Hyundai i20 N Line to świetny pozorant. Strzeż się innych aut - TEST, OPINIA
Hyundai i20 N Line wygląda tak zadziornie, że z łatwością pomylisz go z pełnoprawną N-ką. I to jest spory problem, zwłaszcza w tym egzemplarzu.
Tuż po odbiorze tego samochodu wyjechałem na ulicę Wołoską w Warszawie. To szeroka arteria z trzema pasami ruchu w każdą stronę, wiodąca z "Mordoru", czyli korporacyjnego centrum Polski, na Mokotów. Codziennie przepływają tędy dziesiątki tysięcy samochodów, często z wściekłymi ludźmi za kierownicą, pędzącymi ratować fakapy, realizować asapy i utrzymywać deadline'y. I pech chciał, że wyjechał tam właśnie tym autem - a był to Hyundai i20 N Line.
Wiecie jak to jest z ludźmi z korporacji. Jedni mają służbowego Passata/Golfa/BMW/Mercedesa (niepotrzebne skreślić), a inni cieszą się dobrymi zarobkami i kupują sportowe samochody. Mnie na jednych światłach dopadła nowiutka Fiesta ST. Spojrzenie stojącego obok kierowcy sugerowało, że bardzo chce się ostro ruszyć spod świateł. Nie lubię jeździć szybko w mieście, więc udaję, że go nie widzę.
Cały czas jednak zza okna dobiega warkot trzech napalonych cylindrów, całkiem sympatyczny swoją drogą. Po chwili zapala się zielone, a czarna Fiesta odjeżdża z piskiem opon, zostawiając mnie daleko w tyle.
Problem w tym, że nawet gdybym chciał gonić tego jegomościa, to musiałbym to zrobić innym autem. Hyundai i20 N Line doskonale udaje sportową wersję tego auta, ale w tym przypadku pod maską miałem dokładnie 84 KM.
Tak, Hyundai i20 N Line może być skonfigurowany z bazowym silnikiem
I to jest największa wada tego auta. Przez 7 dni byłem wręcz namolnie atakowany przez właścicieli różnych hothatchy, którzy próbowali ścigać się z biednym Hyundaiem. Czy to autostrada, czy to miasto - zawsze pojawiali się ludzie gotowi do rywalizacji, mający jednak nieco więcej koni mechanicznych pod maską.
W przypadku Hyundaia 84 to są co najwyżej kucyki, i to takie mało skore do jakiejkolwiek pracy. To nie jest samochód, który wybierze osoba oczekująca dobrych osiągów. Setka pojawia się na zegarach w 13-14 sekund, a prędkościomierz przestaje przesuwać się w prawą stronę powyżej 150 km/h. Do tego jakakolwiek dynamiczna jazda wymaga redukowania biegów, dociskania gazu do podłogi i wyszukiwania możliwie największej luki pomiędzy autami.
Zalety? Cóż, mocy nie mamy, ale za to zużycie paliwa jest naprawdę przyzwoite. W mieście, bez większego zająknięcia, Hyundai i20 zadowala się 6-8 litrami, oczywiście w zależności od ciężaru prawej stopy. W trasie wyniki też są przyzwoite - 7,2 litra przy 140 km/h w aucie z 5-biegową skrzynią biegów? Narzekać nie można.
Zapomnijmy na chwilę o silniku, skupmy się na wyglądzie
Ten jest naprawdę świetny. Dynamiczna sylwetka została tutaj podkreślona za sprawą efektownych 17-calowych felg, ostrzej narysowanych zderzaków i nowych lamp tylnych. Z tyłu, obok "pseudodyfuzora", pojawiła się także podwójna końcówka wydechu.
Niektóre smaczki są bardzo przemyślane. Atrapa chłodnicy nie tylko nawiązuje swoim wzorem do wyścigowej szachownicy, ale też ma taki wzór powtórzony na poszczególnych elementach. Dyskretne plakietki N Line przypominają z kolei, że nie mamy do czynienia z topowym wariantem N.
W kabinie również zaszło dużo zmian. Nowa trójramienna kierownica jest atrakcyjna i doskonale leży w dłoniach, a usportowione fotele zapewniają solidne trzymanie boczne. Do tego czarna tapicerka z czerwonymi przeszyciami tworzy ciekawy zestaw wizualny.
W i20 na brak miejsca narzekać nie można. Jak na samochód z segmentu B mamy tutaj naprawdę sporo przestrzeni, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Kufer także nie zawodzi - 351 litrów pojemności to wynik, który naprawdę cieszy.
Wyposażenie może być bardzo bogate
Tak jak w tym aucie. Światła LED (z przodu i z tyłu), cyfrowe wskaźniki, nowoczesne multimedia z obsługą Apple CarPlay i Android Auto, klimatyzacja automatyczna, podgrzewane fotele oraz kierownica...
Lista elementów wyposażenia znajdujących się w tym aucie jest naprawdę długa. Do nich można dodać także kilka kluczowych pozycji z zakresu bezpieczeństwa, takich jak ABS, ESP, adaptacyjny tempomat czy system utrzymywania pasa ruchu. Hyundai dorzuca do tego wszystkiego także kilka swoich bajerów, takich jak układ informujący o ruszeniu poprzedzającego nas samochodu.
Może i ma 84 KM, ale jak świetnie jeździ!
I tutaj Was zaskoczę. To jeden z tych samochodów, którymi można jechać cały czas "na limicie". Mam wrażenie, że macki Pana Biermanna sięgnęły znacznie dalej poza dział N i są widoczne już w każdym aucie. Warianty N Line od zawsze zaskakiwały świetnymi właściwościami jezdnymi, ale ten maluch wybił mnie z butów.
Wyobraźcie sobie, że w zakrętach jest jak mały pocisk. Ogromny zakres przyczepności, świetne czucie i dużo frajdy. Zrzucicie zbyt wcześnie nogę z gazu, a tył wychyli się poza swój tor jazdy, zapewniając odrobinę nadsterowności. Układ kierowniczy jest precyzyjny i wspomagany z odpowiednią siłą, dzięki czemu nie męczy i nie irytuje. Zestaw idealny?
Co więcej, pomimo sporych kół wciąż zachowano właściwy poziom amortyzacji nierówności. To jeden z tych samochodów, gdzie nadwozie lekko pracuje i się wychyla, a jego sztywność nie została opracowana w dziale wylewania betonu w amortyzatory.
To teraz zgadnijcie - ile kosztuje takie auto?
60 000 zł? 70 000 zł? Blisko. 73 200 zł w wersji z tym silnikiem, wyjściowo. A jak dorzucicie wszystkie opcje z tego egzemplarza, to osiągnięcie wartość 85 200 zł. Dużo, zwłaszcza jak na wariant z silnikiem 1.2 MPI 84 KM.
Moja opinia? Dużo lepszym wyborem jest wersja 1.0 T-GDI. Możecie nawet zrezygnować z kilku dodatków na rzecz 100 KM i 6-biegowej skrzyni biegów. Dynamika będzie znacznie lepsza, a cena pozostanie na zbliżonym poziomie. Dla fanów automatów pozostaje też wariant ze skrzynią 7DCT.