Kraków ma nowy pomysł na SCT. Właściciele klasyków zostali oszukani
Kraków ma nowy pomysł na SCT. Jeśli myśleliście, że pierwszy projekt był nieudany, to nowy można skwitować dwoma słowami - absolutna tragedia. Właściciele klasyków będą "zachwyceni".
- Kraków zaprezentował nowy projekt SCT (Strefy Czystego Transportu)
- Nowa wersja jest jeszcze bardziej pokręcona, niż pierwotna wersja
- Właściciele aut klasycznych nie będą zachwyceni
Jak pewnie wiecie strefy czystego transportu będą pojawiały się w kolejnych miastach. Pozwalają na to nie tylko nowe regulacje, które objęły także znacznie mniejsze miejscowości. SCT są wymuszane przez KPO - to jeden z warunków uzyskania pieniędzy. W Warszawie taka strefa już obowiązuje (tak jakby), a niebawem Kraków chce uruchomić swoją SCT.
Nowy projekt, który dopiero co ujrzał światło dzienne, nie nastraja optymizmem. Znów uderzono w właścicieli wcale nie tak starych samochodów, a Ci, którzy mają klasyki, będą podwójnie pokrzywdzeni.
Kraków ma drugą wersję SCT. Co planują włodarze tego miasta?
Zacznijmy od konkretów. Oto kluczowe założenia propozycji nowej SCT:
- Początkowe wymagania dla aut osobowych z silnikiem benzynowym (w tym LPG) to rok produkcji przynajmniej 2005 albo spełniony wymóg normy emisji nie niższej niż EURO 4. Dla diesli to odpowiednio minimum 2014 r. produkcji albo minimum norma emisji Euro 6.
- Od 1 lipca 2030 r. wymagania dla diesli zostaną zaostrzone: wymagany będzie minimum rok produkcji 2018 albo norma emisji Euro 6dT.
- Mieszkańcy Krakowa będą objęci wymogami SCT dopiero od 1 lipca 2030 roku.
- Dla pojazdów spoza Krakowa, które nie będą spełniać wymogów, wprowadzony będzie okres przejściowy do 30 czerwca 2028. Do tego czasu wjazd takich będzie możliwy po dokonaniu opłaty emisyjnej.
- Obszar SCT to niemal cały Kraków – ale z wyjątkami umożliwiającymi dojazd do niektórych szpitali czy autostradowej obwodnicy oraz bez obszarów na wschód od drogi ekspresowej S7.
- Wyłączenia dla osób z niepełnosprawnościami.
- Planowana jest automatyzacja kontroli pojazdów, redukcja zbędnej biurokracji
No dobrze, co to oznacza?
Po pierwsze - znowu właściciele wcale nie tak starych samochodów dostaną po nosie. Auta benzynowe z rocznika 2004 lub starsze nie wjadą do miasta. Ale jeśli ten sam model jest już z rocznika 2005, to nie ma problemu - co z tego, że spełnia identyczną normę. Liczy się data w dowodzie, a nie faktyczna specyfikacja samochodu.
Jeszcze ostrzejsze podejście przyjęto wobec diesli. Tutaj granicą są samochody wyprodukowane do 2013 roku. Minimalny rocznik ustalono na 2014. Tym samym zadbane BMW Serii 5 F10, które ma DPF-a, nie wjedzie już do Krakowa. Ustawiono je w jednym rzędzie z 30-letnim Passatem z przebiegiem na poziomie 2 milionów kilometrów. Tak ustalono, koniec kropka.
Jest jeden haczyk: mieszkańców Krakowa nowe regulacje obejmą dopiero w 2030 roku. Teoretycznie więc czeka ich kilka lat spokoju. Nowe regulacje SCT uderzą w przyjezdnych. Wybrane ulice wyłączy się spod strefy. Niestety, wciąż granice miasta są "granicami SCT".
Kolejnym "haczykiem" jest fakt, że autem niespełniającym normę bez problemu wjedziemy do miasta - o ile zapłacimy opłatę emisyjną. Stawki wynoszą 2,50 zł za godzinę, 20 zł za dzień lub 500 zł za miesiąc, ale rozwiązanie to będzie funkcjonować maksymalnie do 30 czerwca 2028 roku. Wtedy ten 10/11 letni diesel nie będzie już problemem.
Co więcej, SCT w Krakowie uderzy też we właścicieli klasyków
Otóż samochody zabytkowe będą mogły wjeżdżać do strefy maksymalnie przez 50 dni w roku. Dlaczego? Tego nikt nie wie. Ktoś tak wymyślił, dziękujemy, do widzenia. Co z tego, że mówimy tutaj o garstce samochodów (40 letnich lub starszych, a także co najmniej 25-letnich z opinią rzeczoznawcy i konserwatora). Jak widać nikogo to nie interesuje.
Czy będą specjalne wyłączenia dla osób, które mieszkają na terenie SCT i mają samochód zabytkowy? Tego nie wiemy. Pewne jest to, że Kraków znowu próbuje pójść na całość, co nie ma sensu. Jest to o tyle zabawne, że w innych krajach zasady takich stref są stosunkowo proste i przejrzyste. Nie ma żadnych kombinacji i dziwnych wyłączeń oraz ograniczeń. Tymczasem my w Polsce próbujemy wszystko "wynaleźć na nowo", ale w znacznie gorszym wydaniu.
Jak zawsze zresztą. U nas nic nie działa i nic nie będzie normalne.