Ford Edge z silnikiem 2.0 EcoBlue Twin-Turbo 238 KM w pierwszym teście
Był dobry, a jest lepszy - przynajmniej w pewnych aspektach. Ford odświeżył swojego najwyżej pozycjonowanego SUV-a w Europie. Co się zmieniło?
Zmieniło się wiele i niewiele jednocześnie. Amerykanie zdecydowali się przede wszystkim na odświeżenie stylistyki Edge'a oraz zmodyfikowanie części podzespołów. Po co? Oczywiście po to, aby model ten był jeszcze lepszy. A już teraz był genialnym autem. Zawsze zastanawiałem się nad powodem przeciętnej sprzedaży tego modelu. W zasadzie w tej cenie ciężko jest znaleźć coś lepszego - konkurencyjne niemieckie SUV-y są albo droższe albo zdecydowanie gorzej wyposażone w porównywalnej kwocie. Poza tym niewiele na rynku jest samochodów o tak dobrym wyciszeniu jak to w Edge'u. Dzięki technice aktywnego wygłuszenia wnętrza, w środku, nawet przy wysokich prędkościach panuje przyjemna cisza, którą przerywa tylko jeden dźwięk (o ile mamy wyłączony system audio) - chlupanie paliwa w baku. Cały czas nie mogę pojąć jak ten element mógł być pominięty w całej układance. No ale...
Bardziej europejski z wyglądu
Ford nie tylko chciał dopasować Edge'a do aktualnej stylistyki marki, ale także zadowolić wizualnie europejskich klientów. I choć lifting został przeprowadzony na całym świecie, to jednak właśnie gusta osób ze starego kontynentu go podyktowały. Ja osobiście nie jestem zwolennikiem zmian. Edge wciąż prezentuje się bardzo dobrze, ale stracił nieco przyjemnej masywności frontu, będącej jego wyróżnikiem. Poza tym z tyłu zrezygnowano z ledowej listwy, która zbiegała się przy błękitnym owalu. Ten element także wygląda nieco gorzej i ustępuje poprzednikowi.
W środku zmiany są z kolei kosmetyczne. Od razu zwrócicie uwagę na nowy wybierak automatycznej skrzyni biegów - klasyczny lewarek został zastąpiony obrotowym pokrętłem, znanym już z nowego Focusa. Muszę przyznać, że rozwiązanie to jest bardzo estetyczne i pozwala na wygospodarowanie dodatkowych centymetrów na konsoli środkowej. Poza tym wszystko jest "po staremu", co oznacza bardzo dobre materiały wykończeniowe oraz świetne spasowanie wszystkich elementów. W testowanej wersji Vignale znajdziemy między innymi skórzane obszycie deski rozdzielczej i boczków drzwiowych oraz bardzo wygodne i równie ciekawe wykończone fotele. Z tyłu znajdziemy dodatkowe nawiewy dla pasażerów oraz podgrzewane skrajne siedzenia kanapy (obecne także w wersji sprzed liftingu). Warto dodać, że siedziska są tutaj bardzo miękkie ale i niezwykle wygodne.
Ford postawił też na nowy system nagłaśniający. Dotychczas stosowane audio firmy Sony zastąpił fenomenalny układ B&O Play. Ta submarka Bang&Olufsen tworzy naprawdę jedne z najlepszych i świetnie wycenionych zestawów audio. Brzmienie serwowane przez głośniki w Edge'u jest soczyste, ciepłe i bardzo głębokie - dokładnie takiego można oczekiwać po aucie tej klasy.
Nowy diesel EcoBlue - mocny, ale paliwożerny
Mała rewolucja zaszła pod maską Forda Edge. Dotychczas najmocniejsza jednostka oferowała 210 KM. Wersja po liftingu zyskała całkowicie nową dwulitrową konstrukcję, która w topowym wariancie z podwójnym doładowaniem serwuje 238 KM i aż 500 Nm momentu obrotowego. Może to zachęcić nowych klientów do wyboru tego modelu - zwłaszcza tych, którzy szukali auta z segmentu premium. Moc trafia na wszystkie cztery koła za pośrednictwem nowej, 8-biegowej automatycznej skrzyni biegów. Jak zestaw ten sprawdza się w codziennej eksploatacji?
Przede wszystkim już na dzień dobry czuć zastrzyk mocy. Ford Edge jest znacznie dynamiczniejszy, choć na papierze do setki wciąż rozpędza się w 9,6 sekundy. Reakcja na gaz jest jednak znacznie lepsza niż w poprzedniku, zaś szersza rozpiętość dostępności momentu obrotowego wyraźnie zwiększyła elastyczność. Pomaga w tym także osiem przełożeń w skrzyni. Nie ma jednak róży bez kolców. Największą wadą tej jednostki jest dość duże zużycie paliwa. Przy jeździe miejskiej diesel Forda zadowala się średnio 12-13 litrami ropy naftowej. W trasie, przy bardzo spokojnej jeździe da się zejść poniżej 7 litrów, jednak typowy wynik prezentowany na komputerze pokładowym waha się w granicach 8,5-11 litrów. Co więcej, czasami skrzyni automatycznej zdarza się lekko szarpnąć, choć moim zdaniem i tak jest znacznie lepsza od swojej 6-biegowej poprzedniczki.
Delikatnie poprawiono też układ jezdny. Odświeżony Ford Edge zdaje się być nieco sztywniejszy. Czasami może wręcz zbyt sztywny, ale przynajmniej dzięki temu oferuje bardzo dobre właściwości jezdne. W zakrętach praktycznie się nie przechyla, zaś sprawnie działający napęd na cztery koła odpowiednio dozując moc niweluje zjawisko podsterowności. Układ kierowniczy również jest bardzo precyzyjny i cieszy kierowcę. Na szczęście nie popsuto najlepszego elementu w tym samochodzie, czyli wyciszenia. Aktywne wygłuszenie wnętrza sprawia, że w Edge'u jest bardzo cicho, nawet przy prędkościach rzędu 140-170 km/h.
Czy warto go rozważyć?
Jak najbardziej. Moim zdaniem Ford Edge to ciekawa alternatywa dla takich samochodów jak Audi Q5, BMW X3 czy Mercedes GLC. Jest od nich tańszy, przestronniejszy i większy. Niestety, wybór jednostek napędowych jest ograniczony do diesli - w Europie nie znajdziemy silników benzynowych. Cennik tego auta otwiera kwota 172 000 zł za bazowy wariant Trend ze 190-konnym dieslem. Testowana odmiana Vignale startuje z poziomu 228 150 zł, jednak od razu dostajemy 238-konnego diesla. Po dołożeniu wszystkich dodatków, takich jak szklany dach czy dodatkowe systemu bezpieczeństwa otrzymamy kwotę 238 750 zł - i to jest praktycznie maksimum, jakie możemy osiągnąć w tym aucie. Tym samym Edge jest znacznie tańszy od wspomnianych wcześniej aut, a oferuje od nich znacznie więcej. Jeśli chcecie kupić tego Forda, to jednak warto nie wahać się z decyzją, bowiem niebawem może on zniknąć z europejskiej oferty - ma go zastąpić nowa Kuga/Escape w wariancie 7-osobowym.