Lexus LBX ma być nowym przebojem marki. Sprawdziłem czym Japończycy chcą nas oczarować
To przejaw odwagi, czy szaleństwa? Gdy większość marek premium wycofuje się z segmentu samochodów miejskich, Japończycy stawiają w nim pierwsze kroki. Lexus LBX powstał z myślą o Europie i ma pełnić bardzo ważną rolę w ofercie marki. Czy ma szansę na sukces? Po kilku godzinach za kierownicą tego modelu znam odpowiedź na to pytanie.
To grunt, na którym wiele konkurencyjnych firm nie utrzymało się zbyt długo. Segment B jest trudną przestrzenią dla producentów samochodów z metką premium. Problemem są niskie marże i wąskie pole do popisu w zakresie operowania cenami. Do tego wiele osób woli dopłacić do większego i praktyczniejszego auta. Mimo to Japończycy stają odważnie do walki i wystawiają na ring swoje nowe dziecko. Lexus LBX ma pełnić unikalną rolę w ofercie marki, gdyż skierowano go do trzech grup potencjalnych klientów.
O kim mowa? Otóż są to ludzie, którzy do tej pory Lexusa nie mieli i chcieliby spróbować tej marki. Drugą grupą są osoby, które znają już tę markę i po prostu potrzebują mniejszego auta do codziennej jazdy. Listę zamykają klienci Lexusa, którzy mają większe modele w garażu i chcą kupić kolejny pojazd, właśnie z myślą o poruszaniu się po mieście i jego okolicach.
Czy Lexus LBX spełni pokładane w nim oczekiwania?
Bez wątpienia. Przede wszystkim trzeba od razu zaznaczyć jedną rzecz - choć jest to samochód spokrewniony z Toyotą Yaris Cross, to poza ogólną koncepcją napędu i częścią platformy te auta mają niewiele wspólnego.
Nie ma w tym przesady i marketingowego bełkotu. Lexus jest nieco dłuższy, a do tego zyskał szerzej rozstawione koła. Obniżono w nim także pozycję za kierownicą (o 15 mm) i zastosowano inny wariant układu hybrydowego.
LBX oferuje też zupełnie inne odczucia jakościowe. Nie zabrakło tutaj ekologicznej skóry i "zamszu" o nazwie Ultrasuede, który pojawia się w wybranych wersjach. Topowe warianty tego modelu są też wyposażone w akustyczne szyby, które wyraźnie poprawiają wygłuszenie kabiny.
Tak to wygląda w telegraficznym skrócie. Już na starcie widać więc jak bardzo ten model różni się od Yarisa Crossa. Na żywo wrażenia są jeszcze lepsze, gdyż bryła i proporcje LBX-a są naprawdę udane. Zgrabna sylwetka wpada w oko, a stylistyka jest tutaj wyjątkowo udana.
Designerzy marki, działający pod okiem Koichiego Sugi, opracowali nową lekką linię pasa przedniego i tylnego. Nawiązuje ona do większych modeli i do koncepcji "Resolute Look", ale zarazem ma w sobie więcej indywidualizmu. W miejskim samochodzie jest to kluczowa cecha, gdyż klienci w tym segmencie oczekują wyrazistego charakteru.
To wszystko można podkreślić za sprawą "atmosfer", które zastępują klasyczne wersje wyposażeniowe
Taka koncepcja jest kolejnym przykładem na to, że miejskie auta rządzą się swoimi własnymi prawami. Tutaj dostajemy 6 wariantów, w tym cztery "atmosfery" (Elegant i Relax, dużo bardziej klasyczne, oraz Emotion i Cool, zadziorniejsze) i 17 konfiguracji kolorystycznych. Wisienką na torcie będzie wariant Bespoke, który dołączy do oferty w przyszłym roku.
W nim dowolnie skonfigurujemy kolorystykę nadwozia i wnętrza, łącząc wybrane barwy niczym puzzle. Cena będzie oczywiście odpowiednio wysoka (mowa nawet o 250 000 zł!), ale ponoć chętnych już nie brakuje - nawet w Polsce.
Już teraz widać, że pierwsi klienci skusili się na topowe wersje (aż 60% kupujących), przy czym połowa wybrała kolor Sonic Copper, widoczny na egzemplarzu, który fotografowałem. Warto też wspomnieć, że do tej pory sprzedano 800 sztuk tego samochodu, a cel na 2024 roku to 2,5 tysiąca takich aut.
Lexus LBX - jak wypada w bezpośrednim kontakcie i jak się nim jeździ?
Przede wszystkim widać, że Lexus bardzo chciał odciąć się od potencjalnych porównań z Yarisem Crossem. Po zajęciu miejsca za kierownicą zetkniemy się z miękkimi tworzywami, które spasowano naprawdę solidnie. Do tego zupełnie inny design deski rozdzielczej, z "leżącą" konsolą centralną i minimalistyczną stylistyką, tworzy tutaj przyjemną atmosferę.
Warto jednak zrobić staranną przymiarkę do tego samochodu. Pozycja za kierownicą jest dość specyficzna z prostego powodu - zakres regulacji kolumny kierowniczej, zwłaszcza na wysokość, jest bardzo mały. Mając 184 cm wzrostu musiałem maksymalnie odsunąć fotel, aby mieć idealną pozycję dla nóg i rąk. Tu oczywiście do gry wchodzą proporcje ciała, ale warto mieć to na uwadze.
W topowych wersjach LBX-a znajdziemy za kierownicą 12,3-calowy ekran zegarów. Tańsze warianty korzystają z mniejszego cyfrowego wyświetlacza. Co ciekawe ekran multimediów, 9,8-calowy, jest standardem niezależnie od wersji wyposażeniowej. Założeniem marki było zachowanie ciekawego i przyjemnego wyglądu nawet w bazowych wariantach tego modelu - tak aby nie wyglądały one "biednie".
Do ergonomii ciężko jest mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Obsługa jest prosta i intuicyjna, a wszystkie przyciski i kluczowe przełączniki ulokowano w dogodny sposób.
Ilość miejsca z tyłu jest dość ograniczona, ale nikt nie stara się prezentować tego auta jako pojazdu dla rodziny. Wręcz przeciwnie - tylna kanapa pełni tutaj rolę "wsparcia" podczas krótkich podróży. Możemy za to liczyć na spory bagażnik o pojemności 402 litrów. Jest bardzo ustawny i spokojnie mieści dwie duże walizki (jedna na drugiej), lub dwie kabinówki i dodatkowe rzeczy.
Sercem Lexusa LBX jest 136-konna hybryda 1.5
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to dokładnie taki sam napęd, jak w Toyocie Yaris Cross. Nic bardziej mylnego. Sama jednostka napędowa przeszła modyfikacje i dostała specjalny wałek, który wyrównuje pracę 3-cylindrowego silnika.
Najważniejszą nowością jest jednak obecność bipolarnej baterii niklowo-wodorkowej, zbliżonej konstrukcyjnie do tej z Lexusa RX350h. Ma ona dwie kluczowe zalety - dużo szybciej się ładuje i lepiej oddaje energię silnikowi elektrycznemu. Dzięki temu na prądzie pokonamy większy dystans, a zużycie paliwa będzie niższe.
Pierwsze jazdy LBX-em odbyły się w Walencji. Na start kluczowe było wiec przebicie się przez zakorkowane o poranku miasto, aby spokojnie opuścić jego granice. W miejskich warunkach LBX pokazał swoje możliwości i zużywał znikome ilości paliwa. Zejście do 3,5 litra nie stanowi większego wyzwania, a przy odrobinie chęci osiągniemy wynik na poziomie 3,2 litra.
Jazda po mieście jest tutaj bardzo przyjemna. W kabinie panuje cisza, a napęd zgrabnie przełącza się pomiędzy trybem elektrycznym a spalinowym.
Na autostradzie i bocznych hiszpańskich drogach ciężko było znaleźć jakieś wady. Ale nie jest to auto stworzone do dynamicznej jazdy
Miejski charakter tego modelu daje o osobie znać w momencie, w którym wyjedziemy na autostradę lub na boczne drogi. 136 KM zapewnia dobre osiągi, ale powyżej 100 km/h silnik łapie lekką zadyszkę.
Mocniejsze dociśnięcie gazu owocuje też chwilowo zwiększonym hałasem (co jest urokiem przekładni CVT), ale ciężko uznać to za wadę tego auta. Jest to raczej jego cecha, wynikająca z konstrukcji układu napędowego.
Tym, co mnie miło zaskoczyło, jest prowadzenie małego Lexusa. Japończycy sprawili, że LBX naprawdę sprawnie radzi sobie w zakrętach i nie boi się szybkiej jazdy w łukach. Pomaga tutaj wspomniany wcześniej poszerzony rozstaw kół, ale także nieco sztywniejsze zawieszenie. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a przy wyższych prędkościach wspomagany z odpowiednią siłą, dzięki czemu wiemy co dzieje się z przednimi kołami.
W tym modelu nie zabrakło też kilku ciekawych rozwiązań
Wśród nich jest system układu hamulcowego, który pojawił się już w modelu LM. Aktywny korektor siły hamowania balansuje wykorzystaniem przednich i tylnych hamulców, dzięki czemu niwelowane jest "nurkowanie". To samo tyczy się hamowania na skręconych kołach - tutaj również możemy liczyć na dużo większą stabilność pojazdu.
W kabinie zagościło nagłośnienie firmy Mark Levinson. Obecność tej marki w tak małym samochodzie imponuje - tym bardziej, że dźwięk, który oferuje 13-głośnikowy system jest naprawdę dobry.
Bazowy Lexus LBX kosztuje 149 900 złotych
I warto wspomnieć, że bazowy nie oznacza "goły". Już w standardowej wersji dostajemy światła LED, automatyczną klimatyzację, komplet systemów bezpieczeństwa, multimedia z ekranem 9,8 cala i 17-calowe alufelgi. Tym samym wcale nie trzeba "wyskakiwać" z fortuny, aby wyjechać z salonu przyjemnym egzemplarzem.
Szczegółowy cennik LBX-a znajdziecie klikając tutaj
I tu do gry wchodzi sprytna strategia marki. Otóż Lexus LBX będzie sprzedawany także u wybranych dealerów Toyoty - tam, gdzie nie ma salonów Lexusa w najbliższej okolicy. Tym samym część osób rozważających topowego Yarisa Crossa może wybrać LBX-a.
Stąd chociażby te odważne estymacje, które zakładają sprzedaż 2,5 tysiąca egzemplarzy w przyszłym roku. Konkurencja jest tutaj znikoma - Lexus wymienia jedynie Audi Q2, które niebawem zniknie z rynku i Peugeota 2008.
Produkcja Lexusa LBX ruszyła 15 grudnia. Ten model dociera do Europy z Japonii, a dokładnie z wyspy Hokkaido. Pierwsze egzemplarze u dealerów pojawią się w marcu, a czas oczekiwania na zamówione auto to około 6 miesięcy.
Czy jest to samochód warty uwagi?
Myślę, że fani marki i użytkownicy różnych modeli Toyoty szybko odnajdą się za kierownicą LBX-a. Ten samochód może też przyciągnąć osoby, które chcą jeździć autem marki premium, ale nie są przekonani do wspomnianego Audi Q2, lub do MINI.
Moim zdaniem Lexus LBX ma jednego konkurenta, paradoksalnie w gamie marki. Mowa o UX-ie. Jest nieco większy, ale też i dużo mocniejszy. Co ciekawe za sprawą większego pola do popisu przy finansowaniu UX może mieć niższą miesięczną ratę, co dla niektórych stanie się mocnym argumentem za wyborem tego modelu. Niemniej praktyczność o dziwo stoi po stronie LBX-a, zwłaszcza w kwestii pojemności bagażnika.