Chciałbym, aby samochody znowu były "jakieś" - tak jak ta Mazda 929 z 1974
Pod maską jest raczej mało ekscytujący silnik, osiągi nie porażają, a mimo to chce się nią jeździć - i to szybko! Mazda 929 to auto, w którym przypomniałem sobie czym jest mechanika, co robią inżynierowie i dlaczego zestaw zer i jedynek nigdy nie da tyle radości, co dobrze zgrane ze sobą podzespoły. Oto Mazda 929 z unikalnej kolekcji, którą miałem okazję jeździć w Niemczech.
Wiecie co jest smutne? Im większą liczbą nowych aut jeżdżę, tym bardziej tęsknie za starymi autami. A każda kolejna nowość sprawia, że coraz mniej ekscytuje się kolejnymi premierami. Dlaczego? Bo są wyprane z emocji. Identyczne. Naprawdę nieliczne samochody wyróżniają się teraz z tłumu, pomijając oczywiście wszelkie sportowe wynalazki z topowej półki. Kiedyś nawet auta kompaktowe były inne. W zależności od marki dostawaliśmy unikalne właściwości jezdne i zupełnie inną charakterystykę. Inżynierowie zostawiali w tych autach cząstkę siebie, swojego doświadczenia i podejścia do projektowania. A teraz? Wszystko jest standaryzowane i niemal identyczne. W dobie elektryfikacji staje się to coraz bardziej widoczne i wyczuwalne. Raptem garstka nowych aut, takich jak np. Toyota Yaris GR czy Alpine A110 gdzieś wyróżnia się z tej szarej jednolitej masy. Mazda 929.
I wtedy pojawiła się ona - Mazda 929
W wąskim okienku pomiędzy wiosennym lockdownem a jesiennym przyrostem zachorowań udało mi się pojechać na imprezę, która na długo zapadnie w moją pamięć. Urodziny Mazdy, stulecie istnienia tej specyficznej marki, od lat idącej swoją własną drogą. Wisienką na torcie miała być możliwość sprawdzenia wielu klasycznych modeli, z oryginalną Cosmo na czele. Ta niestety szybko wypadła z mojej listy - okazało się, że jestem dla niej odrobinę zbyt duży. Gdybym miał o kilka centymetrów krótsze nogi i nieco mniej rozbudowany tułów to może jakoś wygodnie bym się wcisnął, a tak obszedłem się smakiem.
Mazda 929 z 1974 roku, pochodząca z muzeum Mazdy w Augsburgu. Fantastyczna maszyna!
Nie mogę jednak powiedzieć, że bardzo z tego powodu cierpiałem. Tego dnia wsiadłem za kierownicę wielu fascynujących aut Mazdy. Pierwszym z mojej listy była 929 z 1974 roku. Wybór raczej nietypowy, gdyż mogłem rzucić się jak wygłodniały wilk na piękną czerwoną RX-7, którą nomen-omen kilka godzin później jeździłem.
O wrażeniach z jazdy Mazdą RX-7 FD przeczytacie tutaj
Mazda 929 to odnoga rodziny Luce i wczesnych modeli RX. Czym więc się wyróżnia? Przede wszystkim silnikiem. To gaźnikowa jednostka 1.8 z rodziny VC, oferująca niecałe 90 KM. Jej miejsce w modelu RX-4 i Luce Rotary zajmował silnik Wankla - 12A i AP 13B.
Tutaj miałem więc do czynienia z bardzo klasyczną i popularną swego czasu w Europie propozycją. Ten egzemplarz swój żywot zaczął w Holandii. To znaczy w Hiroszimie, ale przypłynął z niej prosto do Holandii, gdzie auto zakupiono jako nowe. W tym kraju ta Mazda 929 spędziła też większą część swojego życia. I choć klimat oraz warunki nie są tam idealne, to jednak zachowała się w idealnym stanie.
Mazda 929 to efektowne coupe o sylwetce "małego muscle cara"
Japończycy może i zapomnieli w pewnym momencie jak projektuje się auta, ale do lat 80. oferowali jedne z najpiękniejszych aut. Ta Mazda 929 nie jest wyjątkiem. Sylwetka ewidentnie inspirowana amerykańskimi muscle carami jest zgrabna, efektowna i przede wszystkim dopracowana w każdym detalu. Różne elementy przyozdobione są w ciekawy sposób, co robi wrażenie po dziś dzień.
Kombinacja tego złotego lakieru i brązowego wnętrza idealnie oddaje klimat lat siedemdziesiątych. Piękna czteroramienna kierownica i zegary w tubach tworzą świetny duet. Linia deski jest przyjemna dla oka, a ergonomia zasługuje na ocenę celującą. Brakowało mi tutaj tylko kasety z dobrym funkiem lub jakimś przyjemnym rockiem, który umilałby pokonywanie kolejnych kilometrów.
Autem jeździłem w okolicach Augsburga. Uwielbiam ten region Niemiec - piękne drogi i przyjemne widoki cieszą oko i pozwalają na "rozprostowanie kości" w wielu autach.
A Mazda 929 to wolnych wbrew pozorom nie należy. Pomimo 86 KM pod maską jest żwawa i osiąga setkę w zaledwie 10 sekund. Mam wrażenie, że pomimo 47 lat na karku wciąż trzyma seryjne parametry. Układ kierowniczy, choć "długi" i nieco luźny, zachowuje precyzję i pozwala cieszyć się zakrętami. Brak wspomagania zupełnie tutaj nie przeszkadza - dzięki małym kołom nie trzeba siłować się z kierownicą, nawet przy manewrowaniu na parkingu.
Czterobiegowa skrzynia ma bardzo specyficzny układ. Mazda przez wiele lat tak konstruowała przekładnie, że "luz na lewarku" układał się idealnie pomiędzy pierwszym a drugim biegiem. Po odpaleniu auta wystarczy więc popchnąć skrzynię do przodu, aby wrzucić jedynkę. Dopiero trójka i czwórka wymagają ruchu "w prawo i do góry lub do dołu".
Odpowiednia długość przełożeń pozwala wykorzystać potencjał silnika. Do 100 km/h Mazda 929 rozpędza się dziarsko, a przy 120 km/h zapewnia odpowiedni kompromis pomiędzy wrażeniami akustycznymi i pewnością prowadzenia. Przyznam szczerze, że takich możliwości nie powstydziłoby się z pewnością wiele nowszych aut. Szkoda, że nasze polskie wyroby "okołomotoryzacyjne" w postaci Poloneza czy dużego Fiata nigdy nie miały możliwości zbliżenia się chociażby do takiego standardu.
Mazda 929 była dość "luksusowym" coupe w swoich czasach
Ten model był jednym z filarów sprzedaży marki, obok jeszcze popularniejszej, taniej i przyjemnej 323 Familii. O niej też przeczytacie - ale w swoim czasie.
Ta Mazda 929 pochodzi z unikalnej kolekcji. To jedno ze stu... diabli wiedzą ilu samochodów Waltera Freya. Ten znany Wam już właściciel salonu Mazdy w Augsburgu jest też autorem największego w Europie muzeum tej marki. Co ciekawe wiele eksponatów jest tutaj na tyle unikalnych, że nawet w Hiroszimie nie znajdziemy podobnych. Jeśli więc kiedykolwiek wpadniecie do Augsburga, to koniecznie zahaczcie o budynek starej zajezdni tramwajowej, w którym mieszkają te fantastyczne japońskie maszyny.