Lexus UX300e - TEST. Auto stworzone od niechcenia
Można śmiało powiedzieć, że Lexus UX300e to tylko zaślepka, która ma funkcjonować do czasu debiutu elektrycznego modelu RZ. Ten samochód, choć ciekawy wizualnie, ekonomicznego uzasadnienia w zasadzie nie ma. A szkoda!
Lexus UX to specyficzne auto, które budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się ten odważny i kanciasty design, który wyróżnia go z tłumu. Ma też optymalne wymiary, co jak widać docenili klienci, gdyż wbrew pozorom dość często widuję ten samochód w Warszawie. Nie jest to bestseller, ale porażką nazwać go nie można. Teraz gamę zasilił wariant elektryczny - Lexus UX300e. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to najdziwniejszy elektryk, jakim w życiu jeździłem.
Lexus UX300e ma zalety wersji spalinowej, ale zyskał więcej wad
Wrócę na chwilę do moich mieszanych uczuć dotyczących tego auta. Ostatnim plusem, który muszę wymienić, jest przyjemność przebywania za kierownicą - kabina jest przemyślana, ciekawa i wykonana ze świetnych materiałów.
A potem zaczynają się schody, czyli na przykład problem z zajęciem miejsca z tyłu przez wyższe osoby (jest potwornie ciasno). Odkrywamy też absolutny brak bagażnika, który w przypadku tego samochodu jest dodatkowo spotęgowany schowanymi tam kablami do ładowania. Tym samym na zbyt wiele liczyć nie można. Więc może chociaż napęd elektryczny jakoś się obroni?
Spójrzmy na dane techniczne. Bateria ma 54,3 kWh pojemności, a jednostka elektryczna oferuje 204 KM. Nie są to więc złe wartości - teoretycznie powinny zapewnić przyzwoite możliwości.
Tutaj jednak nie mogę udzielić Wam jednoznacznej odpowiedzi, gdyż auto trafiło w moje ręce w grudniu, gdy temperatury nie przekraczały zera stopni, a wartości na minusie były normą. Tym samym na dzień dobry, odbierając auto z pełną baterią, powitał mnie zasięg na poziomie 240 kilometrów.
Oczywiście kilka minut po opuszczeniu ciepłego garażu wartości zaczęły ekspresowo spadać, aby finalnie zatrzymać się na 180 kilometrach - a bateria została rozładowana tylko w dwóch procentach. Założyłem więc, że będzie to typowo miejska jazda, bez dłuższych podróży w trasie.
W takich warunkach Lexus UX300e sprawdza się całkiem nieźle
Największą zaletą tego auta jest fakt, że w zasadzie niczym nie różni się od wersji spalinowej. Jeśli więc ktoś miał z nią do czynienia, to poczuje się tutaj jak w domu. Nie udziwniono kokpitu, nie przesadzono z wyglądem - po prostu miejsce jednostki spalinowej zajął motor elektryczny.
To, z czym nie poradził sobie Lexus (albo nie chciał poradzić), to optymalizacja pracy całego napędu. Zużycie energii jest tutaj bardzo wysokie, nawet przy delikatnym traktowaniu pedału gazu. Udało mi się osiągnąć wartości na poziomie 18-19 kWh w mieście, ale znacznie częściej widziałem wyniki wynoszące od 25 do 28 kWh. I muszę podkreślić, że bateria była najgrzana, a auto użytkowane na dłuższych dystansach w mieście.
przy 100 km/h: | 22,4 kWh/100 km |
przy 120 km/h: | 26,9 kWh/100 km |
przy 140 km/h: | 33,9 kWh/100 km |
w mieście: | 18-27 kWh/100 km |
Problemem Lexusa jest też brak pompy ciepła. To wciąż opcjonalny element wyposażenia w wielu autach elektrycznych, ale w naszym klimacie niezbędny. Ogrzewanie "wstawało" bardzo długo, a osiągnięcie optymalnej temperatury w kabinie obciążone było ogromnym wydatkiem energetycznym, na czym cierpiał zasięg.
Zdziwicie się także przy ładowarce
Lexus w iście japońskim stylu postawił na dwa gniazda. Z prawej strony mamy klasyczne Type 2, praktyczne i najwygodniejsze w Europie. Z lewej strony z kolei znajdziecie starego znajomego, czyli port ChaDeMo, stosowany też w Leafie. Ten jednak wychodzi z użycia, a dużą popularnością cieszy się głównie w Azji i w USA.
A skoro mowa o ładowaniu, to korzystając z szybkiego gniazda ChaDeMo naładujecie auto od 20 do 100% w 50 minut, czyli niezbyt szybko. Ładowanie z wallboxa ma tutaj zajmować do 9 godzin.
Czy Lexus UX300e jest warty uwagi?
Skłamałbym pisząc, że jest. Jeśli jesteście fanami marki i chcecie kupić auto elektryczne do miasta, to możecie go rozważyć - ale prawda jest taka, że w cenie sugerowanej przez Lexusa znajdziecie wiele innych aut z lepszym zasięgiem, oferujących większy komfort użytkowania.
Japończycy żądają bowiem 214 900 złotych za bazową wersję Pure, która łapie się też na dofinansowania z programu Mój Elektryk. Nie powiem - nie jest ona źle wyposażona. Dostajemy tutaj 7-calowy ekran multimediów, światła Bi-LED z przodu, dwustrefową klimatyzację automatyczna i elektrycznie sterowane fotele. Wersja Business Edition, niewiele droższa, oferuje z kolei kamerę cofania i czujniki parkowania z przodu i z tyłu - bardzo przydatne w mieście.
Topowe warianty Prestige i Omotenashi to już propozycja dla prawdziwych fanów marki - są drogie, ale oferują też kompletne wyposażenie.
Tak naprawdę najważniejszy będzie debiut Lexusa RZ450e
To pierwszy model marki, który od podstaw opracowano wyłącznie w wydaniu elektrycznym. Będzie to jednak znacznie większe od UX-a auto, zapewne też wyraźnie droższe. Niemniej szukając Lexusa wyłącznie na prąd mocno rozważyłbym dłuższe oczekiwanie i inwestycję w lepszy samochód. Alternatywą jest również nowy NX450h+, który jest hybrydą plug-in i w mieście pokonuje do 80 kilometrów na jednym ładowaniu.