Eko-opony - oszczędność grożąca bezpieczeństwu
Coraz większa liczba popularnych samochodów wyjeżdża z salonów na tak zwanych ekologicznych oponach. Czy jednak walka o środowisko w tym przypadku jest ważniejsza od bezpieczeństwa kierowcy i pasażerów?
Tak, wiem - wiele osób za chwile wyskoczy z najróżniejszymi testami, w których wiele ekologicznych opon wypadło całkiem nieźle. Cóż, najwidoczniej w określonych warunkach radzą one sobie na tyle dobrze, że później mogą brylować w tabelkach prezentowanych w najróżniejszych pismach motoryzacyjnych. Moim zdaniem jednak opony te to jedno z największych nieporozumień w historii motoryzacji. Czym popieram swoją tezę? Pomijając dziesiątki samochodów testowych, które wyposażone były w takie opony, najlepszym przykładem jest tutaj moje prywatne auto, w którym takowe "gumy" się znajdują. Są to Continentale ContiEcoContact, stosowane na pierwszy montaż dla wielu modeli.
Samochód, o którym mowa nie należy do rakiet. Jest to aktualna generacja Renault Clio, wyposażona w prosty i niezniszczalny silnik 1.2 o mocy 75 koni mechanicznych. Niezniszczalność tej konstrukcji okupiona jest niestety mocno przeciętną dynamiką. Do miasta wystarczy, ale w trasie bywa już ciężko. W nadkolach wspomnianego Clio znajdują się 16-calowe felgi z oponami o rozmiarze 195/55 - klasyka gatunku i coraz popularniejszy rozmiar w autach z segmentu B.
Blisko trzy lata spędzone z tym samochodem (i trzeci już sezon letni) sprawiły, że czara goryczy się przelała, a opony są na czarnej liście "do wyrzucenia". Dlaczego? Zacznijmy od zachowania na suchym. Teoretycznie wszystko jest tutaj w należytej normie, o ile samochód jedzie prosto. Wystarczy jednak kilka zakrętów, aby poczuć, że coś jest nie tak. Przy niższych prędkościach zagrożenia nie ma, ale szybkie manewry (np. nagłe omijanie samochodu, który z parkingu wysuwa się na nasz pas ruchu) nawet przy 40-50 km/h potrafią zaskoczyć nadsterownością. Dla porównania w suche zimowe dni opony na sezon jesienno-wiosenny (dobierane już indywidualnie) w takich sytuacjach radzą sobie zdecydowanie lepiej, a auto podąża obranym torem jazdy.
Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak podczas deszczu, kiedy każdy manewr trzeba wykonywać tak delikatnie, jakby na dachu auta siedziała angielska królowa, trzymająca w ręce łyżkę z jajkiem. W zakrętach samochód potrafi podążać w dowolnie wybranym kierunku. Zjawisko akwaplanacji (moment, w którym pod oponą tworzy się "poduszka" z wody pomiędzy nawierzchnią a oponą - opona nie jest wówczas w stanie odprowadzić dużych ilości wody) staje się chlebem powszednim. ESP potrafi szaleć nawet podczas normalnej jazdy miejskiej, a o stabilności podczas szybszego skręcania można zapomnieć. Problematyczne stają się też drogi szybkiego ruchu i autostrady. Na łukach, które jak wiadomo nie mogą być zbyt ostre, auto potrafi zachowywać się niepewnie - wciąż podąża obranym torem jazdy, ale można odnieść wrażenie, iż pod spodem dzieją się nieciekawe rzeczy.
Myślałem, że jestem zwyczajnie przewrażliwiony lub mam potwornego pecha do kiepskich warunków na drodze, ale rozmowy z innymi osobami, które jeździły na takich oponach potwierdzają moje obserwacje. Nawet montowane w kompaktowych samochodach opony (przy mocy na poziomie 140 KM) miewały problemy z utrzymaniem auta na drodze - i to w normalnych warunkach, przy zachowaniu bezpiecznej prędkości.
Najgorsze doświadczenie? Dunlop Enasave EC300
Dunlop Enasave EC300. Pomijając fakt szalonej ceny (blisko 950 zł za sztukę!), opony te nijak nie radziły sobie na mokrej nawierzchni. Stosowane są na pierwszy montaż w Nissanie Leaf, gdzie walka o każdą kilowatogodzinę jest na wagę złota. Dunlopy te z pewnością ucieszą osoby, które uwielbiają walczyć z autem, jednak w przypadku Leafa liczba takich osobników będzie zapewne równa zeru. Jeżdżąc na tych oponach pierwszy oraz od wielu lat zdarzyło mi się, że auto na łuku w zupełnie niekontrolowany sposób zaczęło poruszać się bokiem, a ESP walcząc jedynie pogorszyło sytuację. O podsterowności już nawet nie wspominam - skrzyżowania czy zakręty na wiaduktach w deszczowe dni wymagają jazdy z prędkościami niewiele wyższymi od ciągników czy rowerzystów.
Wiele wad
Opony ekologiczne mają też wiele innych wad. Niektóre oferują dłuższą drogę hamowania na suchej nawierzchni czy zwiększony hałas. Poza tym wiele z nich jest dość drogich - często droższych od lepszych produktów tej samej firmy. Marki się tutaj nie liczą - Michelin, Continental, Dunlop, Yokohama, Bridgestone - ekologiczne opony tych topowych producentów potrafią negatywnie zaskoczyć w dowolnie wybranych warunkach.
Czy więc warto stawiać na ekologiczne opony? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Na rynku jest ogromny wybór ogumienia w rozsądnych cenach, które doskonale radzi sobie zarówno na suchej jak i mokrej nawierzchni. Jest to szczególnie ważne w naszym klimacie, gdzie deszczowych dni zdecydowanie nie brakuje. Poza tym te 0,1 lub 0,2 litra w zużyciu paliwa można zaoszczędzić jeżdżąc rozsądnie i stosując się do szeregu zasad ecodrivingu/smartdrivingu.