Co zrobić z Maserati? Stellantis myśli, a jest tylko jedno dobre rozwiązanie
Sprzedaż wygląda bardzo przeciętnie, nowe modele nie przyjęły się zbyt dobrze, a pieniądze znikają każdego dnia. Maserati jest w trudnej sytuacji, a Stellantis szuka rozwiązania problemu. Mam wrażenie, że tutaj jest tylko jedna dobra droga.
- Maserati jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej
- Stellantis nie ma pomysłu na tę markę
- Póki co Włosi stawiają na synergię z Alfą Romeo
Wydawać by się mogło, że wszystko powinno tutaj grać. Maserati ma teraz trzy nowe modele - GranTurismo, Grecale i MC20. Każdy z nich wyróżnia się udaną stylistyką i dobrymi silnikami. Mimo to sprzedaż cały czas jest bardzo słaba, a w ostatnich miesiącach wręcz ciągle spada.
Jak to możliwe? Cóż, Włosi niestety nie ustrzegli się błędów. Maserati Grecale, które powinno być koniem pociągowym marki, najpierw zawiodło awaryjnością, a to wszystko uzupełnia niewspółmiernie wysokimi cenami. GranTurismo także cierpi z powodu cen, a MC20 gra w lidze flagowych supersamochodów.
Stellantis cały czas walczy o tę markę, ale nie ma też pomysłu na jej "restart". W grę wchodzi wiele scenariuszy, włącznie ze sprzedażą. Co prawda Włosi idą w zaparte i twierdzą, że takiej opcji w ogóle nie uwzględniają. W praktyce jest jedno rozsądne rozwiązanie, aczkolwiek tutaj wiele zależy od współpracy z jedną konkretną marką.
A mowa o Ferrari. Maserati powinno wrócić pod skrzydła tej marki
To oczywiście bardzo ambitny plan. W końcu Ferrari nigdy nie było związane ze Stellantisem - wydzielono je jeszcze za czasów FCA. Niemniej wciąż jest tutaj powiązanie za sprawą grupy Exor, należącej do rodziny Agnellich/Elkannów. John Elkann, jako prezes rady nadzorczej Ferrari i Stellantis, łączy te dwie grupy.
Problem polega na tym, że w pewnym sensie "Maserati potrzebuje Ferrari, ale Ferrari nie potrzebuje Maserati". Marka z Maranello notuje ciągle rewelacyjne wyniki i zdecydowanie nie musi dokładać sobie pracy. Z drugiej strony gdy te dwie firmy były ze sobą blisko powiązane, to radziły sobie całkiem nieźle.
Co więcej, Ferrari mogłoby wypełnić za pomocą Maserati przestrzeń na samochody do "codziennej jazdy". Tu chociażby jest luka na zutylizowane napędu elektrycznego, którego klienci Ferrari nie chcą widzieć w samochodach z wierzgającym koniem na masce. Doświadczenie i know-how z Maranello pozwoliłoby też na podjęcie rywalizacji z Porsche.
Można jednak śmiało założyć, że Ferrari nie chce się już angażować w takie działania, a Stellantis będzie póki co stawiać na synergię z Alfą Romeo. Problem w tym, że te marki, mimo wszystko, są z zupełnie innych bajek - i ciężko będzie wymienić się kluczowymi rozwiązaniami.
Jeśli to się nie uda, to Maserati może trafić pod młotek
A wtedy niemal na pewno zainteresują się nim Chińczycy. To scenariusz, którego jednak nie chcielibyśmy zobaczyć. Choć ta marka zawsze miała pod górę, to jej wspaniałe dziedzictwo powinno być pielęgnowane i rozwijane w europejskim, a nie azjatyckim stylu prowadzenia biznesu.