Ford Mustang California Special - TEST. Idealny na lato za kółkiem
Motoryzacyjna radość z lata niejedno ma imię. Ale jedno z najlepszych brzmi Ford Mustang California Special. Ma wszystko, czego potrzeba!
Znowu Mustang? Ano tak! Nie nasza wina, że amerykański Pony Car występuje w tak wielu odmianach i lubimy je wszystkie. A ponieważ mamy środek lata, wybraliśmy tę najlepszą. Ford Mustang California Special nie tylko nazwą nawiązuje do słonecznego stanu USA. Charakterem też.
California Special musi robić "Wow!"
Dlatego zostawiliśmy kolegom z innych redakcji Mustangi w kolorze Cyber Orange. To świetny lakier na GT. Mustang California Special występuje wyłącznie jako Convertible. Czyli kabriolet. A jak kabriolet, to musi być w letnim, wypoczynkowym klimacie. Widoczny z kilometra "smerfowy" niebieski lakier Grabber Blue jest idealny. Świetnie pasują do niego dedykowane, ciemne felgi i pasy na nadwoziu. No i oczywiście wstawki z oznaczeniem wersji specjalnej.
Nawiązujący do modelu z lat 60-ych kabriolet ma kilka wyróżniających go detali. Osobna wstawka z tyłu, czy nowa atrapa z logiem C/S oraz powiększony splitter to drobiazgi, ale Mustang wygląda "inaczej". I... świetnie. Jak do zwykłego jestem już mocno przyzwyczajony - po stolicy jeździ ich mnóstwo, tak California Special "ma w sobie coś".
We wnętrzu to typowy Mustang w wersji bardziej weekendowej, niż sportowej. Zmianą są nowe wykończenia oraz fotele obszyte mieszanką skóry i alcantary, oczywiście z odpowiednim logiem. Są szerokie i wygodne, choć do Recaro im daleko. Ale tu nie o to chodzi. Tu się bardziej liczy to, że mają wentylację, a audio B&O z systemu SYNC3 potrafi zagrać odpowiednią nutę na wieczorny objazd miasta.
Jedyny słuszny
Ford Mustang California Special występuje w jedynej słusznej opcji. Kabrioletu z silnikiem V8. Pięciolitrówka Coyote z aktywnym wydechem to to, co lubimy przy otwartym dachu. Owszem, samochód ma tryb cichego startu, a wydech można osobno wyciszyć (np. w długiej trasie), ale... nie o to chodzi w tym modelu.
450-konny silnik gulgocze i hałasuje odpowiednio, żeby poinformować okolicę, że pojawiło się w niej amerykańskie V8. Można narzekać, że jest za głośny, albo za ordynarny, ale... drze się naprawdę godnie. A jak się nie drze, to dudni. Wciąż - to wszystko jest na granicy kiczu i doskonałości.
W przypadku naszego egzemplarza "jedyny słuszny wybór" to automatyczna skrzynia biegów. Czy do letniego cabrio naprawdę potrzebujecie machać dźwignią i wciskać sprzęgło? To Mustang, a nie Porsche Boxster, więc na tor, czy na zakręty to nie ten adres. Choć Ford robi co może i wstydu nie ma. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kategorię "spektakularnego zamiatania tyłem".
Tak czy inaczej, dziesięciobiegowy automat tu bardzo pasuje. Niestety jest narwany niczym dziki koń. Potrzebuje albo naprawdę ostrego galopu, albo spokojnego stępa. W innych przypadkach będzie wierzgać, kluczyć i plątać się o własne "nogi" (tj. biegi).
Mimo tego, wybieram Californię z automatem. Ręczna skrzynia? Tak! W Bullicie i Mach1.
W razie czego Mustang jest bardzo szybki (4,6 sekundy do 100 km/h) i o dynamikę tego potężnego silnika nie musicie się martwić. Ale ponieważ nie ma dachu, jest lato i słoneczko, to bardziej docenicie, że komfort jazdy jest bardzo wysoki (jak na auto sportowe). Nie musicie też podejmować żadnych wyrzeczeń, jeśli chodzi o drogi, którymi jedziecie.
Spragniony jak amerykańskie V8
Jedynym wyrzeczeniem, które musicie poczynić jest spustoszenie w portfelu, jakie Mustang California Special lubi poczynić.
Niekoniecznie w salonie. GT z V8, z otwieranym dachem i skrzynią automatyczną zapłacicie niecałe trzy stówki (291 tys. zł). California Special to pakiet, który wyceniono na 9 300 zł, i do tego 4 300 zł za lakier Grabber Blue. W sumie 304 900 zł. To mało jak za parametry, auto i jego legendę.
Ale Mustang lubi sobie wypić. Znacznie więcej niż odmiany sprzed aktualizacji norm ekologicznych. O ile przy spokojnej i bardzo płynnej jeździe potrafi zejść nawet do ok. 7 litrów, to wystarczy wjechać do miasta, by ta wartość wzrosła o 10-15 l/100 km. Naprawdę trudno się zmieścić średnio poniżej 17 l/100 km.
Najwyraźniej "coś za coś".
Podsumowanie
"Cruising" po mieście w otwartym, V8, które wygląda, brzmi i w razie czego "jedzie" to idealny pomysł. Albo spokojna wycieczka kalifornijską drogą nr 1. Mustang California Special nie jest idealny, ale trafia do mnie swoim klimatem. Jak go widzę, od razu w głowie zaczyna bujać "California Love" 2Paca.