Nie rozumiem mody na zastępowanie logotypu marki wielkim napisem. Wygląda to źle
Zapewne zauważyliście, że od pewnego czasu logotypy znanych marek znikają z ich samochodów, a ich miejsce zajmują wielkie napisy. Ta moda rozlewa się już po wielu koncernach i szczerze mówiąc… absolutnie nie rozumiem tego fenomenu. Powiem więcej - wiele firm robi sobie w ten sposób ogromną krzywdę. Powód jest bardzo prosty.
Już jakiś czas temu Skoda porzuciła częściowo swoją „strzałę”, złośliwie nazywaną kurą, na rzecz wielkiego napisu SKODA. Teraz na jej autach logotyp pojawia się w raptem kilku miejscach i w zasadzie znika z nadwozia. Lexus robi to samo - o ile z przodu wciąż znajdziemy charakterystyczne „L”, o tyle z tyłu już go zabrakło. Co więcej, japoński producent dołączył do grona firm, które zabierają swój symbol także z kierownicy, zastępując go pięcioma dobrze skrojonymi literami.
Im więcej takich zmian widzę, tym bardziej nie jestem w stanie pojąć idei, która za tym stoi. Kolejne firmy zakopują swój unikalny wyróżnik, jeszcze bardziej upodabniając się do konkurencji. Nie dość, że pomysły na design powtarzają się coraz częściej pomiędzy skrajnie różnymi markami, to jeszcze brak oryginalnych symboli danych producentów sprawia, że stają się one dużo bardziej „homogeniczne”.
Czy logotypy nagle stały się czymś, czego trzeba się wstydzić? Nie sądzę
Wyobraźcie sobie sytuację, w której marki modowe rezygnują z ich charakterystycznych detali. Gucci bez swojego unikalnego G i zieleni i czerwieni, Chanel bez charakterystycznego C, czy Louis Vuitton bez „LV” straciłyby dużą część swojej tożsamości. Kolejni projektanci stający na czele tych firm zawsze pielęgnują te kluczowe detale, gdyż to one są tutaj często najważniejszym elementem.
Stawiając zaś obok siebie kierownicę ze Skody i z nowego Lexusa ES można odnieść wrażenie, że obydwie zostały wygenerowane przez AI, które zgodnie z promptem wprowadziło nazwę na obudowę poduszki powietrznej. Spoglądając później na starsze kierownice Skody „ze strzałą”, czy z obecnych Lexusów, gdzie jest to charakterystyczne L, czuję duży niedosyt.
Ba, czuję nawet rozczarowanie. Nie wiem, czy między producentami samochodów zaczął się jakiś wyścig na tworzenie skrajnie „przezroczystych” pod kątem designu samochodów, ale brak symboli na wielu elementach (zwłaszcza z przodu, z tyłu i we wnętrzu) jest w mojej opinii absolutnie chybionym strzałem.
To, że pewne pomysły i trendy są powielane, jest absolutną normą. Można powiedzieć, że mamy tutaj do czynienia ze stałym schematem, powtarzającym się w zasadzie od początków istnienia motoryzacji. Teraz jednak, gdy na drogi wyjeżdża coraz większa liczba produktów „nowych i nieznanych” firm, pielęgnowanie własnego stylu i logotypów marki staje się szczególnie ważne. W końcu chodzi o to, aby odciąć się od tej nowej „szarej” masy, która coraz bardziej zalewa drogi. Tymczasem obserwujemy dokładnie odwrotną sytuację, w której wszyscy idą w tym samym kierunku, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.