To jedno z tych miast, gdzie samochód nie ma sensu. Przyda się na dalsze wyjazdy

Trzeci raz w tym roku mam okazję spędzić więcej czasu w Londynie. Podróżując po tym mieście uświadomiłem sobie, że posiadanie samochodu ma tutaj tylko dwa zastosowania - do wypraw po większe zakupy i do wyjazdów w dłuższe trasy.

Chodząc po stolicy Wielkiej Brytanii przypomniał mi się felieton Krzyśka Kaźmierczaka z Autobloga, w którym postanowił zjechać komunikację publiczną w Londynie. Cóż, odbiję piłeczkę. Nie wiem, jak w tym mieście można żyć z samochodem, jeżdżąc nim codziennie do pracy. Londyn po prostu nie nadaje się dla samochodów.

Oczywiście - wszystko zależy od lokalizacji, w której mieszkamy i punktów docelowych, do których zmierzamy. Prawda jest jednak taka, że Londyn pod kątem komunikacji zbiorowej jest świetnym miastem. Problem tyczy się czegoś zupełnie innego.

Londyn to jedno z tych miast, gdzie samochód, na co dzień, nie ma większego sensu

I tu od razu wyjaśnię: chodzi oczywiście o poruszanie się po strefie bliższej "starego Londynu", a nie o przestrzeni "wielkiego Londynu". W końcu ten drugi jest konglomeratem zbudowanym z 32 "dzielnic" i City Of London, rozlewającym się na przestrzeni 1569 kilometrów kwadratowych.

Londyn komunikacja miejska

Niemniej nawet z tych dalszych dzielnic da się dojechać dość wygodnie do "ścisłego" serca Londynu. Wyzwanie stanowi czas, który trzeba na to poświęcić, gdyż z niektórych miejsc oznacza to nawet godzinę podróży. Dla niektórych to już standard, dla innych szok. Zresztą ilekroć z Londynu wracam do Warszawy, to przypominam sobie jak mała i kompaktowa jest nasza stolica.

Wróćmy jednak do sedna. Choć teoretycznie miałem możliwość skorzystania z samochodu w Londynie, to nie chciałbym tego robić. Powody są trzy.

Pierwszy to korki. To miasto wiecznie stoi i zasadniczo jazda po nim przypomina wyścig leniwych żółwi. Spacerując wzdłuż głównych ulic potrafiłem znacząco wyprzedzać wiele samochodów. To jeden z tych przypadków, gdzie po prostu wolę przemieszczać się łącząc nogi i komunikację miejską, a nie siedząc w samochodzie.

Drugą kwestią jest to jak zbudowano komunikację miejską. Kombinacja metra, autobusów, promów na Tamizie, pociągów i tak zwanego "Overground" (czyli czegoś na kształt metra, ale jednak bliższego pociągowi" daje nam szerokie spektrum możliwości.

Tak, czasami jazda wymaga wytrwałości (tłumy) i kombinatoryki (przesiadki na wielkich podziemnych stacjach), niemniej nawet w szczycie przedostanie się w okolicach tego "serca Londynu" jest proste. Z dużych hubów z kolei mamy mnogość pociągów do różnych okolicznych miejscowości i do stref położonych na obrzeżach "Wielkiego Londynu".

Trzecia rzecz to koszty. Dzień jazdy pomiędzy najdalszymi strefami jest drogi (maksymalnie około 100 złotych), niemniej wciąż akceptowalny. Poza tym przy dłuższym pobycie opłaca się Oyster Card, czyli "bilet miesięczny". Jeżdżąc w granicach 1-2-3 stefy zapłacimy do 16 funtów za dzień jazdy.

Jakikolwiek parking będzie dużo droższy, o paliwie nie wspominając. Do tego mamy tutaj jeszcze opłaty LEZ/ULEZ (Low Emission Zone/Ultra Low Emission Zone), a także congestion charge. Krótko mówiąc: nie będąc mieszkańcem i nie mając nowego ekologicznego auta, będziemy wydawać dużo pieniędzy. Czas stracony na jazdę i szukanie miejsca też nie jest wart tego komfortu.

Oczywiście nie ma róży bez kolców

Komunikacja miejska, jak na taki organizm przystało, jest podatna na różne mniejsze lub większe "usterki". Problem w tym, że w Londynie zdarzają się one losowo, z bardzo dziwnych powodów. Metro może mieć ograniczone funkcjonowanie z powodu spadających liści (serio, podają to jako powód, nie zmyślam). Pociągi podmiejskie (niekiedy okrutnie drogie) bywają awaryjne. Autobusy giną w korkach i wyczekiwanie na nie na przystankach wymaga cierpliwości.

Wniosek jest więc prosty. Jazda samochodem może mieć tutaj sens, o ile nie poruszamy się po tej najbardziej znanej, zatkanej i zakorkowanej cześci Londynu. Im bliżej pierwszej strefy, tym lepiej sprawdza się komunikacja zbiorowa. I w sumie ma to sens - nawet w Warszawie coraz częściej wybieram metro, a samochód zostawiam w domu. To po prostu ma więcej sensu.