Helge Meyer i jego Camaro. Pomoc nadchodzi z rykiem V8

Poznajcie historię Helge Meyera i jego Camaro w ogarniętej wojną Jugosławii. Wciąż nie wiem, czemu ten bohater nie doczekał się jeszcze filmu.

Bałkański konflikt na początku lat 90-ych był potężną traumą dla całej Europy. Wojna tocząca się w wyniku rozpadu Jugosławii była długa, krwawa i wyjątkowo brutalna dla ludności cywilnej. Pierwszy tak duży konflikt od drugiej wojny światowej i bardzo wyniszczający - naloty, bombardowania, aktywne partyzantki i rzezie ludności były w każdych wiadomościach. W tym wszystkim pojawił się duński komandos Helge Meyer i jego Chevrolet Camaro. Ta historia to niemalże gotowy scenariusz na film.

Meyer, były żołnierz jednostki specjalnej Jagercorp, wytrenowany przez Zielone Berety komandos, śledził wojnę ze swojego domu. Jednak kolejne reportaże o głodzie i dramacie ludności cywilnej spowodowały, że postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Jako człowiek głęboko religijny, nie został najemnikiem. Nie uznał, że będzie ostatnim sprawiedliwym z bronią w ręku.

Zamiast tego postanowił kupić Chevroleta Camaro. Samochód z 1979 roku znalazł się u jednego ze stacjonujących w Niemczech żołnierzy. Amerykańskie Siły Powietrzne postanowiły pomóc też Meyerowi, nieco poprawiając mu samochód i podrzucając "na miejsce".

Druga generacja kultowego coupe nie powalała osiągami, choć 350-calowy (5,7 litra) silnik V8 na pewno brzmiał "poważnie". Było tam jednak około 170 KM (standardowa wartość silnika LM1), co nie jest wartością pożądaną, jeśli wybieramy się w regiony ogarnięte wojną oraz bezprawiem lokalnych mafii.

Camaro zostało mocno przebudowane

Samochód został wybebeszony ze wszystkiego co mogło przeszkadzać. Zamiast tego, w podwoziu i za deską rozdzielczą pojawiły się płyty chroniące kierowcę. W drzwi trafiły kevlarowe osłony, a opony zostały "przerobione" na Run-Flat. Do wnętrza gum nawpuszczano tyle uszczelniacza, żeby w razie przebicia móc dojechać do miejsca, gdzie bezpiecznie będzie można się zatrzymać.

Camaro

Jednostka V8 została też wyposażona w podtlenek azotu. Butle wystarczały na zaledwie kilka strzałów, ale podniesienie mocy do 440 KM znacznie zwiększało szanse ucieczki. Podobnie jak pomalowane na czarny mat, z wykorzystaniem farby obniżającej widzialność, nadwozie

Po takim przygotowaniu, Chevrolet Camaro trafił do amerykańskiego samolotu. Helge Meyer zabrał ze sobą nóż wojskowy, kamizelkę kuloodporną, hełm oraz biblię, a także całe auto pomocy humanitarnej.

Od 1991 roku, wyposażony w wyżej wymieniony sprzęt oraz noktowizor Meyer, niósł pomoc potrzebującym. Szybko ochrzczono go pseudonimem "Boży Rambo". Nie dziwne. Jego specyficzne Camaro, przemieszczało się po ciemku, bez broni, przez obszary ciężkich walk, gdzie tylko można było komuś pomóc. Woziło żywność do Sarajewa, leki, zabawki dla dzieci. Jak wspomina Meyer w swojej książce, raz udało mu się uratować matkę z noworodkiem, których znalazł w tragicznych warunkach gdzieś w Bośni.

Zarówno Meyer, jak i jego Camaro, przetrwali bez szwanku całą wojnę, choć samochód przyjął na siebie sporo kul. Sam duński "Rambo" również przeżył tylko dzięki hełmowi, w który trafiła jakaś kula, niekoniecznie zbłąkana.

Camaro Camaro w okresie "kosowskim" zyskało jeszcze więcej Mad-Maxowego wyglądu

Co ciekawe, koniec konfliktu w Jugosławii w 1995 roku nie był końcem tej historii

Camaro pomagało przetrwać potrzebującym na Bałkanach przez blisko 10 lat. Aż do 2005 roku czarne coupe przemykało po Kosowie, dostarczając pomoc. 

Helge Meyer wciąż jest w posiadaniu swojego samochodu. Auto obecnie ma kolor pomarańczowy, ale wiele się w nim nie zmieniło.

Naprawdę, uważam że to jest postać, która zasługuje na film jak mało kto. Film akcji, film z przesłaniem, pokazujący prawdziwego twardziela i bohatera.