Elektryczne Volkswageny z Chin są tańsze. Ale nie próbuj sprowadzać ich do Europy, bo będziesz w tarapatach
Elektryczne Volkswagen w Chinach są dużo tańsze. Coraz więcej osób kusi więc perspektywa importu takich samochodów do Europy. Warto jednak uważać, gdyż Waszym przeciwnikiem może stać się sam... Volkswagen.
Ceny samochodów na prąd w Europie są bardzo wysokie. Te "samochody przyszłości" wciąż pozostają niedostępne dla wielu osób i budzą przez to wiele wątpliwości. Niektórzy szukają więc alternatyw, a jedną z nich jest import. Szczególnie kuszące stają się Chiny. Dlaczego? Na przykład elektryczne Volkswageny są tam dużo tańsze.
Aby lepiej zrozumieć perspektywę porównajcie ceny. W Niemczech bazowy Volkswagen ID.3 kosztuje 40 000 euro. Z kolei w Chinach - 16 000 euro. W kieszeni zostaje więc blisko 25 000 euro!
Taka różnica w cenie sprawia, że elektryczne Volkswageny z Chin stają się kusząca alternatywą
I połasił się na nie prywatny importer z Chin. Choć ściągnięcie samochodów do Europy nie jest proste i tanie, to wciąż stanowi atrakcyjną propozycję. Dlaczego? Otóż te samochody i tak pozostaną tańsze, a przy okazji importer na nich zarobi. Taki biznes cieszy każdego.
Do Niemiec trafiły 22 egzemplarzy Volkswagena ID.6. To ciekawy model, którego nie ma w europejskiej ofercie marki, co w sumie nieco dziwi. Mowa o dużym SUV-ie z trzema rzędami siedzeń. Konstrukcyjnie jest on bliźniakiem modeli ID.4 i ID.5, ale oferuje pojemniejsze wnętrze.
Samochody ściągnięte z Chin mają nieco inne wyposażenie, ale w Niemczech przeszły przegląd TUV, który umożliwia ich rejestrację. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie interweniował sam... Volkswagen.
Marka z Wolfsburga pozwała prywatnego importera
Według producenta, samochody ściągnięte z Chin nie mają wymaganego w Europie wyposażenia - i tym samym nie powinny trafić na drogi. Importer odbija piłeczkę posiłkując się pełną dokumentacją, która umożliwia sprzedaż i rejestrację.
Mimo to sąd zarządził konfiskatę tych samochodów do czasu zakończenia sprawy. Dla importera oznacza to ogromne koszty (składowania pojazdów), a do tego nie może na nich zarobić.
Co więcej, marka z Wolfsburga chce, aby chińskie elektryczne Volkswageny trafiły do zgniatarki i nigdy nie wyjechały na drogi. Skąd tak radykalny krok?
Otóż według importera Volkswagen chce pogrozić wszystkim palcem
W ten sposób marka z Wolfsburga zapewne stara się zniechęcić innych przedsiębiorców do importu samochodów z Chin. Ten proceder już ruszył, gdyż nawet na Otomoto znajdziecie kilka propozycji z tego kraju. Co prawda takie pojazdy nie mają gwarancji, ale są dużo tańsze, a po aktualizacji oprogramowania niczego im nie brakuje.
Volkswagen wie, że to jest dla nich zagrożenie - i stara się bronić, choć robi to w bardzo zły sposób. Jednocześnie obniżek cen nie widać, a sprzedaż spada. Fabryki elektryków tej marki pracują na niskich obrotach, wypełniając jedynie małą część swoich mocy produkcyjnych.
Jak zakończy się ta sprawa? Tego jeszcze nie wiadomo, ale będziemy monitorować temat. To bez wątpienia bardzo ciekawy przypadek, który może być precedensem dla innych producentów. Oby tylko w tym wszystkim wygrał konsument, a nie korporacja.
Źródło: Automobilwoche