Rolls-Royce "Jules" na Dakarze był fenomenem. "Ostrygi skończyły się trzeciego dnia"
Rolls-Royce na Dakarze? Była taka historia. Jedna z najciekawszych w historii rajdu. "Jules" to kaprys bogacza i jeden z najefektowniejszych samochodów w historii rajdu.
- Rolls-Royce "Jules" wziął udział w rajdzie Paryż - Dakar w 1981 roku, z inicjatywy francuskiego playboya
- Brytyjska marka chciała zablokować udział auta w rajdzie
- Samochód jest prawdziwym Frankensteinem, jeśli chodzi o konstrukcję
Historia Dakaru, czy też Rajdu Paryż - Dakar, to historia pełna przygód. Pasjonacie, awanturnicy, zespoły fabryczne, wszyscy skupieni na tym, aby pokazać się z jak najlepszej strony w tym najtrudniejszym z rajdów przełajowych. Na przełomie lat 70. i 80. do tego grona postanowił dołączyć Thierry de Montcorgé wraz ze swoim towarzyszem i pilotem Jean-Christophe Pelletier'em.
Prawdopodobnie pomysł narodził się podczas jakiejś suto zakrapianej kolacji. Playboye i pasjonaci motoryzacji najwyraźniej uznali, że "dlaczego nie". Zbliżała się trzecia edycja rajdu, który niedługo stanie się jednym z najsłynniejszych wydarzeń w motorsporcie.
Czyli idealne miejsce, żeby się pokazać. Panowie lubili się pokazywać, wiec trzeba było wybrać odpowiedni pojazd. Czyli zabrać Rollsa na pustynię.
Rolls-Royce Corniche "Jules" był idealny...
Na początku oczywiście nie był Julesem. Na początku w ogóle nie miał być Rolls-Roycem.
de Montcorgé uparł się na należącego do Pelletiera, ciągle psującego się Corniche'a z końca lat 70., ale Brytyjczycy wykazali się daleko idącym konserwatyzmem i bardzo próbowali wybić z głowy Francuza ten projekt. No bo jak to, Rolls-Royce i rajd przełajowy, skakanie po wydmach i inne "niegodne" czynności? Nie tak to powinno wyglądać, według Anglików.
Na szczęście dla historii motorsportu, obaj panowie poszli szukać sponsora. Bo jak się ścigać, to najlepiej nie za swoje. Tak trafili do Christiana Diora. Francuski dom mody zainteresował się projektem i zamierzał przy pomocy tego auta promować swoje najnowsze perfumy o nazwie "Jules".
Właśnie w ten sposób biały samochód stał się "Julesem", a sponsor przekonał Rolls-Royce'a, że warto wejść w ten projekt i trzeba trochę upuścić powietrza z nadętego balonika.
Teraz pozostało tylko przygotować samochód.
... po pewnych przeróbkach
Z różnych źródeł wiem, że ta generacja Rolls-Royce'ów jest dość pancerna, jeśli chodzi o trudne warunki drogowe. Nie wytrzymałaby jednak rajdu Paryż - Dakar (a dokładniej Paryż - Algier - Dakar).
Dlatego też panów, również ze względu na brak wsparcia "fabryki" i doświadczenia w tego typu imprezach, nie traktowano poważnie. Choć obaj mieli bardzo duże doświadczenie w budowaniu samochodów, w tym buggy.
Cały projekt powstał w trzy miesiące i, jak wspomina kierowca, większość pomysłów rodziła się przy jedzeniu.
Warto więc przyjrzeć się temu Corniche'owi. "Jules" nie jest bowiem zwykłym Rolls-Roycem. Pod charakterystyczną maską znalazło się miejsce dla silnika V8 ze stajni General Motors. Słynna zasada mówiąca o tym, że wszystko da się zamienić na Small Blocka, i tu się sprawdziła. Dodatkowo silnik miał o ponad 100 KM więcej niż seryjny i dysponował ponad 500 Nm momentu obrotowego. Jestem w stanie sobie wyobrazić jak działał ten wulgarny silnik z wyprowadzonymi na bok przelotowymi wydechami, przy nadwoziu Rolls-Royce'a. Nadwoziu, które w dużej mierze zmieniono na panele z włókna szklanego. Wszystko dla oszczędności masy.
Do tego dobrano odpowiednie podwozie. Dobrano? W zasadzie "Jules" został doczepiony do ramy pochodzącej z zupełnie innego samochodu. Bazą stała się Toyota Land Cruiser HZJ45. Stara dobra "czterdziestkapiątka" użyczyła ramy, napędów oraz zawieszenia. W aucie znalazło się też miejsce na zbiornik paliwa o pojemności 332 litrów. Nie wątpię, że był opróżniany szybko.
Konkurencja w strugach szampana
Panów nie traktowano poważnie. Zwłaszcza, że "Jules" miał na pokładzie nie tylko kierowcę i pilota, ale również skrzynkę szampana oraz ostrygi. Te, jak wspomina Thierry de Montcorgé skończyły się trzeciego dnia. Panowie starali się podchodzić do rajdu zupełnie na luzie, ale ekipy startujące w 1981 roku szybko przekonały się, że to tylko poza.
Samochód okazał się nadzwyczajnie dobry. Na tyle, że mimo szampańskich nastrojów, ostryg i traktowaniu wszystkiego nieco jak zabawę, był bardzo konkurencyjny. Rolls-Royce potrafił wspinać się na wydmy, na których inne auta utknęły i pędzić przez pustynię blisko 170 km/h. Musiał robić przy tym piorunujące wrażenie. Blisko mety ten szalony projekt był na 13 miejscu na 300 startujących.
Niestety, Rolls-Royce de Montcorgé'go nie ukończył wyścigu. Kierowca uderzył... w drzewo niedługo przed metą. Ironia losu, pokonać 6000 km przez pustynię i uderzyć w drzewo. Samochód został poskładany i przekroczył o własnych siłach linię mety, ale nie został sklasyfikowany.
Ale i tak stał się legendą. PR-owo dla Diora to był strzał w dziesiątkę. Choć wygrał wtedy fabrycznie przygotowany Range Rover, wszyscy pytali tylko o Rolls-Royce'a.
Ten nigdy więcej już nie wystartował, ale stał się legendą rajdu i jednym z najciekawszych aut, które w nim wystartowały.
Auto kilka lat temu przeszło renowację, ale wciąż wygląda na w pełni oryginalne. Kilka tygodniu temu zostało sprzedane nowemu właścicielowi na aukcji organizowanej przez Aguttes za 596 420 Euro.
Olbrzymia kwota, ale nie taka duża, jak na tak legendarny pojazd.
źródło zdjęć: Aguttes i Auto Moto Magazine