Honda e zupełnie się nie sprzedaje, więc Japończycy idą romansować z Teslą
Jest mała, stylowa, i - niestety - słaba pod kątem oferowanego zasięgu. Honda e sprzedaje się fatalnie, więc Japończycy musieli wybrać się do Tesli.
Honda e miała być receptą marki na walkę z emisją CO2. Ktoś gdzieś w excelu spiął wszystko w kilka tabelek i policzył, że małe auto z małym zasięgiem i wysoką ceną będzie hitem.
No ale nie jest
Honda e na pewno wygląda fantastycznie i budzi wiele emocji, ale we wszystkich testach podkreśla się fatalny zasięg, który nawet w mieście staje się irytujący. Nikogo nie powinien dziwić więc fakt, że klienci - mając teraz całkiem spory wybór aut na prąd - pójdą po prostu do konkurencji. Chociażby Mazda MX-30 oferuje nieco więcej za mniejsze pieniądze. Co ciekawe jednak Honda e jest już w Polsce, ale dziennikarze jeszcze nie mogą jej sprawdzić. Marka wciąż wstrzymuje się z publikacją cennika, przypuszczalnie ze względu na potencjalnie wysokie ceny, które będzie musiała tam wpisać.
To co zrobić, aby CO2 się zgadało?
Oczywiście jedyną opcją jest "pooling", czyli podzielenie się emisją z inną marką. Wybór tutaj mógł być tylko jeden - TESLA. Podobnie jak FCA, Honda też wybrała się do Elona Muska i za ogromne miliony dolarów może obniżyć swoją emisję CO2, unikając tym samym kar.
Ten system jest idiotyczny, nie sądzicie?
Zamiast zrównoważonej i rozsądnie rozplanowanej walki z emisją dwutlenku węgla mamy radykalne działania, które doprowadzają do właśnie takich sytuacji. Rozliczasz się z kimś? Spoko, nie masz problemu. Próbujesz to zrobić samemu, ale nie masz jeszcze odpowiedniej gamy modeli? Jesteś w tarapatach.
Honda e sprzedała się w liczbie raptem 1000 sztuk
To wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań - tym bardziej, że w tej liczbie jest zapewne dużo aut dealerów. Japończycy mają więc teraz trudny orzech do zgryzienia. Czy walka w Europie będzie dla nich opłacalna, czy też postanowią ograniczyć działania do USA i Azji? Zniknięcie Hondy z naszego rynku wcale nie jest tak nierealnym scenariuszem. Wystarczy spojrzeć na ograniczoną gamę modelową oraz wysokie ceny tych samochodów, zwłaszcza na tle konkurencji. Najbliższy rok może być więc próbą przetrwania na Starym Kontynencie.