Dodge Deora. Co to w ogóle było? Niesamowity concept car, który nim... nie był

W połowie lat 60-ych na amerykańskim rynku roiło się od szlaonych aut koncepcyjnych. Jednym z nich był Dodge Deora, samochód, który Chrysler "przywłaszczył".

A latach 60-ych amerykańska motoryzacja, podobnie jak całe wzornictwo przemysłowe, przeżywało fascynację podbojem kosmosu. Powstało wiele projektów, które wyglądają jak bohaterowie bajki "Jetsonowie". Ale tak naprawdę, to były cudowne, pełne niesamowitych rozwiązań modele, przy projektowaniu których nie było ograniczeń budżetowych. Jednym z nich był Dodge Deora. Bardzo nietypowym.

Tak naprawdę trudno nawet powiedzieć, czym jest Dodge Deora. Poza tym, że już w momencie debiutu stał się fenomenem. Tak wielkim, że... stał się oficjalnym samochodem marki. Choć wcale nim nie był na początku.

Dodge Deora - bracia Alexander tworzą "customa"

Za projekt Deory odpowiadają Mike i Larry Alexander, dwóch tunerów z Detroit. W 1964 roku wpadli na pomysł zbudowania "customa" - indywidualnego projektu, na bazie jednego z nowych pickupów koncernu Chryslera. Projektantem stał się Harry Bradley, designer... General Motors.

Plan był prosty. Bradley rysuje samochód, a bracia Alexander wysyłają go do Chryslera, licząc że ten dostarczy im najnowszy model - Dodge'a A100. Był też plan B. Gdyby firma nie chciała dostarczyć projektantom podwozia, wystarczyło przejechać "na drugi koniec miasta". W Detroit motoryzacją żyli wszyscy, a Mike i Larry planowali uderzyć do Forda.

Najważniejsze było, żeby był to samochód typu COE, czyli z kabiną nad silnikiem. Koncern się zgodził, i bracia, wraz z Bradleyem, mogli zająć się przełomowym projektem.

Dodge Deora

Założeniem było pozbyć się jakichkolwiek linii, które mogłyby zaburzyć kształt nadwozia. Dlatego drzwi auta powędrowały... na przód. Zresztą, Dodge Deora miał drzwi z Forda. Dokładniej rzecz biorąc, tylną klapę z Forda Wagon z 1960 roku, która wpuszczała do wnętrza obracając się wokół własnej osi. Do tego zaprojektowano specjalną, odchylaną kolumnę kierownicy, która przyjęła kształt "motylkowy". Była bardziej stylowa, szalona, a przede wszystkim mniejsza, co pozwalało na wygodniejsze zajęcie miejsca w środku. Tego nie było dużo. Ciężarówkowa linia boczna miała niewielką kabinę. Według legendy miejskiej, bracia Alexander nie byli wysocy, a samochód robili "dla siebie".

Dodge Deora

Tak czy inaczej, jednolita kabina z drzwiami z przodu stała się problematyczna dla układu napędowego. Fabryczny silnik Dodge'a A100, czyli "slant-6" o pojemnosci 2,8 litra, powędrował o 38 cm do tyłu auta. Rzędowa, pochylona "szóstka" miała 101 KM i po tym przesunięciu... nie miała chłodzenia. W związku z tym chłodnice trafiły przed tylną oś. W podłodze wyprowadzono kanały, z których wentylatory zasysały chłodne powietrze, mające trafiać na radiatory. Ten przedziwny układ wymagał jeszcze jednej zmiany. Zbiornik paliwa wyleciał z okolic tylnej osi i trafił... za kabinę.

W efekcie powstał pickup, skrzyżowany z ciężarówką, który nie miał absolutnie żadnych zdolności przewozowych, bo całą "pakę" zajmowały patenty układu napędowego.

Miał za to coś, czego potrzebowali wszyscy

Wygląd, charyzmę i oryginalność. Może i był koszmarnie wolny, niebezpieczny i ciasny, ale wyglądał jak z ówczesnego filmu Science Ficion. Bradley narysował coś niesamowicie oryginalnego. A to, że tylne lampy pochodziły z Forda Thunderbirda, a boczne wloty powietrza są tylnymi lampami z Mustanga z 1964 roku, nic mu nie ujmuje.

Samochód pokazano po raz pierwszy na jednych z najważniejszych targów w USA - Autorama 1967. Zdobył na nich 9 nagród. A przede wszystkim tak spodobał się Chryslerowi, że koncern wynajął go od braci Alexander. Przez kolejne dwa lata pokazywany był na wystawach jako auto koncepcyjne Dodge'a. Choć ten, nie miał z nim nic wspólnego, poza podrzuceniem do warsztatu podwozia A100.

Ale co najważniejsze, Deora wryła się w pamięć wielu amerykańskich dzieciaków. W 1968 roku Harry Bradley odszedł z General Motors do firmy Mattel. Tam zaprojektował jedenaście z szesnastu nowych zabawek - samochodzików Hot Wheels. Dodge Deora był oczywiście jednym z nich, tworząc "The original sweet 16", czyli najbardziej kultowe, oryginalne "hot wheelsy" w historii.

Oprócz tego trafiła również jako model do składania firmy AMC.

A sam samochód? Po końcu umowy z Chryslerem, bracia Alexander sprzedali go innemu twórcy samochodów, Alowi Davisowi. W rękach jego rodziny, wóz jest do dziś. W latach 80-ych przeszedł renowację, ale stracił swój oryginalny złoty kolor. Po prostu nikt nie pamiętał, jakie były numery lakierów. Teraz jest nieco bardziej zielony.

I wciąż potrafi "skręcać karki". Poza jednym. Harry Bradley nigdy nie widział swojego projektu na żywo. I nie ma zamiaru. Więcej frajdy sprawiały mu kolejne projekty.

A Dodge Deora jest przykładem jednego z najoryginalniejszych i jednocześnie najbardziej bezsensownych projektów w historii. Cudo!