Lexus SC 430 Prestige
Jeszcze 10 lat temu spotkanie na ulicach polskich miast kabrioletu było nie lada wyczynem. Dziś produkuje je niemal każda firma. Wśród nich są też prawdziwe perły, na które przysłowiowy Kowalski zarabiający 2 tys. zł miesięcznie musi pracować 20 lat, nie wydając z tej sumy grosza na jedzenie i utrzymanie.
To kolegium redakcyjne było bardzo nerwowe. Wszyscy dziennikarze autoGALERII testujący samochody byli zgodni - "coś z tym trzeba zrobić". Mimo lekkiej - jakby się zdawało - zimy, wiosna ma zdecydowane opóźnienie. Fatalna aura, w której dominują deszcz, wiatr i temperatura oscylująca w granicach 5-8 stopni Celsjusza, dała się wszystkim we znaki i oznaczała jedno - kłopoty z plenerami do zdjęć. Co tu zrobić...? Odrzutowce rozpędzające chmury, które stosuje Armia Rosyjska, by zapewnić właściwa pogodę na obchody Dnia Zwycięstwa okazały się być poza naszym zasięgiem. Wreszcie zapada decyzja - testujemy auto typu cabrio.
Ten nietypowy manewr nie wynika z braku logiki lecz jest przemyślanym działaniem, u którego podstaw leży pewna doktryna filozoficzna. To woluntaryzm, który głosi pogląd, iż, wola ludzka jest jedynym czynnikiem kształtującym zarówno poznanie, jak i rzeczywistość. Naszą wolą było nadejście wiosny, a środkiem do jej wywołania nie byle jaki kabriolet - Lexus SC 430 w najbogatszej odmianie Prestige. Jak spadać, to z wysokiego konia.
Morski ssak
W dniu odbioru Lexusa SC 430 do testu słońce pojawiło się na niebie, a temperatura skoczyła powyżej piętnastej kreski na plusie. Można się z tego śmiać, ale to szczera prawda. Nie martwiłem się zbytnio o aurę (może poza deszczem), gdyż model SC to coupe-cabrio (CC), idealne na każą porę roku. Od pewnego czasu właśnie ten rodzaj nadwozia wypiera coraz skuteczniej klasyczne, brezentowe lub materiałowe poszycia dachów w kabrioletach.
Myślisz, że pierwszym autem typu CC był Mercedes SLK? Otóż nie, bowiem pionierem tego typu nadwozia jest Peugeot 402 Eclipse, który zadebiutował już w 1934 r. Sztywny dach chował się pod pokrywą bagażnika, jednak wszystko odbywało się za pomocą... korby. W 1996 r. Mercedes spopularyzował sztywny dach i od tej chwili mamy istną epidemię podobnych rozwiązań. Lexus SC 430 to jedyny model z otwartym nadwoziem oferowany przez tego japońskiego producenta. Pojawił się na rynku w 2001 r., a ponad rok temu poddano go delikatnemu retuszowi. Mimo to, stylistyka auta, choć nadal atrakcyjna, trąci już nieco "myszką". Widać to szczególnie na tle nowych propozycji Lexusa, które otworzyły nowy rozdział w designie marki.
Jest pewna nostalgia w stylizacji SC 430: mamy tu wiele krągłości, łuków i łagodnych form w stylu aut retro. Maska przednia przypomina pysk wieloryba i wzbudza powszechną sympatię. Z profilu uwagę przykuwa łukowato poprowadzona linia dachu oraz niemal identyczne kąty pochylenia szyby czołowej i tylnej. Mała powierzchnia okien bocznych dodaje autu solidności i majestatycznej wręcz elegancji. Tył Lexusa koresponduje łagodnymi kształtami z przodem, a spojler w formie rozłożystej rybiej płetwy zintegrowany z klapą bagażnika, znów przywołuje na myśl skojarzenia z największym spośród ssaków. Klimat Lexusa podkreślają starannie dobrane detale, takie jak delikatne chromy na lusterkach czy w dolnej części zderzaka w okolicach halogenów. Do tego dochodzą oryginalnie skrojone, 18-calowe felgi, które budzą powszechny podziw bądź dezaprobatę. Ocen pośrednich brak.
Prawdziwy urok nadwozia można docenić dopiero po złożeniu dachu. Lexus emanuje wówczas spokojem i elegancją. Bliżej mu zdecydowanie do arystokraty z nienagannymi manierami, niż do yuppies gotowego na sportowe szaleństwa. "Japończyk" wyjątkowo korzystnie wypada w otoczeniu wody. Przypomina luksusową motorówkę, która idealnie pasowałaby do klimatu wytwornych jachtów zacumowanych u wybrzeży Monte Carlo. Niestety, ze względów oczywistych, podobny plener w Polsce był nieosiągalny.
25 sekund do wolności
Nim zsuniesz dach i wyruszysz w drogę, małe szkolenie uodparniające na zawistne spojrzenia gawiedzi. Zadaj sobie pytanie - po co kupujesz kabriolet? Odpowiedź jest prosta - by poczuć smak wolności, jaką daje jazda z otwartym nadwoziem. Dlatego zapomnij o ciekawskich spojrzeniach ludzi stłoczonych w rozklekotanym Ikarusie linii 150, którzy "zapuszczają żurawia" do środka auta. Część z nich z pewnością myśli - "co za lans", "ciekawe skąd ma mamonę na taką furę", "samochód tatusia", "musi mieć małego..." Bądź asertywny, wyłącz się, zrelaksuj i daj ponieść chwili.
Lexus SC 430 nie jest ścigaczem i mistrzem urywania dziesiątych części sekundy w zakręcie, który przerabiałeś już wielokrotnie. Jeśli myślałeś inaczej, udaj się do salonu Porsche po Boxtera lub do BMW po serię 6 "bez dachu" w pakiecie "M". Nie oznacza to, że SC 430 nie ma w sobie temperamentu (o czym za chwilę). Tym, w czym sprawdza się najlepiej jest cruising, a więc spokojna i płynna jazda, najlepiej w nieznanym kierunku.
Sztywny dach składa się w pełni automatycznie w ciągu 25 sekund poprzez naciśnięcie jednego guzika. Cała operacja wygląda niezwykle efektownie i przypomina przeobrażanie się larwy w motyla. Wówczas Lexus nie toleruje zbyt szybkiej jazdy. A dokładniej - zawirowania powietrza, jakie towarzyszą prędkościom powyżej 90 km/h działają w brutalny sposób na głowy jadących z przodu. Maleńka szybka za tylną kanapą to tylko namiastka osłony przeciwwietrznej, dlatego przydałby się windschott z prawdziwego zdarzenia. Okulary przeciwsłoneczne powinny należeć do wyposażenia standardowego każdego kabrioletu, bo nie tylko chronią oczy przed ostrym słońcem, ale także od wpadających doń długich włosów, jeśli takowe ktoś posiada.
To już wszystkie wady i niedogodności wynikające z jazdy odkrytym nadwoziem. Reszta jest zdecydowanie na plus. To zadziwiające, jak wiele frajdy może dać prosty manewr z "odcięciem" dachu. Nagle zwykła przejażdżka nabiera nowego smaku. Czuć swoistego rodzaju odprężenie i swobodę, której nie da żadna ilość koni mechanicznych pod maską zwykłego coupe. Do tego wiatr działa jak służący wachlujący swego władcę. Tego trzeba samemu dotknąć, samemu doświadczyć. Zaczynam rozumieć, dlaczego w Wielkiej Brytanii sprzedaje się najwięcej kabrioletów w Europie. Te kilkanaście słonecznych dni w roku musi działać na mieszkańców Albionu jak kuracja antydepresyjna po deszczowej i mrocznej jesieni oraz zimie. To jak ładowanie akumulatorów.
W krainie luksusu
Jako przedstawiciel klasy Premium Lexus SC430 oferuje oczywiście masę dodatków podnoszących komfort. Pełna elektryka, włącznie z regulacją kolumny kierowniczej i foteli to wręcz obowiązek w tym segmencie aut. Bardzo dobre wrażenie robi jasna skórzana tapicerka, która kontrastuje z ciemnym lakierem nadwozia i zdaje się być jeszcze jaśniejsza niż jest w rzeczywistości. Drewniane inkrustacje kokpitu w wydaniu Lexusa mają typowy dla marki połysk (przez co prezentują się zbyt plastikowo) oraz legendarną już odporność na zarysowania i mijający czas. Coś za coś.
Gatunkowi wszystkich elementów kokpitu trudno coś zarzucić, ale dokładności ich spasowania już można. Na przykładzie modelu SC 430 widać, jak duży skok jakościowy wykonał japoński producent w ostatnim czasie i..., że najlepsze lata cała konstrukcja auta ma już za sobą. Aktualne modele Lexusa w dziedzinie precyzji montażu stanowią absolutny światowy top. Niestety testowy egzemplarz razi nierównymi szczelinami pomiędzy niektórymi elementami, szczególnie w środkowej konsoli. To z kolei objawia się podczas jazdy po nierównościach - czasami "coś" zaskrzypi, czasami wyda jakiś dźwięk.
Mistrzowską klasę prezentuje natomiast system klimatyzacji. Jadąc ze złożonym dachem automatycznie dostosowuje ona siłę nawiewu powietrza oraz temperaturę do panujących warunków. W upalne dni chłodzi, a w chłodniejsze emituje strumień ciepłego powietrza na nogi i biodra podróżujących. Nie jest może tak wydajna jak słynny mercedesowski tzw. "powietrzny szal" (airscarf), który posiada specjalne nawiewy w fotelach, ale sprawuje się zupełnie przyzwoicie. Prędkość pracy wentylatora zależy od szybkości, z jaką porusza się samochód, a nawet prędkości wiatru. Na ustawienie temperatury w środku wpływa także sensor umieszczony w przedniej szybie, które mierzy intensywność promieni słonecznych i tym samym koryguje pracę siły chłodzenia.
Lexus przyzwyczaił też do wysokiej klasy systemów audio w swoich pojazdach. W SC 430 jest on dziełem firmy Mark Levinson, która specjalnie dla japońskiej marki tworzy indywidualne zestawy pod konkretny model. Mamy tu radio, CD na sześć płyt, 9 głośników zapewniających świetne brzmienie, wzmacniacz o mocy 440 W, a także... odtwarzacz kasetowy. Z uwagi na charakter auta i możliwość jego pozostawienia z otwartym dachem na parkingu, zestaw audio skrywa się za elektrycznie sterowaną zasłonką wyłożoną drewnem. Podobnie chroniony jest ekran dotykowy systemu nawigacji.
Zdementuję od razu dane z dowodu rejestracyjnego: to nie jest auto 4-osobowe. Profanacją byłoby nazwać "kanapą" miejsca za przednim rzędem siedzeń. Zmieszczą się tam naprawdę maleńkie dzieci. Tylko kto wozi dziatwę z tyłu kabrioletu, gdzie z reguły wieje jak na latarni morskiej? Poza tym oparcie kanapy znajduje się niemal w pionie, a miejsc na nogi pasażerów braknie nawet najniższym wzrostem. Najlepiej więc wykorzystać owe miejsca jako dodatkową przestrzeń na podręczny bagaż, gdyż to, co oferuje nam kufer Lexusa jest dalekie od ideału.
Nic dziwnego, bo to nie samochód do wożenia wózka dziecięcego i pakunków dla czteroosobowej rodziny. Przy zamkniętym dachu 368 litrów nieregularnej powierzchni starczy dla dwójki osób nawet na dłuższy wakacyjny wyjazd. Co typowe dla pojazdów z nadwoziem CC, po złożeniu dachu przedział bagażowy drastycznie maleje - tutaj do mizernych 135 litrów.
Z przodu z kolei panują iście królewskie warunki dla dwójki pasażerów. Fotele o wszechstronnej i zautomatyzowanej regulacji nastawione są na komfort, a nie sportowe popisy. Brakuje im trzymania bocznego, ale w dłuższej trasie sprawdzają się wyśmienicie. Przez środek auta biegnie masywny tunel środkowy - wszak auto napędzane jest na tylna oś. Są tu uchwyty na napoje, schowki, czy kieszonki w drzwiach. Lexus spełnia więc podstawowe warunki, by określić go mianem przyjaznemu podróżnym, biorąc oczywiście poprawkę na nietypowość konstrukcji.
Przed oczami kierowcy trzy głębokie tuby, w których osadzono główne zegary i wskaźniki. Charakteryzują je wzorowa czytelność i prostota. Generalnie ergonomia obsługi stoi na wysokim poziomie. Znany z innych modeli Lexusa ekran dotykowy służy do obsługi systemu audio i nawigacji. To przyjazne urządzenie, które łatwo opanuje średnio zaawansowany technicznie człowiek. Gorzej z ergonomią niektórych detali. Brakuje np. podajnika do pasów bezpieczeństwa. Z uwagi na brak środkowego słupka są one cofnięte zbyt daleko i sięgnięcie do nich wymaga wyginania całego ciała oraz akrobatycznych zdolności. W tej klasie aut brak wspomnianego udogodnienia to powód do wstydu.
Podobnie rzecz się ma z brakiem czujników parkowania. To nie żart, bowiem widoczność z wnętrza jest naprawdę kiepska, szczególnie przy zamkniętym dachu. Szeroki tylny słupek, mała powierzchnia okien bocznych i wydatny tył mogą stanowić problem nawet u doświadczonego kierowcy. Także zaokrąglony przód nie ułatwia manewrowania w ciasnych zaułkach. To spore niedopatrzenie producenta, że za takie pieniądze nie oferuje czujników choćby w opcji.
Moc w cuglach
Tylny napęd i 286 koni mechanicznych zapowiadają nie lada emocje. Jak wspomniałem już wcześniej, coupe-cabrio z Kraju Kwitnącej Wiśni nie ma sportowego zacięcia. Mimo imponującej mocy, Lexus nie daje frajdy podczas jazdy w ciasnych łukach. Elektroniczni asystenci dbają, by tylna oś nie wymknęła się spod kontroli nawet o włos. Próbuję odłączyć "elektroniczne cugle", ale jak tylko wskazówka prędkościomierza osiąga wartość 40 km/h system uzbraja się na nowo. Zabawa poślizgami i zakładaniem kontry odpada. Jestem rozczarowany, ale po chwili przychodzi refleksja, że nie o to chodzi w tym aucie. I dobrze, bo na rynku powinno być miejsce na luksusowe wozidła. A w tej materii Lexus ma wiele do zaoferowania.
Zawieszenie kabrioletu nigdy nie zaoferuje takiego komfortu jak klasyczne nadwozie. Mimo to SC 430 nie ma się czego wstydzić. To jedno z najbardziej luksusowych aut z otwartym nadwoziem (nie licząc marek Bentley i Rolls-Royce), choć w tej dziedzinie niewątpliwy prym należy się najnowszemu Mercedesowi SL, który w aktualnym sezonie Formuły I pełni rolę samochodu bezpieczeństwa. Oba auta dzieli niemal dekada pod względem konstrukcyjnym, więc porównywanie ich mija się z celem.
Lexus nawet z otwartym dachem, kiedy nadwozie ulega największym naprężeniom, skutecznie tłumi większość nierówności. Jest sprężyście i sztywno zarazem. Jedyna uwaga dotyczy jazdy przez poprzeczne nierówności. Tu jest daleko do ideału - nadwozie wpada w wibracje i nieprzyjemnie podskakuje. Za to w ciasno pokonywanych zakrętach karoseria nie przechyla się na boki i daje poczucie pełnej kontroli nad autem. Wspomniana zaawansowana elektronika co prawda nie pozwala sportowo usposobionemu kierowcy na zbyt wiele, ale jednocześnie dba o jego bezpieczeństwo, które stanowiło priorytet dla konstruktorów. Układ kierowniczy daje wystarczająco precyzyjne informacje, by wiedzieć w którą stronę dokładnie skręcone są koła, nawet podczas dynamicznej jazdy.
Silnik to dobry znajomy z modelu GS. Pracuje niezwykle jedwabiście, więc do wnętrza nie przedostają się jakiekolwiek drgania. Ta doskonała jednostka napędowa o ośmiu cylindrach nie bije rekordów w ilości "koni" uzyskiwanych z litra pojemności. Swoją wielkość pokazuje za to gdzie indziej. Mam wrażenie, że żaden z 286 rumaków mechanicznych nie odpoczywa w stajni lecz dziarsko rwie do przodu. Świadczą o tym osiągi Lexusa - 6,4 sekundy do pierwszej setki, to przy masie niemal 1,8 tony świetny wynik. To zasługa zawansowanej techniki, która sprawia, że osiągi SC 430 są na równi z mocniejszymi motorami konkurencji. Na szczególną uwagę zasługuje 419 Nm momentu obrotowego, który dostępny jest już przy 3,5 tys. obr./min.
Zapewnia to wręcz liniowy sposób przyspieszenia auta. Kierowca ma poczucie, że moc dostępna jest niemal w każdym momencie, a sposób jej przyrostu jest tyleż dynamiczny, co równomierny. Tak dobry rezultat daje m.in. inteligentny system elektronicznej kontroli przepustnicy (ETCS-i). Kierowca ma do wyboru trzy tryby pracy przepustnicy: normalny, mocny i na śnieg. Każdy z nich dostosowuje swą pracę do warunków panujących na drodze.
Z 4,3-litrowym, aluminiowym silnikiem spięto sześciostopniowy automat, który pracuje wprost genialnie. Lexus posiada już bardziej zaawansowane przekładnie (model LS 460), ale temu urządzeniu nie sposób cokolwiek zarzucić. Tylko jazda z gazem w podłodze pozwala odczuć załączanie się poszczególnych biegów. Komputerowa kontrola zmiany biegów reaguje na rodzaj drogi, po której porusza się Lexus (kręta, wznosząca, opadająca), a także styl jazdy kierowcy. Przewidując jego zamiary unika niepotrzebnego przerzucania biegów. Obcowanie z tą przekładnią powinno być obowiązkowe dla osób, które upierają się, że "nie ma to jak manualna skrzynia". Duża szansa, że zweryfikują swój pogląd. Jest oczywiście i tryb sekwencyjny, ale to raczej zabawka dla gadżeciarzy. Mnie ona nie wciąga.
W świecie ciszy
Synonimem słowa "cisza" w motoryzacji jest już od dawna wyraz "Lexus". Nikt tak perfekcyjnie jak japońska firma nie opanował sztuki wyciszenia swoich pojazdów. Model SC 430 potwierdza tylko tę regułę. Przy rozłożonym dachu nie sposób zorientować się, że mamy do czynienia z opcją coupe-cabrio. Zero niepokojących szumów przy słupkach przednich, uszczelkach czy na łączeniach składanego dachu. Niezależnie od prędkości w środku panuje niemal niczym nie zmącona cisza. Niemal - bowiem jedyna uwaga dotyczy wygłuszenia podwozia, którego praca staje się wyraźnie słyszalna podczas przejazdu przez poprzeczne nierówności. Czyżby oszczędzano na wygłuszeniu podwozia? Nie sądzę, to raczej specyfika samej konstrukcji zawieszenia, które jest zdecydowanie sztywniejsze i przez to gorzej neutralizuje wibracje przenoszone z obu osi.
Kosztowna przyjemność
Auta z nadwoziem cabrio lub coupe-cabrio nigdy nie były tanie. Szczególnie reprezentanci klasy Premium to już cenowe szczyty. Z jednej strony 393 tys. zł za luksusowo wyposażonego Lexusa nie szokuje. Jednak patrząc na ceny konkurencji nie jest już tak różowo. Mercedes SL z porównywalną mocą, ale z 6-cylindrowym motorem o mocy 315 KM, bardzo podobnie skonfigurowany i zapewniający porównywalne osiągi kosztuje ok. 410 tys. zł. To nieduża różnica, a zważywszy na nowszą konstrukcję niemieckiego rywala dość atrakcyjna. Drugi potentat - BMW posiada w ofercie cabrio ze zdecydowanie mocniejszym silnikiem o mocy 367 KM. Wyposażone na zbliżonym poziomie kosztuje ponad 440 tys. zł, ale posiada materiałowy dach. To jednak także nowsza i nowocześniejsza propozycja od japońskiej firmy. Przewaga niemieckich rywali objawia się także zdecydowanie większymi możliwościami wyboru opcji i bogatszą ofertą silnikową.
Z drugiej strony Lexus SC 430 oferuje świetny silnik i skrzynię biegów, uniwersalny dach sprawiający, że autem można bez żadnych wyrzeczeń jeździć cały rok oraz dużą dawkę luksusu i niepowtarzalności. Zapewnia także wysoki poziom bezpieczeństwa. Oprócz wielu systemów stabilizujących nadwozie i poprawiających trakcję, w standardzie otrzymujemy dwie czołowe , dwie boczne i dwie kolanowe poduszki powietrzne. Warto wspomnieć także o fantastycznych biksenonowych reflektorach skrętnych, poprawiających warunki podróżowania nocą.
Lexus spala bardzo rozsądne ilości paliwa, zważywszy na osiągi jakie oferuje. Średnia wartość w trakcie testu wyniosła 13,6 l/100 km - to bardzo dobry wynik. Na minus należy zapisać wpadki ze spasowaniem niektórych detali i np. brak czujników parkowania. Istnieje jeszcze jeden czynnik, którego nie można zdefiniować i policzyć. To radość z jazdy jaką oferuje, a ta jest nie do opisania. Nawet imponujące osiągi Lexusa są jakby gdzieś w tle. Kierowca tego auta lubi mieć świadomość, że można z nich skorzystać w dowolnej chwili. Tu nie pasuje ostry start spod świateł i udowadnianie innym, że nie mają z nim szans. SC 430 preferuje majestatyczną jazdę bulwarami bez dachu lub dynamiczne i bezszelestne przemieszczanie się po szybkich autostradach. Do tego został stworzony. Niestety nie da się ukryć, że nadszedł już czas na prezentację następcy.
Kiedy oddawałem go do siedziby Lexusa słońce skryło się za chmurami. Ale wiedziałem, że z wiosną sprawa została już załatwiona.