Ford F-150 Lightning - TEST. Jedyny taki zobacz! (Nie ściemniam)

W tej chwili w Europie są dwa takie samochody - a jeden z nich trafił w moje ręce. Ford F-150 Lightning to wyjątkowy widok na naszych drogach, gdyż oficjalnie nigdy nie trafi do sprzedaży na Starym Kontynencie. Postanowiłem więc zabrać go w krótką podróż, aby odnaleźć ducha Detroit w okolicach Warszawy.

3001 Miller Road, Rouge Complex, Dearborn, Michigan. Ten adres zapewne nic Wam nie mówi, choć nazwa miasta może budzić pewne skojarzenia. Podpowiem więc - Dearborn to dom Forda. Rouge Complex z kolei stanowi fabrykę, która była wzorem dla Renault, Hyundaia i GAZ-a. Cały kompleks powstał w latach 1917-1928 i niezmiennie pozostaje najważniejszym miejscem na mapie tej marki. Nikogo nie powinno więc dziwić, że to właśnie tutaj przebudowano jedną z największych hal, aby dopasować ją do auta, które ma być przyszłością Ameryki. Ford F-150 Lightning ma przed sobą ogromne wyzwanie - przekonać osoby zakochane w spalinowych pickupach do ich elektrycznych odpowiedników.

Czy jest to możliwe? Z pewnością jeszcze do niedawna nie byłbym w stanie odpowiedzieć Wam na to pytanie. Ford F-150 nigdy nie był oferowany w oficjalnej dystrybucji w Europie i jest dla nas ziemią nieznaną. Amerykańska marka postanowiła jednak zrobić coś, co jest raczej nietypowe w tej branży.

Otóż do Europy przyjechały dwa egzemplarze Lightninga - samochodu, który tutaj nigdy nie będzie oferowany. Jeden z nich dojechał do Polski i trafił w moje ręce. Postanowiłem więc poszukać naszego polskiego Detroit, aby zrozumieć fenomen tej maszyny i przekonać się, czy elektryczny pickup faktycznie może być czymś rewolucyjnym.

Ford F-150 Lightning jest wielki. W tym aucie w Europie nie da się być anonimową osobą

Gdybym wyjechał nim dzisiaj na ulice Detroit lub Dearborn, to najprawdopodobniej wpadłbym w tłum podobnych maszyn, krążących tam w setkach tysięcy egzemplarzy. Ford F-150 jest niczym u nas Skoda Fabia. Znajdziecie go w wielkich miastach i w najdalszych zapomnianych zakątkach USA. Bywa uznawany za reprezentacyjne auto, ale większość osób traktuje go jak woła roboczego.

Ford F-150 Lightning TEST

Teraz jego rolę przejmuje wersja elektryczna. Nie jest to jednak nagła zmiana, niczym w Europie, gdzie samochody spalinowe szybko ustępują elektrykom. Tam obydwa rodzaje napędu będą oferowane równolegle przez wiele lat, aby klienci marki mieli czas na zapoznanie się z technologią. Sami więc wybiorą dogodny moment na zmianę.

Ta jednak postępuje bardzo szybko. Nie myślcie sobie, że elektryczny pickup w USA to coś, co jest piętnowane. Tam także wielkie silniki powoli odchodzą do lamusa, a ludzie świadomie wybierają samochody typu BEV.

I jeśli szukacie przykładów, to najlepszym będzie właśnie Ford F-150 Lightning. Od czerwca do października w ciemno sprzedano około 10 000 takich pojazdów - i to tylko dlatego, że fabryka jeszcze nie pracuje na pełnych obrotach. Do tego kolejka chętnych jest tak długa, że czas oczekiwania na nowy egzemplarz sięga nawet trzech lat. Jeśli więc marzy Wam się taka maszyna, to radzę uzbroić się w cierpliwość.

Co więc sprawiło, że Ford F-150 Lightning tak szybko przekonał do siebie rynek?

Odpowiedź poznałem już w momencie, w którym wjechałem na parking salonu Auto Plaza w Warszawie, gdzie czekał na mnie ten samochód. Przy bramie od pewnego czasu zaparkowany jest spalinowy Ford F-150, czekający na nowego właściciela. Jest olbrzymi, masywny i bardzo "amerykański" wizualnie. Nie ma tutaj za grosz finezji i kombinacji.

Wersja elektryczna jest dokładnie taka sama. Oczywiście wyróżnia się inną stylistyką, głównie za sprawą unikalnych świateł przednich i tylnych. Te jednak wyglądają jedynie nieco bardziej futurystycznie od odpowiedników z modelu spalinowego.

Tym samym nie jest to radykalna zmiana stylistyki, a raczej dopasowanie jej do elektryfikacji - i za to należy się pierwszy duży plus.

Po chwili w mojej ręce lądują kluczyki, a ja wsiadam próbuję wsiąść za kierownicę. Nie jest to nic prostego, gdyż najpierw trzeba wspiąć się na wielki próg, a później postawić kolejny krok we wnętrzu, które jest jeszcze wyżej.

Pozycja za kierownicą jest wyższa, niż w wielu dostawczakach. Nie myślcie sobie jednak, że ma z nimi cokolwiek wspólnego. Cytując filmowego klasyka: "tu jest jakby luksusowo!".

Okej, nie dostaniecie wybitnych materiałów. Wybrano kilka tworzyw o różnej kolorystyce i fakturze. Są solidnie spasowane i ładne, ale nie należą do tych miękkich. Kierownica jest wielka, a "długie" przełożenie układu kierowniczego sprawia, że w ciasnych uliczkach kręcicie nią jak opętani.

W tym aucie zapadacie się w olbrzymim fotelu, w którym nawet Shaquille O'Neal się odnajdzie. Elektrycznie sterować możecie nie tylko siedziskiem i oparciem, ale także kierownicą i pedałami. Myślałem, że ta ostatnia rzecz jest absolutnie zbędna, ale szybko zauważyłem, że jestem w błędzie. Przesunąłem je nieco głębiej i od razu uzyskałem idealny kąt oparcia stopy. Dlaczego w europejskich samochodach nie mamy takich wspaniałych dodatków?!

Sam kokpit nie ma wyjątkowych wyróżników. To wielka i masywna deska rozdzielcza, w którą wpasowano znany z Mustanga Mach-E system SYNC4 z pionowym wyświetlaczem. Tutaj jednak lepiej komponuje się on z koncepcją kokpitu i tworzy jego spójną całość.

Okej, wyjedźmy nim na drogi

Przede wszystkim dlatego, że mówimy tutaj o naprawdę abstrakcyjnym aucie. Pod podłogą znajduje się akumulator o pojemności 131 kWh, zapewniając w teorii około 450 kilometrów zasięgu na jednym ładowaniu. Do tego dwa silniki elektryczne generują aż 588 KM i atomowe 1050 Nm momentu obrotowego. A to wszystko trafia prosto na cztery koła.

Gdzie najbliżej Warszawy mamy "polskie Detroit"? Oczywiście w Żyrardowie. To miasto, obecnie konsekwentnie rewitalizowane, było kiedyś sercem przemysłu włókienniczego, podobnie jak i Łódź. Nie brakuje tutaj więc starych industrialnych zabudowań, często niestety w mocno przeciętnym stanie.

Ale czym to się różni od Detroit i Dearborn, gdzie obok nowoczesnych i rozbudowywanych kompleksów Forda czy innych marek, wciąż stoją stare puste hale liczące niemal 100 lat, będące kiedyś bijącym sercem motoryzacji?

Pierwszą niespodzianką jest autostrada

Z Warszawy ruszyłem z naładowanym do pełna akumulatorem i zasięgiem na poziomie 420 kilometrów. Od razu wyjechałem na autostradę, gdzie ostrożnie ustawiłem tempomat na 110-120 km/h.

Przy takiej prędkości zużycie paliwa utrzymywało się na poziomie 28-30 kWh, co faktycznie pozwala na przejechanie 400 kilometrów na jednym ładowaniu. Szczerze mówiąc spodziewałem się znacznie wyższego wyniku - była to więc naprawdę duża niespodzianka.

Na autostradzie bez większego problemu wywołacie też nie lada zdziwienie w momencie, w którym dociśniecie pedał gazu. Niejeden kierowca mocno się zaskoczył w momencie, w którym moja prawa noga wylądowała w podłodze. F-150 Lightning w ekspresowym tempie zrywa się z miejsca, szybko osiągając bardzo nieprzepisowe prędkości.

Bartek Urban z Autowizji podrzucił mi dokładne pomiary osiągów. Setka pojawia się tutaj na zegarach w 4,7 sekundy, a po około 15 sekundach pędzimy niemal 160-170 km/h - i to w aucie, które waży niemal równo trzy tony.

Miejskie ulice stają się problematyczne

O ile jazda autostradą zdaje się być naturalnym środowiskiem dla tego auta, o tyle ulice europejskich miast pokazują charakter tego auta. Ponad 2 metry szerokości, blisko 6 metrów długości i 2 metry wysokości sprawiają, że czujemy się tutaj jak w czołgu.

Każdy manewr musi być przemyślany. Niektóre łuki trzeba brać głębiej, na skrzyżowaniach niekiedy konieczne jest wypuszczenie przodu (aby w ogóle się zmieścić), a przy parkowaniu trzeba liczyć na ogromne miejsce postojowe.

Nie dziwię się, że tego typu samochody nigdy nie zagrzały miejsca w Europie. One po prostu nie są przystosowane do naszych dróg, zupełnie innych niż w USA. Jazda takim Fordem F-150 Lightning po włoskich ulicach musi przypominać walkę o życie.

Co więc przekonuje do siebie osoby, które wymieniają spalinowego pickupa na elektrycznego?

Powiem wprost - bo oferuje to samo, a nawet więcej. F-150 Lightning, tak jak i wariant spalinowy, ma świetny system sterowania przyczepą, wielką pakę i przestronną kabinę pełną ciekawych patentów. Z podłokietnika możecie zrobić przykładowo stolik, który świetnie sprawdzi się podczas pracy.

Dodatkowo zyskujemy za to coś, czego pickupy nie mają - bagażnik. Pod przednią maską, elektrycznie otwierają, kryje się monstrualna przestrzeń licząca ponad 400 litrów. Schowanie tutaj walizek, toreb czy innych rzeczy na długi wyjazd nie stanowi problemu.

Ford F-150 Lightning TEST BAGAŻNIK

Do tego znajdziecie tutaj gniazdka do zasilania zewnętrznych urządzeń. Nie zabrakło ich także na pace, którą można przekształcić w miejsce do pracy. Z burty wysuwają się bowiem schodki (genialny patent), a na jej krawędzi są punkty mocowania dla różnych urządzeń.

Sama skrzynia ma 170 cm długości i 128 cm szerokości. Dwie europalety wejdą więc bez żadnego zająknięcia. O przeładowanie auta też nie trzeba się martwić, gdyż w zawieszenie wbudowano wagę. Ta potrafi ocenić, czy samochód ma jeszcze zapas, czy też trzeba coś z niego wyrzucić. A można tutaj zapakować około 850 kilogramów "na plecy". Przyczepa ważąca 3,5 tony także nie będzie wyzwaniem - choć zasięg zapewne spadnie w ekspresowym tempie.

A po pracy pojechaliśmy na burgera

Żyrardów spełniło się w roli Detroit, ale brakowało nam tam jednego miejsca - solidnego "dinnera", gdzie można zjeść lunch. Finalnie zdecydowaliśmy się więc na powrót okrężną drogą i na postój w przydrożnym Burger Kingu. W końcu F-150 Lightning jest jak taki solidny potrójny Whopper - wielki, tłusty ale i sycący.

Widok tego auta z wielkim napisem Burger King w tle budzi jakieś dziwnie pozytywne emocje. Choć stałem przy Alei Krakowskiej w Warszawie, to przez chwilę poczułem się jak na industrialnych obrzeżach Dearborn. Hałas przelatujących samolotów i wielka ruchliwa arteria idealnie potęgowały to wrażenie.

Ford F-150 Lightning TEST

Mógłbym go mieć. Nie wiem czemu, ale mógłbym. Ford F-150 Lightning pokazuje, że technologia w autach elektrycznych ewoluuje w ekspresowym tempie

Czy kilka lat temu w ogóle wyobrażaliśmy sobie elektrycznego pickupa? Nie sądzę. Tymczasem teraz mamy tutaj ogromny akumulator, solidny zasięg i naprawdę dużo unikalnych cech. A jesteśmy "dopiero" w 2022 roku, gdzie rozwiązania w autach elektrycznych ewoluują w ekspresowym tempie.

Ponoć akumulatory półprzewodnikowe realnie staną się czymś powszechnym za około 10 lat. Kto wie, może wtedy inaczej będziemy podchodzić do takich aut. Już teraz nie dziwię się, że niektórzy dostrzegają w takim samochodzie potencjalną alternatywę dla auta spalinowego.

Przy przemyślanym użytkowaniu zasięg nie jest problemem. W USA sieć stacji ładowania również jest na tyle rozwinięta, że mało komu doskwiera problem znalezienia miejsca, w którym uzupełnimy prąd w akumulatorze.

Gdybym potrzebował takiego samochodu i miał możliwość łatwego ładowania, to pewnie nawet bym się skusił. Może i nie ma tutaj gangu V8 (w kabinie jest bardzo cicho, nawet pomimo aerodynamiki kamienicy), ale za to są świetne osiągi, genialny uciąg i szereg innych możliwości, których próżno szukać w samochodach spalinowych.

Tak, w Europie nigdy nie dostaniemy tego auta - ale Ranger Lightning nie jest wykluczony w perspektywie kilku lat. Być może ta idea zostanie więc przeniesiona na nasze drogi, tylko w nieco bardziej adekwatnym rozmiarze.