybą. Ten właściwy schowek, zamykany na klucz, spokojnie mieści dokumenty formatu A4. Ba, nawet pokaźną encyklopedię tego rozmiaru. Również pod radiem znalazłem wnękę, pod podwójnym fotelem pasażera zagłębienie, a nad głową ogromną zamykaną półkę pod sufitem. Czasem można się zgubić, co gdzie się położyło.

Jazda na lotnisko
Na wyświetlaczu radia dostrzegam właściwą godzinę. To pora wyjazdu na lotnisko po hotelowych gości, a zarazem moich pierwszych testerów. Czasu jeszcze dużo, więc nie muszę się spieszyć. Do życia budzę 2-litrowy 138-konny silnik wysokoprężny HDI. To najmocniejsza jednostka oferowana w Citroenie Jumpy, która seryjnie wyposażana jest w filtr cząsteczek stałych FAP eliminujący szkodliwe substancje wydostające się z układu wydechowego. Jednostka pracuje spokojnie, podczas postoju ledwo słychać, że to turbodiesel. Wnętrze jest bardzo dobrze wygłuszone, więc podczas jazdy także nie dociera do nas uciążliwy dźwięk "grzechotnika". Wyjeżdżając spod hotelu przekonuję się, że z jednej strony mam w każdą stronę świetną widoczność (duże boczne lusterka i przeszklone powierzchnie), a z drugiej że manewrowania moim autobusem nie ułatwia promień skrętu wynoszący aż 12,6 metra. Przynajmniej układ wspomagania o zmiennej sile jest precyzyjny.

6-biegowa przekładnia manualna to wielki przyjaciel kierowcy. Drogi prowadzenia lewarka są krótkie, podobnie jak pierwsze trzy biegi. Moment obrotowy wynoszący 320 Nm powoduje, że następny bieg zapinamy już przy ok. 1500-2000 obr./min, a przy 100 km/h możemy spokojnie wrzucić 6 przełożenie. Jumpy jest tak żwawy, że niejednego kierowcę może wprowadzić w osłupienie. Mierzący ponad 5 metrów dostawczak jest w stanie ostro wyrwać spod świateł. Wielką zaletą Jumpiego jest jego wysokość wynosząca 1,94 metra, która spokojnie pozwala na wjazd na podziemny parking.

Zachwyceni?
Spóźniony prawie godzinę samolot, zdenerwowanie, dziesiątki telefonów i wreszcie dostrzegam na horyzoncie naszego przewodnika hotelowego prowadzącego szybko kroczącą grupę pięciu biznesmenów. "Japończycy, pewnie będą narzekać", śmieję się sam do siebie. Wyskakuje z samochodu i otwieram po obu stronach boczne drzwi. Ekspresowe przywitanie, dziwne uśmiechy moich pasażerów i propozycja wrzucenia walizek do bagażnika. Ledwo nie wybijam sobie zębów potężną klapą - trzeba mocno uważać, żeby mieć miejsce na cofnięcie się przed otwierającymi się wrotami, bo mogą nas znokautować. Trzy teczki i jedna większa torba w bagażniku Jumpiego są niczym okruszki rzucone na płytę Rynku Głównego w Krakowie - z kompletem 9 miejsc ta "grota" pochłania ponad 1200 litrów! Japończycy w garniturach zapakowaliby tu nie tylko ze dwie Micry, ale i z 50 telewizorów plazmowych. Tylko po co.

Podczas zamykania klapy (tu też uważajcie, żeby nie dostać nią w głowę) pojawia się kolejny problem we wnętrzu. Pasażerowie odkrywają, że aby dostać się do trzeciego rzędu możemy odchylić jedynie prawy fotel drugiego rzędu. Jeśli ktoś na nim siądzie, lewa 2-osobowa strona już nie ma możliwości pochylenia się. Dziwne rozwiązanie. Zamykam drzwi i ruszamy. Dopiero teraz zauważam brak podłokietnika zarówno dla siebie, jak i dla reszty pasażerów. Przy okazji znajomy przewodnik, który zajął miejsce obok mnie na podwójnym fotelu twierdzi, że oparcie ma zbyt pionowo. Jak się potem okazuje to jedyna pozycja dla niego, gdyż ławka nie ma żadnej regulacji. Może lepiej byłoby dokupić osobny fotel (wówczas auto jest 8-osobowe) lub po prostu schowek-podłokietnik wyciągany z oparcia? Z tyłu dobiegają jednak optymistyczne głosy, gdyż zagłębień na puszki jest pod dostatkiem, oparcia są regulowane, a każdy rząd foteli jest umiejscowiony wyżej od poprzedniego. To tzw. "system teatralny" - drugi rząd siedzi wyżej o 7 centymetrów od przednich foteli, a trzeci o następne 3 cm wyżej.

Trzyma się mocno, ale trzęsie
Trasa dojazdowa z lotniska do miasta pozwoliła odkryć szybką naturę Citroena. Zawieszenie jest twarde i auto doskonale trzyma się drogi. Ze względu na gabaryty i wysokość wynoszącą niecałe 2 metry normalną rzeczą jest przechylanie się w zakręcie, jednak jest to bezpieczne i zupełnie niegroźne. Prędkości ponad autostradowe także nie robią na Jumpim większego wrażenia i tu auto spisuje się bardziej jak prywatny odrzutowiec niż samochód dostawczy. Jednak dziurawe drogi przypominają nam wszystkim, że Citroen kompromisu nie znalazł. Nie dość, że trzęsie to jeszcze do naszych uszu dochodzą dziwne i niepokojące (w sumie niepotrzebnie) odgłosy dochodzące z okolic przesuwanych drzwi.

W podwójnym lusterku wewnętrznym widzę nieco skrzywione miny pasażerów. Niestety - jak byłoby miękko i wygodnie w mieście, to Jumpy w szybkich zakrętach podpierałby się lusterkami. Wolę tak, jak jest. Dojechaliśmy pod hotel. Na twarzach Japończyków znów zagościł uśmiech i są zadowoleni. Mówią, że to dobre i wygodne auto, jednak nad zawieszeniem mogliby dać popracować komuś innemu. Żegnamy się wymieniając wrażenia z jazdy oraz wizytówki, moi pasażerowie kierują się do hotelu na spóźnioną konferencję, a ja na kawę.

Jumpy ponad wszystko
Nikt nie wiedział, że naprawdę nie pracuję w hotelu. Nikt nie miał pojęcia, że bierze udział w teście. Jednak dzięki pasażerom zebrałem wiele cennych informacji o samochodzie, który pierwszy raz pojawia się w naszym dziale testów. Citroen Jumpy to ucywilizowany samochód dostawczy, który dzięki wygodnym miejscom, dobrym materiałom i przystępnej cenie staje się nie tylko busem mogącym służyć nam jako hotelowa taksówka, ale również samochodem, którym 5-osobowa rodzina może śmiało wybrać się na wakacje wraz z ekwipunkiem w postaci rowerów i namiotów. Średnie zużycie paliwa wynoszące w teście 8,5 litra na 100 km (w mieście 10,8 l/100 km, w trasie potrafi zejść do 7,2 l) jest do zaakceptowania, zwłaszcza że mamy do czynienia z ważącym ponad 1,8 tony samochodem.

Cena początkowa wynosząca 119 550 złotych może również nie wydaje się zbyt atrakcyjna, jednak od Citroena dostajemy od razu rabat w wysokości 6 tysięcy złotych, a to już obniża nam tą wartość do 113 550 złotych. Można się jeszcze zastanowić, czy jest nam potrzebny 138-konny silnik i czy nie wystarczyłby 2.0 HDI o mocy 122 KM. Wówczas za przedłużaną wersję Atlante zapłacimy 115 950 złotych. W standardzie ABS+BAS+EBD, centralny zamek, 2 poduszki powietrzne, czujniki deszczu i świateł, halogeny, klimatyzacja manualna i elektryczny pakiet szyb i lusterek. Dopłacimy 1 952 zł za lakier metalizowany i po rabatach (6 000 podstawa i 2 000 zł dodatkowy) wyjedziemy nowiutkim Citroenem Jumpy za 109 902 złote. Jak będziemy chcieli więcej aut i ładnie uśmiechniemy się do sprzedawcy, to może wytargujemy dodatkowy rabat flotowy. Czyż nie jest pięknie?