Peugeot twierdzi, że rynek hothatchy upadł. Inne marki przytakują z ironicznym uśmiechem

Hothatch od Peugeota? Niestety, zapomnijcie o tym. Francuska marka twierdzi, że ten segment dosłownie upada i nie ma przyszłości. Czyżby?

Dobry hothatch to przyjemna recepta na zły dzień. Szybki, skuteczny, dający dużo radości z jazdy - a przy tym praktyczny. Czego chcieć więcej? Nam, klientom, nie potrzeba już zbyt wiele. Producenci są jednak w nieco gorszej sytuacji, gdyż stoją obecnie w rozkroku pomiędzy nowymi regulacjami a oczekiwaniami rynku.

A jak się stoi w takim rozkroku, to nic dziwnego, że hothatch staje się zbędnym balastem

Jerome Micheron, szef produktu w Peugeocie powiedział wprost - litery GTI nie powrócą na model 308. Powód jest prosty - ciężko spełnić oczekiwania dotyczące emisji dwutlenku węgla, zwłaszcza w dobie coraz ostrzejszych regulacji. I właśnie z tego powodu, w jego opinii, rynek na takie auta przestaje istnieć.

Czyżby? Cóż, mam wrażenie, że to odpowiedź z cyklu "pytają mnie o trudne sprawy, a my po prostu stwierdziliśmy, że nie zrobimy takiego auta". Pan Micheron sam sobie podłożył kłody pod nogi, gdyż koncern Stellantis ma odpowiednie rozwiązania, które idealnie wpasowałyby się w taki model.

hothatch

Chodzi oczywiście o hybrydę plug-in. Raptem kilka tygodni temu ogłoszono, że powróci Astra OPC. Będzie ona wykorzystywała znany z Grandlanda Hybrid4 czy 3008 HYbrid4 napęd, czyli 300-konną kombinację jednostki spalinowej (1.6) i elektrycznej. Ta moc trafia na cztery koła. Dodatkowo mamy możliwość bezemisyjnej jazdy i śmieszny wynik w kwestii emisji CO2.

Krótko mówiąc: Peugeot na swoim własnym podwórku ma rozwiązanie, które jest odpowiedzią na potrzeby rynku. Taki hothatch z pewnością by się przyjął. Skoro Volkswagen Golf GTE może sprzedawać się nieźle, podobnie jak Skoda Octavia RS iV czy Cupra Leon/Formentor eHybrid, to czemu to francuskie auto nie miałoby takich szans?

Elektryfikacja takich aut może i nie brzmi porywająco, ale jest nową szansą na stworzenie ciekawych i angażujących aut sportowych. Odnoszę wrażenie, że niektórzy po prostu podchodzą do tematu w możliwie najprostszy sposób, skupiając się wyłącznie na najpopularniejszych wariantach i odcinając dopływ gotówki do tych nieco bardziej wymagających.

Hothatch? Takie auta nigdzie się nie wybierają

Stwierdzenie, że "rynek hothatchy upada" też jest mocno na wyrost. Mam wrażenie, że wbrew pozorom ma się on całkiem nieźle, nawet w tych trudnych czasach. Renault oferuje bardzo dobre Megane RS. Grupa Volkswagena ma cały przekrój szybkich hatchbacków - od Golfa GTI, przez hybrydowe warianty GTE i jego bliźniaki, aż po Audi S3 i Golfa R z trybem drift. A to nie jest ostatnie słowo, gdyż na rynek wjeżdża Cupra Formentor VZ5 i wielkimi krokami zbliża się nowe Audi RS3.

Mercedes? Modele A35 i A45 dosłownie zalały rynek i są powszechnym widokiem. BMW M135i także radzi sobie całkiem nieźle. Ford Focus ST także znajduje wielu klientów.

Jeśli mamy rozmawiać o kurczącym się segmencie hothatchy, to takie zjawisko widoczne jest w autach miejskich. Tutaj walczy głównie Fiesta ST, a dołącza do niej Hyundai i20 N. Renault Clio R.S. znika z rozkładówki, podobnie jak Peugeot 208. Inne marki też nie planują działań w tej grupie aut.