Oto wzorowy oszust. Nazywa się Hyundai IONIQ 5 N. Pokochasz go i zapomnisz o nim

Hyundai IONIQ 5 N ma ogromne możliwości, ale przypomina też zabawkę w rękach dziecka. Najpierw daje Ci dużo radości i szybko generuje endorfiny, a potem kończy w zapomnieniu w kącie pokoju. I to jest największy problem tego samochodu.

Ma 650 KM, potrafi zaskoczyć na torze, a w razie potrzeby zamienia się w maszynę do driftu. Hyundai IONIQ 5 N jest niczym Gran Turismo z PlayStation, które ktoś niechcący wypuścił na drogi. To jego wielka zaleta i zarazem ogromna wada.

Najpierw pojawia się euforia. Wsiadacie za kierownicę samochodu, które wywołało ogromne zamieszanie w sieci. Jest niemal równie mocne, co Porsche 911 Turbo S, ale jednocześnie waży tyle, co solidny SUV. Nie przeszkadza mu to jednak w wykręcaniu abstrakcyjnych czasów na torach wyścigowych. IONIQ 5 N otula Was swoją „bajerką”, która początkowo robi ogromne wrażenie. Siedzicie w kubełkowych fotelach, w Waszych rękach lądują świetnie wyprofilowane stery, a magiczne przyciski ukryte przy ramionach sugerują nadchodzącą świetną zabawę.

Tak też jest w rzeczywistości. Zaczynacie od spokojnego zapoznania. Uczycie się samochodu, który odkrywa przed Wami swoje kolejne tajemnice. Finalnie pozwalacie sobie na wyciśnięcie z niego maksimum możliwości. Na twarzy jest wielki uśmiech, a emocje sięgają zenitu.

Tylko po kilku godzinach takiej ostrej zabawy stwierdzacie, że czas na przerwę. Po niej zapominacie już jednak o tym samochodzie i nie wracacie do niego myślami. To jak gra komputerowa, którą raz przejdziecie i nie czujecie potrzeby, aby zrobić to po raz drugi.

Taki właśnie jest Hyundai IONIQ 5 N. To samochód, który zauroczy Was w sekundę, ale potem ucieka z głowy

Przyznam szczerze, że naprawdę czekałem na spotkanie z tym autem. Obietnice Hyundaia były naprawdę imponujące. Pierwsze recenzje także robiły świetne wrażenie. Znałem również możliwości spokrewnionej z tym samochodem Kii EV6 GT, którą miałem okazję sprawdzić na torze wyścigowym. Wiedziałem więc, że za kierownicą może być wesoło.

Hyundai IONIQ 5 N TEST 2025

Nim jednak zaczniecie przygodę z IONIQ-iem z literą N w nazwie, musicie zapoznać się z instrukcją obsługi. W standardowych ustawieniach ten samochód przypomina po prostu twardsze wydanie standardowego modelu. Trzeba więc zanurzyć się w odmętach menu sygnowanego literą N. A tam mamy cały przekrój opcji - od różnych konfiguracji napędu, aż po możliwość uruchomienia „manualnej skrzyni biegów”.

Jest to rzecz, którą bardzo chciałem sprawdzić. Łopatki, które normalnie odpowiadają za rekuperację, pozwalają zmieniać „wirtualne” biegi. Elektronika symuluje pracę silnika spalinowego, a lekkie szarpnięcia przy zmianach nieistniejących przełożeń (jak to brzmi!) starają się przywodzić na myśl sportowe dwusprzęgłówki.

Przede mną pusta droga z garścią zakrętów. Ustawiam samochód w najostrzejszą konfigurację, minus zawieszenie, które wolę w nieco łagodniejszym wydaniu. „Luzuję” też kaganiec w ESP, pozostawiając je jednak w zapleczu. W końcu zamierzam sprawdzić możliwości samochodu, który waży… blisko 2400 kilogramów. To nie jest liczba, którą chce szczycić się sportowy samochód.

Z każdym kilometrem drogi gaz dociskam coraz mocniej. Układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny, a zawieszenie stara się maskować nadwagę. Dwa silniki, żonglując przeniesieniem mocy pomiędzy osiami, czynią cuda. Lekka nadsterowność jest łatwa do opanowania, a dociskanie silnika do nieistniejącej odcinki daje niesamowitą frajdę.

Po kolejnych kilometrach za kierownicą stopniowo odważam się na całkowite zrzucenie elektronicznych łańcuchów, aby wycisnąć z tego samochodu sto procent możliwości. I tu zaczyna się walka. Gdy zachowujemy standardowy rozkład mocy 40:60, opanowanie auta jest dość proste. Elektronika pozwala nam jednak na przeniesienie większości mocy na tył, a nawet na całkowite odcięcie przedniej jednostki.

Wtedy Hyundai IONIQ 5 N z maszyny stosunkowo przyjaznej kierowcy zamienia się w trudną do okiełznania bestię, która atakuje znienacka nie tylko mocą i momentem obrotowym, ale i masą. Utrzymanie stałego poślizgu wymaga precyzji w ruchach rękami i w manipulowaniu pedałem gazu. Nie ma tutaj miejsca na błędy i na niechlujność.

Hyundai IONIQ 5 N TEST 2025

250 kilometrów, bateria wydrenowana - czas na ładowanie

Oczywiście szybka jazda owocuje bardzo wysokim zużyciem energii, na poziomie nawet 30 kWh/100 km. W takich warunkach baterię można „wyczyścić” niemal do zera na przestrzeni niecałych 300 kilometrów. I tak uważam, że jest to dobry wynik. Na torze powinniśmy spokojnie zrobić kilkadziesiąt kółek, a na Nurburgringu nawet 8-9. To wynik do przeżycia.

Dojazd na ładowarkę to moment, w którym zwracam uwagę na uniwersalność IONIQ-a 5 N. Gdy wyłączycie wszystkie „umilacze” zabawy, zostajecie ze zwyczajnym crossoverem o przyjemnej dla oka stylistyce. Gdy dojedziecie do punktu ładowania, docenicie szybkość tego procesu (maksymalna moc ładowania sięga nawet 250-270 kW). Te kilkanaście minut można poświęcić na przestudiowanie designu sportowego Hyundaia.

A wygląda on ciekawie. Ma atrakcyjnie przeprojektowany pas przedni, z czarną blendą pomiędzy lampami i z agresywnie narysowanym zderzakiem. Z boku w oczy rzucają się nietypowe listwy, które pasują do masywnego dyfuzora z tyłu. Wielkie felgi skrywają zaś ogromne tarcze hamulcowe - w końcu „heble” mają tutaj dużo do roboty.

Czy jest tutaj coś, co budzi wątpliwości? Wskazałbym w tym miejscu gabaryty IONIQ-a 5 N. Jest wielki, niczym SUV. W zestawieniu z typowymi samochodami kompaktowymi wygląda niczym auto wyrwane z kontekstu. Do tego na tle swojego poprzednika, Hyundaia i30N, zdaje się być karykaturalnie ogromnym samochodem. Owszem, mamy dzięki temu dużo przestrzeni w środku i spory bagażnik. Nie są to jednak najważniejsze cechy w samochodzie sportowym, choć nie sposób ich nie docenić.

Bateria naładowana, wróćmy do zabawy

Znowu wypuszczam się za miasto. Na pustych drogach męczę system launch control (sprint do setki zajmuje 3,5 sekundy), torturuję opony lżejszymi i mocniejszymi poślizgami, a także grzeję hamulce dojeżdżając do ciasnych zakrętów. Dalej zmieniam przy tym nieistniejące biegi i wygłupiam się niczym małe dziecko.

Tylko po kolejnych dwóch godzinach zaczynam się nudzić. Jest fajnie, ale czegoś tu brakuje. Zaczynacie zdawać sobie sprawę z faktu, że to wszystko jest sztuczne. Hyundai IONIQ 5 N jest świetnym samochodem sportowym i jednocześnie jeszcze lepszym oszustem. Potrafi ekspresowo omamić swoimi możliwościami, ale potem zostawia z poczuciem… pustki.

Nie ma tutaj naturalności. Każdy ruch tego auta jest starannie wyliczony przez komputery. Zmiana ustawień napędu przypomina tuningowanie samochodu w Gran Turismo, gdzie możemy poprawić jego możliwości kilkoma kliknięciami. Im bardziej zanurzacie się w ten cyfrowy świt, tym bardziej odrywacie się od tego samochodu. Zaczynacie uświadamiać sobie, że to właśnie elektronika gra tutaj pierwsze skrzypce, a Wy nawet nie pełnicie roli dyrygenta. Raczej próbujecie wcielić się w jego rolę.

Przyznam szczerze, że po dniu zabawy zaparkowałem ten samochód w garażu i… nie miałem ochoty na więcej

I to jest moim zdaniem największy problem tego samochodu. Gdy trzy lata temu testowałem Hyundaia i30 N ze skrzynią DCT, to męczyłem go w każdej wolnej chwili. To naturalne brzmienie wydechu, lekkość i zwinność, a także świetnie zestrojone zawieszenie dawały ogromną frajdę z jazdy. Po każdym kilometrze chcieliście więcej i nie docieraliście do limitu. W elektrycznym IONIQ-u w pewnym momencie to całe szaleństwo przestaje mieć sens, a wy zostajecie z samochodem, który jest pozbawiony unikalnego charakteru.

W tym miejscu zderzamy się także z ceną. Hyundai IONIQ 5 N kosztuje 369 900 złotych. Jest to kwota, która wyraźnie przebija większość hothatchy, także tych bardzo mocnych, z napędem na cztery koła. Gdy patrzę na cennik to zastanawiam się nad sensem istnienia tego modelu.

650 KM przyda się przez chwilę. Wszystkie bajery nudzą się po kilku dniach. Wolałbym zobaczyć lżejsze elektryczne auto, które nie przykrywa wszystkich swoich niedoskonałości zaawansowaną elektroniką. Obawiam się jednak, że jest to niemożliwe, a do takiego klimatu zbliży się co najwyżej Alpine lub Lotus - o ile im też się to uda.

Hyundai IONIQ 5 N - moja opinia może być kontrowersyjna

To fajny samochód, którego warto zasmakować. Nie widzę jednak sensu w posiadaniu takiej maszyny. Dopóki można mieć klasyczne spalinowe sportowe auta, IONIQ 5 N pozostanie propozycją dla neofitów chcących wyłamać się z tłumu. Im z pewnością spodoba się ta zabawka.