Fiat 500c 1.2 Lounge Dualogic

Cieszyć się latem na włoskim wybrzeżu, korzystając z uroczego Fiata 500C, to chyba potrafi każdy. Ale czy ten sam maluch bez dachu jest równie uroczy, kiedy na nasze postrzeganie rzeczywistości nie wpływają piękne 'okoliczności przyrody', wino, jedzenie, czy upalne słońce i błękitne niebo?

Do dyspozycji nie mamy uliczek Positano, krętych dróg wokół Amalfi, czy zapierających dech w piersiach wybrzeży Morza Liguryjskiego. Nasza sierpniowa rzeczywistość jest mniej romantyczna i mniej kojarząca się ze stylową 500-ką, choć to właśnie w Polsce powstaje ten najbardziej rozpoznawalny ze współczesnych Fiatów. I choć prognozy nie zapowiadały upałów, a brak odpowiedniego klimatu może zniechęcić, to po tygodniu korzystania z 500C już wiem, że nawet na Spitzbergenie (jeśli tylko uda Wam się otworzyć dach) będziecie zadowoleni z małego Włocha.

Niepełne, ale Cabrio
Dach opuszcza się po naciśnięciu przycisku na ramie okna. Dwukrotnym, bo po jednokrotnym 500-ka z małego miejskiego hatchbacka zmienia się w samochód z otwartym dachem. Jak stare 2CV, albo... stary Fiat 500. Po następnym wciśnięciu guzika i kilku sekundach, tylna szyba znika przykryta zwojami materiału, a mały biały Fiat jest już niemal pełnoprawnym kabrioletem.

Z pełnymi bokami samochodu, wraz z łukami dachu i słupkami, teoretycznie nie ma takiej zabawy jak przy standardowym samochodzie "bez dachu", ale z drugiej strony, fiacikowi naprawdę to pasuje. Gdyby stracił całkowicie dach, straciłby też mnóstwo stylu. Jak widać, ma to sens, bo Citroen w modelu DS3 Cabrio, poszedł dokładnie tą samą drogą. I choć Francuz też jest niebrzydki, to do stylu Fiata bardzo mu daleko.

Na widok 500-ki "C", wszyscy się uśmiechają. Udana konfiguracja felg z kolorem nadwozia i dachu wywołuje uśmiech nie tylko we mnie. Na ulicy ludzie wydają się sympatyczniejsi, wpuszczają w korku, dziewczyny na chodnikach oglądają się z uśmiechem. I raczej nie wynika to z tego, że facet w małym fiaciku wygląda niemęsko. Jest mnóstwo samochodów, których "męskość" można w większym stopniu zakwestionować - poprzednie C1, czy poprzednia... Toyota RAV4. Biało-czerwone 500C jest po prostu pełne wdzięku niczym dobrze skrojony garnitur z odpowiednio dobraną koszulą i krawatem.

No, z tą koszulą trochę przesadziłem. W testowanej "pięćsetce" zmieniłbym jedną rzecz. Konfiguracja wnętrza obejmuje fantastyczne na wygląd skórzane fotele, jednak w kolorze czarno-białym. Do pełni szczęścia powinny zamiast czerni być czerwone. A materiały trochę lepsze, bo boczki drzwi są bardzo plastikowe i psują nieco fantastyczny klimat wnętrza z kremową kierownicą i pasem w kolorze nadwozia.

Ale po odpaleniu silnika wszystko to przestaje być ważne.

Wiatr we włosach
Stara, dobra jednostka 1.2 wcale nie jest wadą samochodu. Jest dość cicha w mieście, żwawa i bardzo dobrze rozpędzająca samochód, zadowalając się przy tym niewielką ilością paliwa. W czasie testu, przy niemal 100% "otwartości dachu", nasza czterokołowa kwintesencja "włoskości" zmieściła się w 7 litrach na setkę, a często pokazując wyniki w granicach poniżej 6,5 l na każde 100 km.

Do tego automat. Dualogic to zautomatyzowana ręczna przekładnia. Zło wszelakie motoryzacyjnego świata. O dziwo, prawidłowe dobranie przełożeń (PSA - uczcie się) oraz dobry silnik powodują, że w Fiacie przez tydzień jazdy ani razu nie dostałem białej gorączki. Biegi zmienia nisko, w miarę płynnie, nie gubi się i nie ma większych wpadek. Nastawienie na oszczędną jazdę i wydłużone przełożenia powodują tylko, że na redukcję czasem trzeba czekać zbyt długo, a przydałoby się np. wyprzedzić w znacznie krótszym czasie.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Brak konieczności machania drążkiem "bez powodu" pozwala skupić się na czerpaniu radości z jazdy i chwytaniu ostatnich promieni letniego słońca. Lepiej zaopatrzyć się w ciemne okulary i coś na głowę. Bo mimo pozornego większego "zabudowania", może ostro przygrzewać.

Silniczek z ochotą zabiera się do pracy, skrzynia pomaga jak umie, a 500C pędzi do przodu. Do "setki" rozpędza się w całkiem przyzwoite, jak na ten segment, 13 sekund, dzięki czemu może się zdarzyć, że ruszając spod świateł możemy radośnie pomachać ponad windshotem tym, którzy zostali z tyłu. Jednak w mieście 100 km/h raczej nam się nie przyda, a w niższym zakresie prędkości z "pięćsetką" można robić wszystko. Nie jest głośno, nie jest zimno i mamy stuprocentową radość z jazdy kabrioletem. Nic tak nie poprawia nastroju po ośmiu godzinach pracy, jak odpalenie małego "Włocha" i popędzenie ulicami miasta. Nawet korki jakoś tak mniej denerwują.

W trasie 500-ka również powoduje, że człowiek się uśmiecha i może w pełni cieszyć się życiem. O ile przez "życie" nie rozumiecie zasuwania z prędkościami grubo przekraczającymi limity przy ryku dwunastocylindrówki za plecami. Włoscy producenci mają na coś takiego pomysł, ale akurat w naszym przypadku - delektujmy się słońcem, widokami i muzyką płynącą z całkiem porządnego systemu Interscope. Innymi słowy, Fiat bez dachu rozpędza się znośnie do 120 km/h, a najprzyjemniej jedzie się w okolicach "setki". Na jednopasmówce, jak się trafi stary pekaes... niech się trafia. Jedziemy Fiatem 500C i jest nam dobrze, nie musimy go wyprzedzać (a nawet nie chcemy - za mała dynamika). Najgorzej było podczas jazdy pod górkę drogą ekspresową. Trzeba przełączyć na tryb manualny i mocno zredukować, inaczej samochód po prostu nie będzie w stanie utrzymać prędkości na poziomie 100-110 km/h.

Ale na dobrą sprawę, to śmieszny drobiazg przy tym, jak przyjemnie jeździ się Fiatem. Układ kierowniczy, mimo elektrycznego wspomagania, daje jakieś informacje, a bez funkcji "City" nawet nie kręci się nim zbyt lekko. Zawieszenie przyjemnie pochłania nierówności. Nie ma w tym sportu, opony maja "ledwie" 15 cali, ale to idealne ustawienie zarówno do miasta, jak i na trasę. Jedynie podskakuje nieco na krótkich nierównościach - to wina niewielkiego rozstawu osi i kół.

Wracając do wiatru we włosach - nawet przy temperaturze spadającej poniżej 20 stopni, w środku wcale nie musi być zimno. Zawirowania powietrza też nie są wielkim problemem - paczki chusteczek z półeczki przed pasażerem raczej Wam nie zwieje. Chyba, że... wybierzecie ciszę.

Standardowo po otwarciu dachu podnosi się "wiatrołap" nad przednią szybą. Dzięki temu w środku jest ciepło i miło. Po jego opuszczeniu zaczyna wiać (jak to w cabrio - po kolanach), ale za to robi się cztery razy ciszej. Przy szybkiej jeździe w trakcie gorącego lata, warto go zablokować w opuszczonej pozycji.

Garść smętnych, acz praktycznych szczegółów
Niestety, poza wrażeniami z jazdy trzeba zauważyć kilka zwykłych rzeczy.

Po pierwsze, czteromiejscowy Fiat jest czteromiejscowy głównie z nazwy. O ile kierowca i pasażer są niscy, to z tyłu zmieszczą się dzieci. O ile są wysocy, to z tyłu zmieści się jamnik w poprzek. To samochód raczej dla dwóch osób i to niezbyt wysokich, bo wystawianie głowy ponad krawędzią przedniej szyby należy do mało przyjemnych rzeczy. Sprawę rozwiązałoby zlikwidowanie główniej wady Fiata 500 - zbyt wysoko umieszczonych foteli. W każdym modelu, od "Popa" 1.2, aż po Abartha EsseEsse z "kubłami" Sabelta, w najfajniejszym z Fiatów siedzi się jak na wysokim taborecie.

Po drugie - bagażnik. Nie mam zastrzeżeń do jego pojemności, ma dokładnie tyle, ile wersja "zamknięta", a więc 182 l. Ale dostęp jest nieco utrudniony. Nie spodziewałem się nie wiadomo czego, więc raczej za wadę bym tego nie uznał. Jedynie zdziwiło mnie, że po pociągnięciu za klamkę... podnosi się dach. Do pozycji "w pół drogi" - i tylko przy tym ustawieniu można podnieść klapę z tyłu.

Po trzecie, jazda z zamkniętym dachem daje tyle samo frajdy, co jazda zwykłą 500-ką. Wcale nie jest głośniej, pomijając rozmowy przechodniów, które słychać wyraźnie.

Po czwarte, cena. To niestety jest ten punkt, w którym muszę pomarudzić na 500C. Zdaję sobie sprawę z tego, że to chyba wciąż najtańsze cabrio na rynku. I że egzemplarz jest niemal kompletnie wyposażony (od skórzanej tapicerki, przez opcjonalne audio i całkiem niezły wyświetlacz TFT, po biksenonowe reflektory, automat i najdroższy lakier perłowy).

Ale mimo wszystko, gdy zakończyłem konfigurację, byłem mocno zdziwiony, bo kalkulator zatrzymał się na 77 900 zł. Za takie maleństwo niemal 80 tysięcy? Zajrzałem do najbliższych konkurentów (choć o segment większych) - DS3 i Mini. Angielsko-bawarski maluch w najnowszej odsłonie startuje od 92 tysięcy, więc czym prędzej zamknąłem stronę. W Citroenie cena jak zwykle jest płynna. Katalogowa minimalna cena za 1.2 82 KM to 72 900 zł, choć w tym momencie promocja pozwala nabyć go w cenie podstawowej 500C (za 59 900 zł, również po rabacie z 64 000 zł).

Zalety:
+ mnóstwo funu ze spokojnej jazdy
+ bardzo stylowy
+ dość dynamiczny i oszczędny silnik
+ zaskakująco dojrzałe i udane zawieszenie

Wady:
- pozycja za kierownicą
- wnętrze w niektórych miejscach wykończone bardzo przeciętnymi materiałami
- bardzo wysoka cena po doposażeniu

Podsumowanie:
Jeżdżąc po Warszawie oraz na dość długiej jak na takiego malucha trasie, miałem wrażenie, że właśnie takie 500C jest idealnym samochodem na zwiedzanie Włoch. Jest sympatyczny i niesamowicie stylowy. Wywołuje uśmiech zarówno na twarzy przechodniów, jak i kierowcy. Silnik jest wystarczająco dynamiczny do jazdy po mieście i na niezbyt szybkiej trasie. Cabrio jest zmyślnie zaprojektowane i cieszy. Układ zawieszenia jest dość dopracowany i nie "przegina" w żadną stronę. W naszych realiach rynkowych powalająca jest jedynie cena. No, ale cóż, jeśli kogoś stać, to polecam, bo dawno żadnym samochodem tak przyjemnie mi się nie jeździło.