Mercedes wierzy w swoje 4-cylindrowe AMG. Po prostu chcą być progresywni [FELIETON]
Mercedes wsadził dzisiaj kij w mrowisko i pokazał model CLE 53, który dostał 6-cylindrowy silnik. Fani marki rozłożyli więc ręce w geście zdziwienia i zapytali wprost: "ale dlaczego to zrobiliście w tym modelu, skoro Klasa C 43 i 63 ma 4-cylindrowe jednostki napędowe?". Odpowiedź może Was tutaj mocno zaskoczyć. Mnie zaskoczyła - i choć rozumiem tok rozumowania marki, to uważam, że jest on błędny.
Przyznam szczerze, że sam uniosłem brwi widząc poranny komunikat prasowy o 6-cylindrowej wersji AMG w modelu CLE 53. Przypomnę - mówimy tutaj o nowym coupe, które zastąpiło Klasę C i Klasę E w tym wydaniu. Jest to jednak konstrukcja mocno spokrewniona z tym pierwszym wymienionym samochodem i widać to tutaj na każdym kroku. Mercedes ponownie połączył segmenty i zoptymalizował ofertę, co ma ekonomiczne uzasadnienie.
Ciężko jest mi jednak wytłumaczyć, czemu tym jednym przedziwnym ruchem zirytowano fanów Klasy C w wersji sedan i kombi. Tam niezmiennie jedyną opcją jest 2-litrowa, 4-cylindrowa "turbobenzyna", w topowym wydaniu wspierana układem hybrydowym.
Na papierze wygląda to bardzo imponująco. Dostajemy tutaj 680 KM, 1020 Nm (systemowo) i fantastyczne osiągi. Owszem, jest lekka nadwaga, ale przyjmijmy, że da się ją wytłumaczyć. Tym samym ten samochód powinien mieć wszystko, aby być hitem.
Ale nim nie jest i Mercedes zdaje sobie z tego sprawę
W tym segmencie liczy się coś więcej, niż tylko osiągi. Tu chodzi o emocje i o to, jakie wrażenie wywołuje samochód. A w tej kwestii Mercedes-AMG C 43 i C 63 są niestety daleko za konkurencją.
Miałem okazję sprawdzić obydwa auta, do tego na torach wyścigowych. Są dobre, naprawdę. C 63 przyspiesza jak nawiedzony demon i całkiem nieźle radzi sobie w wymagających zakrętach, co pokazał mi na Nurburgringu. C 43 łączy z kolei uniwersalność i zadziorność, oferując inne wrażenia niż niewiele mocniejszy Mercedes-AMG CLA 45 S.
Niestety jakieś 3 minuty po zamknięciu drzwi zapominasz o tym samochodzie. W głowie nie pozostaje dźwięk, który robi wrażenie. Nie ma też sentymentu do tego potwornego wgniatania w fotel, gdyż obecnie takie rzeczy dostajemy w wielu znacznie słabszych elektrykach.
Michael Schiebe, szef AMG, w wypowiedzi dla Top Geara powiedział wprost: "stali klienci może i odeszli od AMG, ale pojawili się nowi, przyciągnięci przez technologię hybrydową". To cieszy, tylko ciężko jest mi ich zauważyć. Nowej Klasy C AMG, 43 i 63, nie widziałem w normalnych ruchu. W tym samym czasie o BMW M3 i M4 można się dosłownie potykać.
Scheibe zauważa, że AMG chce być bardzo progresywne w kwestii technologii. Mercedes zaznaczył, że zamierza wyprzedzać o krok konkurentów. Mam jednak wrażenie, że tutaj przy wyprzedzaniu niechcący skręcono w złą uliczkę, która może zakończyć się ścianą.
Poluzowana norma EURO 7 może być tutaj największą przeszkodą
To z myślą o niej Mercedes podjął tak odważną decyzję i wyprzedził rynek. Przypuszczam, że marka ze Stuttgartu założyła, że konkurencja pójdzie tą samą drogą. Tymczasem okazuje się, że normy będą lżejsze, a większe jednostki napędowe mogą spokojnie zostać pod maską tych samochodów.
Paradoksalnie więc CLE 53 może być jedynym bestsellerem z rodziny Klasy C, przy którym palce maczali specjaliści z Affalterbach. Na debiut tej jednostki w sedanie i kombi póki co nie można liczyć, aczkolwiek nie zdziwię się, jeśli w ramach liftingu Niemcy zrewidują swoje plany.
A, jeszcze jedno. AMG szykuje w pełni elektryczny model, niezależny od gamy Mercedesa. Poznamy go już w 2025 roku, więc trzymajcie się mocno - to może być zaskakujące i dziwne auto.