Ford GT Holman Moody Heritage Edition. O, i to jest świetne uhonorowanie historii
Lubię edycje aut, które nawiązują do historii. Zwłaszcza takie jak Ford GT Holman Moody Heritage Edition. Niby to tylko malowanie, ale za to jakie!
Różne są edycje specjalne. Niektóre mają tylko kilka naklejek, inne zmienione wyposażenie, albo dostają inne zawieszenie lub delikatny tuning. Ja bardzo cenię te, które nawiązują do historii i robią to w sposób kompletny. W przypadku niektórych edycji możemy mówić o skoku na kasę. Tymczasem Ford GT z serii Heritage Edition to krótkoseryjne egzemplarze nawiązujące do bogatej historii wyścigowej koncernu z Dearborn. Jednym z najjaśniejszych przykładów jest Ford GT Holman Moody Heritage Edition.
To jest "TEN" Ford GT Holman Moody
Tak, tak. Oto edycja, która honoruje jeden z najważniejszych sportowych wyczynów Forda. Ford GT w złoto-czerwonym malowaniu uzupełnił podium w Le Mans podczas słynnego potrójnego zwycięstwa w 1966 roku.
Dlatego też nie dziwi, że podczas prezentacji tej edycji auto zestawiono z Fordem GT40 MkII w barwach teamu Holman Moody. To oryginalne MkII z numerem podwozia P/1016, które było niemalże laboratorium na kołach. Dzięki temu autu Holman Moody był w stanie poprawić GT40 na tyle, że nie było na niego mocnych podczas zmagań w 24-godzinnym wyścigu.
Ford GT Holman Moody Heritage Edition zyskał więc odpowiedni lakier - Holman Moody Gold, połączony z czerwonymi (Heritage Red) oraz białymi (Oxford White) akcentami, w tym stylizowanymi polami z numerem startowym 5, tak jak oryginał. Wnętrze również zyskało złote wstawki, świetnie korespondujące z matowym włóknem węglowym oraz alcantarą.
Co ciekawe, to już druga edycja specjalna honorująca Le Mans '66. Pierwsza była na początku produkcji drugiej generacji i nawiązywała do auta zwycięskiego - czarnego GT40 MkII z białymi pasami, które prowadzili Bruce McLaren i Chris Amon.
Ford GT Holman Moody to trzecia edycja specjalna zaplanowana na ten rok - i ostatnia. Pierwsza nawiązywała to prototypu Forda GT40 z 1964 roku, a druga do modelu rozwojowego MkI w malowaniu Alan Mann.
Muszę przyznać, że takie krótkie serie (nie więcej niż 50 egzemplarzy) bardzo do mnie przemawiają. Niosą za sobą konkretną treść, a jednocześnie są na tyle kompletnie "przemalowane", że nie mam wrażenia żerowania na kliencie. No i wyglądają rewelacyjnie.