Brytyjczykom znikają kable. Bez kabla nie ma prądu, bez prądu nie ma jazdy
Wyobraźcie sobie, że ze stacji paliw znikają węże łączące dystrybutor i pistolet. Brzmi to jak szaleństwo? To teraz pomyślcie sobie, że w Wielkiej Brytanii złodzieje coraz częściej kradną kable do ładowania samochodów elektrycznych. Tyczy się to nie tylko dużych ładowarek, ale też zwyczajnych przewodów używanych przez kierowców. To dość zaskakujący cel, gdyż przynosi on mało korzyści - przynajmniej w teorii.
- Złodzieje w Wielkiej Brytanii kradną kable do ładowania samochodów elektrycznych
- Problem staje się coraz większy - od listopada odnotowano już niemal 200 kradzieży
- Każdy skradziony kabel to duży koszt dla operatorów stacji
- Poszkodowani są także użytkownicy aut elektrycznych
Brytyjscy złodzieje znaleźli sobie nowy cel. Są nim kable do ładowania samochodów elektrycznych. Ten proceder jest coraz bardziej dotkliwy, gdyż od listopada ubiegłego roku zniknęło już blisko 200 kabli. Co więcej, amatorzy cudzej własności zaczęli też kraść prywatne kable.
Zabawne jest to, że kable nie przyniosą wielu korzyści. Nie ma w nich zbyt dużo miedzi
Wiele osób zakłada, że w takich kablach może być właśnie dużo tego metalu, a jego ceny w skupach bywają naprawdę wysokie. Okazuje się, że jednak w tym przypadku nie jest tak korzystnie. Owszem, miedź znajduje się w przewodach, ale ciężko się do niej dostać. Do tego na każdym kablu można zarobić raptem kilkadziesiąt funtów.
Za to właściciele ładowarek mają duży problem, gdyż wymiana kabla kosztuje około tysiąc funtów. A to już spory wydatek, który pomnożony przez liczbę kradzieży staje się dotkliwy dla operatorów. Tutaj najbardziej poszkodowana jest brytyjska firma Instavolt.
Kradzieże odbywają się niezależnie od pory dnia, a złodzieje są coraz bardziej perfidni. Niektórzy kradli kabel tuż po założeniu nowego, po kradzieży poprzedniego. W efekcie firmy zaczynają bronić się i stosują nadajniki GPS, które ulokowane są w przewodach. Wszystko po to, aby namierzyć szajki zajmujące się procederem "demontażu" kabli.
Pytanie: czy chodzi tu o zarobek na miedzi, czy o utrudnianie życia właścicielom aut elektrycznych?
Na to pytanie trudno odpowiedzieć, ale obydwie opcje mogą być prawdziwe. W Wielkiej Brytanii pojawiły się grupy osób, które walczą między innymi ze strefą ULEZ w Londynie. Szereg kamer rejestrujących wykroczenia (wjazd do strefy autem niespełniającym normy/bez opłaty) zniszczono lub zamalowano, aby nie mogły prawidłowo funkcjonować. I choć policja stara się walczyć z wandalami, to cały czas są o krok za nimi.