DS 4 Crossback 1.2 PureTech 130 Be Chic
Marka DS pod koniec zeszłego roku zyskała pełną autonomię. Stara się połączyć nowoczesność i oryginalność z historycznym odniesieniem do słynnych „Bogini” z lat 50-ych. Dlatego zabraliśmy DS 4 do kraju, który również stoi w rozkroku między tradycją, a nowoczesnością.
Tutaj nowoczesne rozwiązania designerskie i technologiczne, często związane z ekologią, mieszają się z tradycyjnym budownictwem, sennymi wioskami i gęsto zabudowanymi starówkami bez "plomb" budowlanych. Na tym wydartym morzu kawałku ziemi zobaczycie Teslę jako taksówkę, a Mitsubishi Outlandera wyłącznie w wersji PHEV. Ale zaraz obok spotkacie kilka potężnych Dodge’ów RAM z silnikami Hemi, czterdziestoletnie El Camino parkujące pod sklepem, czy akurat odbywającą się "wycieczkę" samochodów zabytkowych.
Witajcie w Holandii.
Pora jednak na kilka słów o bohaterze naszego testu. Bakłażanowy hatchback to DS 4 Crossback w wersji Be Chic, wyposażony w trzycylindrową, benzynową jednostkę 1.2 PureTech, z doładowaniem, o mocy 130 KM i z manualną skrzynią biegów.
Crossback? A co to takiego? Podczas prezentacji nowo powstałej marki i odświeżonej gamy modelowej zadebiutowała wersja, która jest bohaterem niniejszego materiału. Ma nieco zmienioną stylistykę, panoramiczną szybę, czarne obudowy lusterek i specjalne, czarne felgi. No i prześwit zwiększony o 30 mm, co może niekoniecznie czyni go prawdziwym crossoverem, ale podnosi jego przydatność przy pokonywaniu krawężników.
Za takiego Crossbacka z bazowym silnikiem i manualną skrzynią biegów, trzeba zapłacić minimum 93 900 zł. Dobieramy do tego lakier (2 500 zł), półskórzaną tapicerkę (7 700 zł), osiemnastocalowe felgi (4 500 zł) oraz nawigację z usługą Connect Box (7 000 zł), alarm (1 000 zł), a także przednie lampy w technologii LED (4 500 zł) i cena robi nam się dość wysoka – 121 100 zł. Ale za to w zasadzie nie ma konkurencji. Jedyne podniesione kompakty ma w swojej ofercie koncern VAG, ale wszystkie są kombi, mają mocne silniki i napęd na 4 koła. Francuzi znów poszli swoją drogą, co poniekąd się chwali. DS na swojej oryginalności ma szanse wypłynąć.
Do tego otrzymujemy standardową dwuletnią gwarancję z możliwością rozszerzenia o pakiety serwisowe wydłużające ją aż do 7 lat bez limitu kilometrów oraz obejmujące przeglądy okresowe, wymianę części eksploatacyjnych czy samochód zastępczy na czas serwisu.
Przejdźmy do zajęć praktycznych, czyli klasyczne "co my tu mamy". Garbata sylwetka stoi wyraźnie wyżej niż zwykłe DS 4 i faktycznie wygląda, jakby mogła pojechać gdzieś dalej niż tylko "po płaskim". Ale to jeszcze sprawdzimy.
Na razie zajmujemy miejsca w środku. O ile jednak kierowca i pasażer z przodu robią to bez najmniejszego problemu, to pasażerowie tylnej kanapy muszą wcisnąć się w bardzo wąski otwór drzwiowy, z dodatkowym utrudnieniem w postaci wystylizowanej klamki wystającej poza obręb drzwi. Przy wsiadaniu, zwłaszcza na ciasnych miejscach parkingowych, trzeba uważać na głowę. No i tradycyjnie już nie można otworzyć tylnych okien. Uchylają się one niczym w modelach trzydrzwiowych.
Jeśli chodzi o przestrzeń - nie jest źle. Z przodu co prawda można by było wygospodarować kilka dodatkowych centymetrów na wysokość (innymi słowy, fotel mógłby się nieco niżej opuszczać), ale nie powinniśmy narzekać na nadmierną ciasnotę. Dodatkowo panoramiczna szyba optycznie powiększa przestrzeń. Z tyłu jest... chyba nawet lepiej niż z przodu. O ile miejsca na nogi jest "przeciętna klasowa", tak nad głową jest bardzo przestronnie. A na dodatek tylna kanapa jest usadowiona nieco wyżej niż przód, dzięki czemu pasażerowie mają lepszy "ogląd sytuacji".
Dla bagaży Citroen przeznacza pod tylną klapą 359 litrów, z możliwością powiększenia do 1021 l. Jednak trzeba pamiętać, że po złożeniu kanapy nie otrzymamy płaskiej podłogi. Również otwór załadunkowy nie jest bardzo nisko i ewidentnie jest to podyktowane stylistyką samochodu. Bagażnik jest mimo tego dość ustawny, dzięki czemu DS sprawnie "łyka" nasze bagaże – na pewno pojemność nie jest wartością oszukaną, bądź wyliczoną "w specjalnych warunkach", tak jak np. w niedawno testowanej przez nas Astrze.
We wnętrzu wita nas miła atmosfera fantastycznie wystylizowanych foteli i dobrej jakości materiałów. Plastiki są dość miękkie tam gdzie trzeba, a tam gdzie powinien być materiał – oczywiście jest. Ciężko mieć jakiekolwiek zarzuty, jeśli chodzi o wykończenie wnętrza – może nie jest to pełnoprawne premium, ale na pewno jest lepiej niż w Citroenie C4…, z którego deska jest przejęta niemal w całości. Trochę żal, że księgowi nie pozwolili zaszaleć projektantom, tak jak w przypadku modelu DS 5. Tak na dobrą sprawę zmianie uległy tylko materiały, boczki drzwi oraz tunel środkowy, na którym znalazło się miejsce dla elektrycznego hamulca postojowego. No i zegary mają możliwość zmiany podświetlenia między białym a niebieskim.
Na podobnym poziomie została ergonomia. Zarówno jeśli chodzi o obsługę całkiem sprawnego systemu inforozrywkowego (choć jakby siedmiocalowy ekran był nieco wrażliwszy na dotyk, to bym się nie obraził) z nawigacją, możliwością zmiany motywów oraz dostępem do internetu (przy wykorzystaniu telefonu), jak i bardziej oryginalne i mniej przyjemne sprawy, jak gigantyczne koło kierownicy, przeraźliwie długi skok sprzęgła oraz zadziwiająco daleką "piątkę" – o tym mogliście poczytać już w innych naszych testach Citroenów. Nowy DS 4 niestety nie zmienił się od czasu Citroena DS4. Reszta "oprzyrządowania" jest jak najbardziej pod ręką i obsługa francuskiego kompaktu nikomu nie powinna sprawić problemów.
Zajmijmy więc miejsca i przejdźmy do prawdziwej praktyki, przed nami ponad 3 300 km testu.