Hyundai H-1 Wagon 2.5 CRDi Premium
Są samochody, których przeznaczenie jest znane od samego początku. Są samochody niszowe. Są też takie, których funkcjonalność pozwala na wiele. Nowy Hyundai H-1 stara się udowodnić, że sprawdzi sie w każdej z ról, którymi zaskoczy go właściciel. Oto 24h z życia H-1 Wagon i jego użytkownika.
W czwartek wieczorem szef wpadł do pokoju i oznajmił: "jutro przylatują goście, będziesz za nich odpowiedzialny. Będziesz jeździł H-1ką". No to super. Zamiast siedzieć w ciepłym biurze będę kursował po mieście koreańskim wytworem myśli technicznej bawiąc... Koreańczyków.
Poczytajmy o tym, z czym przyjdzie się zmierzyć. Pierwszą generację znam. Duży, jajowaty van, dość dobrze przez użytkowników oceniany. Charakterystyczną jego cechą było to, że występował pod setką nazw. Było więc H1, Starex, H200, H300. O ile pamiętam, nawet było w nim 4x4. Niezbyt porywający, ale nie do zdarcia. Nowa generacja zadebiutowała w kraju pod koniec 2007 roku. Trzeba przyznać, że wiele ich nie widzę na ulicach. To zły znak.
Piątek, 8:00
Odebrałem papiery i kluczyki do H-1. Schodzę do firmowego garażu. Jest. Wielki i szary. Prezentuje się zdecydowanie lepiej od poprzednika. Duży, masywny przód, atrapa przypomina rozmiarem spory ruszt. Po jej bokach dwie latarnie morskie - reflektory są naprawdę olbrzymie. Ale patrząc na całość nie mam wrażenia przerysowania. Hyundaiowi udało się połączyć wyrazistość konstrukcji z pewną dozą zgrabności - oczywiście jak na busa. Choć mam nieodparte wrażenie, że gdzieś już widziałem ten przód. Nieco podobnie wygląda najnowszy Ford Transit. Wolę jednak Hyundaia, jest bardziej spójny. Widzę, że w podstawowej wersji osobowej Koreańczycy postanowili pójść "na bogato" i światła przeciwmgielne są seryjne.
Rzut oka poza przód. Odnośnie linii bocznej w zasadzie nie mam co powiedzieć. Ot, po prostu duży, ośmioosobowy van z przesuwnymi drzwiami z obu stron. Duże powierzchnie szyb (tylne przyciemniane) sprawiają, że samochód wydaje się lekki i przyjazny, mimo swojej ponadprzeciętnej długości i wysokości (odpowiednio 5125 mm i 1925 mm). Ale nie jest filigranowy. Projektanci postanowili optycznie go "wzmocnić" i przednie oraz tylne błotniki dostały sporych przetłoczeń. W tych "wypchanych" błotnikach znalazło się miejsce dla opon osadzonych na szesnastocalowych felgach o dość nietypowym, choć bez wątpienia oryginalnym wzorze.
Trzeba przyznać, że stylistycznie H-1 Wagon naprawdę się wyróżnia. Rzut oka na tył samochodu uświadamia jednak pierwszą wadę samochodu. Brakuje tylnej wycieraczki. Już widzę, co się będzie działo podczas jazdy.
Otwieram centralny zamek i wspinam się na miejsce kierowcy. Oczywiście jest schodek, oczywiście siedzi się bardzo wysoko. Fotel nie ma może wymyślnego sterowania, ale można go sobie spokojnie ustawić tak, aby było wygodnie. To co się rzuca w oczy, to plastik. Morze plastiku. Na dodatek twardego i szarego, z dużą ilością srebrnych "aluminiowych" wstawek. Dobre i to, ale wciąż nie jestem przekonany. Kierownica sprawia wrażenie wziętej od Sonaty, jej kąt pochylenia też jest bliższy temu znanemu z samochodów osobowych niż dostawczaków. To mi się podoba. Tak samo, jak duża konsola środkowa - znalazłem manualną klimatyzację, radio z mp3 (rzut oka na słupki - widzę "gwizdki", po spojrzeniu w katalog - głośników jest 6), panel sterowania klimą dla tylnych rzędów siedzeń i mały, wygodny drążek zmiany biegów, tuż pod ręką.
Piątek, 8:30
Obejrzałem, jedziemy na lotnisko. Pod maską H-1 pracuje czterocylindrowy turbodiesel o pojemności 2,5 litra i mocy prawie 170 KM. Do tego potężny moment obrotowy, wynoszący 392 Nm. Brzmi fajnie. To nowoczesna, własna konstrukcja Hyundaia. Po odpaleniu silnika słychać, z jakim rodzajem zasilania mamy do czynienia, jednak dźwięk nie jest natarczywy. Gorzej z wchodzeniem na obroty. Robi to bardzo ospale. Przynajmniej na biegu jałowym.
Ruszenie Hyundaiem to klasyk dla dostawczaka. Jedynka jest tak krótka, że możemy nie zdążyć jej zmienić, zanim zacznie się czerwone pole na obrotomierzu. Jako, że bardzo się nie spieszy, biegi zmieniam wcześnie. Dynamiki może nie zapewnia zbytniej, ale w samochodzie jest, jak na tak dużą, pustą "puszkę", bardzo cicho. Problem pojawia się, gdy chcemy zredukować bieg. Jeśli silnik jest zimny, trzeba się przygotować, że z "trójki" na "dwójkę" możemy próbować wrzucać kilka razy, zanim z wyraźnym zgrzytem wskoczy odpowiedni bieg. Gdy już się rozgrzeje, sprawa znacznie się ułatwia, jednak nadal możemy bieg wrzucać "na dwa razy". Trzeba przyznać, że rozczarowujące. Gdyby nie ten "zgrzyt" konstrukcyjny, to z samochodu póki co byłbym bardzo zadowolony.
H-1 prowadzi się bardziej jak osobówkę niż ponad pięciometrowy "autobus" o dostawczych korzeniach. To zasługa zmienionego tylnego zawieszenia, które w wersji Wagon stało się wielowahaczowe, zamiast resorów piórowych z wersji towarowej. Układ kierowniczy, mimo że dość mocno wspomagany, nie przeszkadza w normalnej miejskiej jeździe i łatwo zapomnieć, że skręcamy czy zmieniamy pas samochodem o długości przekraczającej standardowe rozmiary. Zwłaszcza, że widoczność w każdym kierunku jest znakomita - dopóki nie zabrudzi się wspomniana wyżej tylna szyba.
Turlając się, nawet powoli, po torze przeszkód, który nazywany jest warszawskimi ulicami, zauważam, że plastików jest dużo, ale zmontowane są na tyle solidnie, że nic nie poskrzypuje i nie trzeszczy. Choć jakieś odgłosy samochód wydaje. Potem okazało się, że to jakieś drobiazgi w jednej z obecnych na każdych drzwiach kieszeni.
Piątek, 10:00
Goście odebrani. Siedmiu biznesmenów, którym, sądząc po posturach, nieźle się powodzi. Każdy w walizce ma pewnie żonę i siódemkę dzieci. O dziwo, rozmiar bagażu nie zrobił na H-1 żadnego wrażenia. Do dyspozycji jest 851 litrów i do tego bardzo ustawne, o odpowiednich proporcjach. Wszystko się mieści w sposób idealny. Ciekawe jak, sami pasażerowie.
Do tyłu wsiadamy przez odsuwane drzwi z obu stron. Tylną kanapę można przesuwać częściami, dzięki czemu tylny rząd może względnie bez ekwilibrystyki usiąść na ostatniej kanapie. Jej oparcie ma regulację pochylenia. Zmyślnie. Koreańczycy są zachwyceni. Mieszczą się i jest im wygodnie, mają też gdzie postawić swoje napoje. Drugi rząd ma równie komfortowe warunki, aczkolwiek trzeba wspomnieć i o zgrzytach. Regulacja pochylenia oparć działa na zasadzie "pociągnij i uciekaj" - zwolniona sprężyna natychmiast podnosi oparcie do góry. Gdy nieprzyzwyczajona i nieuprzedzona osoba chce dostosować sobie oparcie, może zostać boleśnie "naprostowana".
Pora ruszyć. Obładowany H-1 nie marudzi. Fakt, trzeba go kręcić nieco wyżej, ale nadal porusza się całkiem żwawo. Nagrzanie kabiny trwa długo, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jednak mamy do czynienia z dużą pustą powierzchnią. Potem jest już super. Jak już wspomniałem, nawiewy i regulacja są osobne dla przodu i dla tyłu. Goście są zadowoleni.
Piątek, 16:00
Koreańczycy bawią z szefem na obiedzie, zachwyceni zaletami transportowymi Hyundaia, ja jednak głowię się nad innym problemem. Dostaliśmy polecenie przewieźć do filii kilkanaście kartonów ze sprzętem. Niby nic ciężkiego - 792 kg ładowności radzi sobie z tym z łatwością. Szeroko otwierane drzwi boczne i wysoko podnoszona tylna klapa ułatwiają załadunek. Problem polega na tym, że producenci za bardzo wzięli sobie do serca to, że samochód jest osobowy. Żadna z kanap, ani foteli nie ma możliwości położenia oparcia, o złożeniu całości nawet nie wspominając. W efekcie przewożąc coś dużego, tak jak mnie to przypadło w udziale teraz, musimy poukładać nasze paczki na fotelach i w bagażniku. Duży minus.
Jednak udało się wszystko zapakować. Po dojechaniu na miejsce pokazała nam się kolejna, niewątpliwa zaleta H1-ki. Oczywiście po drodze się zgubiliśmy w gąszczu małych uliczek. Biorąc pod uwagę rozmiary vana, może to przerazić. Jednak okazało się, że średnica zawracania jest nadzwyczaj niska. Na zrobienie 180-stopniowego nawrotu (bez użycia "wspomagaczy" w postaci hamulca ręcznego) potrzeba zaledwie 11,2 metra - dokładnie tyle, ile potrzebuje mniejszy o pół metra i węższy o kilkanaście centymetrów Opel Vectra. Mercedes klasy E potrzebuje 20 cm więcej.
Jak już zauważyłem, samochodem również bardzo łatwo porusza się po ulicach. Stwierdzenie, że zachowuje się jak miejski samochód, byłoby sporym nadużyciem, gdyż H-1 nie mieści się na niektórych miejscach parkingowych, ale manewrowanie nim jest dużo łatwiejsze niż wieloma samochodami klasy średniej. Także hamulce nie dostarczają powodów do niepokoju. Tarcze przy wszystkich czterech kołach zapewniają w miarę bezpieczne wytracanie prędkości.
Piątek, 20:00
Nareszcie fajrant. Ale srebrną puszkę zabieram do domu. Czeka nas clubbing ze znajomymi. Pakuję kilka osób do środka i jedziemy. Od razu zaczynają się narzekania, czemu nie można odwrócić foteli, czemu żaden z nich nie składa się w stolik, czemu nie można położyć oparcia na płasko. I racja, też mnie to dziwi. Bardzo cierpi na tym funkcjonalność wozu. Ale pora na hit wieczoru. W końcu trzeba zrobić imprezowy klimat.
Drugi i trzeci rząd siedzeń mają oczywiście swoje własne oświetlenie. Nic dziwnego. Jednak każda z lampek ma tajemniczy przycisk "mood". Dzięki niemu możemy zmieniać... kolor oświetlenia kabiny. Poza klasycznym białym, przy którym spokojnie możemy poczytać książkę, mamy do dyspozycji sześć przytłumionych barw, które mają wprawić naszych pasażerów w dobry nastrój (albo jakikolwiek inny, do wyboru mamy niebieski, zielony, turkusowy, żółty, fioletowy i różowy). Każdy rząd oczywiście sam decyduje, w jakich kolorach chce się bawić. Złośliwi twierdzą, że brakuje tylko kuli dyskotekowej opuszczającej się z sufitu. Może i coś w tym jest. Po odsunięciu środkowej kanapy maksymalnie do tyłu, jej pasażerowie mają do dyspozycji nieprzyzwoitą ilość miejsca. Jak się ktoś uprze, to i zatańczy, zwłaszcza, że sprzęt grający całkiem nieźle sobie radzi z nagłośnieniem przestrzeni wewnątrz. Do tego w całym samochodzie mamy do dyspozycji płaską podłogę - również między fotelami pierwszego rzędu.
Sobota, 4:00
Impreza dogorywa. Pora wracać do domu, a przed nami długa droga. To jednak nie robi wrażenia. Szosy są puste, więc w końcu można nieco ostrzej potraktować dużego Koreańczyka. Mimo niezbyt pozytywnie nastrajających danych na papierze (14,5 s musi minąć, aż na zegarach pojawi się "setka"), subiektywnie samochód jest bardzo dynamiczny. Diesel co prawda działa w zakresie wysokich obrotów, ale duży moment obrotowy i napęd na tył sprawiają, że spod świateł startuje "jak z procy". Na prędkościomierzu dość szybko pojawiają się prędkości autostradowe - całe szczęście, że droga na to pozwala. Co ciekawe, Hyundaiowi nie sprawia taka jazda najmniejszego problemu. Wciąż czuję się, jakbym prowadził po prostu przerośniętą osobówkę. Ani hałas, ani prowadzenie nie odbiega znacząco od znanych mi innych samochodów. Hyundai pozytywnie zaskakuje.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to nieco za lekko pracujący układ kierowniczy. Dostosowano go widać głównie do jazdy miejskiej i manewrów.
Sobota, 7:00
Koniec trasy, początek dyskusji. Temat: Hyundai H-1 Wagon. Co to w ogóle jest? Dlaczego? Za ile? Odpowiedź na ostatnie pytanie jest prosta. Za odmianę Premium (jedyną w ofercie) musimy zapłacić 119 900 zł. W przeliczeniu na metry samochodu to nie jest najgorzej. Dodatkowo wersja ta jest dość bogato wyposażona. Jest więc klima, jest radio z MP3, są alufelgi, pełna "elektryka", ABS, ESP (całkowicie odłączalne). W zasadzie nic, czego można by żądać więcej od samochodu tego typu. Martwią niestety tylko dwie (!!) poduszki powietrzne. Poza tym cena wydaje się być dość rozsądna. Koszty eksploatacji tez nie przerażają. Podczas 24 godzin jazdy w różnych warunkach średnie spalanie wyniosło 8,9 l/100 km. Dokładnie tyle, ile podaje producent. W mieście zużycie wzrasta do ok. 13 litrów na każdą "setkę", a mając ciężką nogę i lubiąc jeździć szybko możemy tą wartość sporo podnieść.
Drugim problemem w ocenie Hyundaia jest jego przydatność. Samochód sprawia wrażenie, że jego producenci usiłowali połączyć dwa typy samochodu. Z jednej strony, jest to dobrze wyposażony transporter np. na trasie lotnisko-hotel. Duży bagażnik, przestronne wnętrze, łatwość manewrowania. Z drugiej strony, niezłe audio, nastrojowe lampki, płaska podłoga sprawiają wrażenie, że samochód mógłby być "rozrywkowy" i zagrozić kilku istniejącym na rynku vanom. Zresztą nawet strona www.hyundai.pl kwalifikuje H-1 Wagon jako samochód "rekreacyjny". Do pełni szczęścia brakuje jednak obrotowych foteli, możliwości złożenia ich w stolik czy położenia oparcia kanapy na płasko. I nie wszystko zrekompensują świetne jak na tą kategorię właściwości jezdne i przyjemny silnik.
Ciekawostka na koniec. Tak, nowa generacja H-1 kontynuuje tradycje wielu nazw. Na rynku brytyjskim Wagon nazywa się i800, a wersja towarowa iLoad. W drugim przypadku skojarzenia z produktem Apple nieuniknione.