Honda CR-Z to genialne auto, które nieco wyprzedziło swoje czasy
Małe, efektownie wyglądające i do tego hybrydowe. Honda CR-Z to samochód, który na dobrą sprawę na rynku pojawił się odrobinę zbyt wcześnie.
Słowa "sportowy, hybrydowy, coupe" w jednym zdaniu teraz nikogo nie dziwią. To absolutny standard i rzecz, która nie zaskakuje nawet w przypadku hipersamochodów. Dziesięć lat temu rynek wyglądał jednak zupełnie inaczej, a klienci nie byli gotowi na tak odważne pomysły. Honda CR-Z była wyjątkowo udanym i atrakcyjnym samochodem, który teraz mógłby świętować ogromny sukces.
Trzeba przyznać, że ten model wyszedł im doskonale
Pierwszą zapowiedzią tego auta był koncept z 2007 roku, który wywołał niemałe zamieszanie. Nikt nie spodziewał się wówczas, że 3 lata później Honda jakby nigdy nic wypuści na rynek ten model - do tego w tak odważnej konfiguracji. Postawiono tutaj na dwie rzeczy - sportowy charakter i... oszczędność. Teoretycznie brzmi to jak oksymoron. Teoretycznie, bowiem w praktyce Honda CR-Z okazała się być autem, które bardzo lubi zakręty i wynagradza kierowcę przyjemnością z niezbyt szybkiej jazdy.
Był to także rewolucyjny model w kategorii samochodów hybrydowych. Japończycy po raz pierwszy połączyli układ IMA z manualną skrzynią biegów, która była standardowym wyposażeniem obok przekładni CVT. W wielu rankingach CR-Z uznawane było za najbardziej ekologiczne i "czyste" auto oferowane w tamtych czasach na rynku.
Osiągi? 124 KM i 174 Nm zapewniały sprint do setki w 9,9 sekundy i prędkość maksymalną bliską 200 km/h. Całkiem niezły wynik jak na samochód, który przede wszystkim miał wyróżniać się niskim zapotrzebowaniem na paliwo. Po liftingu w 2013 roku moc zwiększono do 137 KM, dodając dodatkowo tryb Sport+, który wyciskał cały potencjał z jednostki spalinowej i elektrycznej. Wówczas też poprawiło się przyspieszenie do setki, które spadło do 9,1 sekundy.
Warto dodać, że nawet jak na dzisiejsze standardy, emisja CO2 była niska - wynosiła zaledwie 112-116 gram na kilometr.
Samochód ten polubili także tunerzy
Jak się okazało Honda CR-Z była fantastyczną bazą do budowy szybkiego i szalonego hothatcha. Za auto zabrał się między innymi Mugen, który wycisnął z tej małej jednostki 160 i 180 KM w dwóch różnych wariantach. Najmocniejsza wersja rozpędzała się do 100 km/h w zaledwie 6,1 sekundy.
Okazało się też, że jednostka K20 z Civica Type R pasuje tutaj niemalże "plug and play". Drobne modyfikacje pozwalały na osadzenie pod maską znacznie mocniejszego wariantu przy jednoczesnym wyrzuceniu hybrydowej technologii. Tak zmodyfikowane pojazdy były często widywane w Japonii i w USA. Wykorzystywano je w różnych pucharach lub podczas imprez typu track days.
Honda "ubiła" ten model w 2016 roku
Uznano, że zapotrzebowanie na taki model jest bardzo małe. Jednocześnie postawiono na rozwój Civica Type R jako sportowego modelu marki oraz hybrydowych wariantów innych aut jako "ekologicznej" strony marki.
Gdyby jednak Honda teraz powróciła do tej koncepcji, z pewnością miałaby znacznie większe szanse na sukces. Przede wszystkim obecne rozwiązania pozwoliłyby na zastosowanie znacznie mocniejszej jednostki, która także pracowałaby z układem hybrydowym, a jednocześnie emitowałaby mniej CO2 do atmosfery. Dodatkowo wszelkie ulgi i przywileje dla aut hybrydowych mogłyby zachęcić młodszych klientów do wyboru takiego modelu. Prawda jest bowiem taka, że poza typowymi kompaktami obecnie nie ma żadnej "ciekawej" alternatywy dla tych, którzy chcą samochodu pełnego charakteru i ubranego w efektowne nadwozie.