"Byliśmy pijani, gdy akceptowaliśmy ten projekt". Mercedes szczerze o AMG ONE
To miał być pokaz możliwości marki. Tymczasem Mercedes-AMG ONE stał się kulą u nogi całej marki i problemem, z którym ciężko się uporać. Dlaczego tak się stało?
Po raz pierwszy samochód ten poznaliśmy w roku 2017. Wówczas Mercedes z wielkim hukiem pokazał go światu, a jedna z makiet przyjechała nawet do Poznania na targi motoryzacyjne. Wówczas obietnica była prosta - drogowa wersja wyjedzie na drogi w 2019 roku. Tymczasem minęło pięć lat, a Mercedes AMG ONE wciąż jest w fazie testowej.
Nawet tak potężna marka jak Mercedes-AMG potrafi zderzyć się z rzeczywistością. Niemcy zaczęli oficjalnie wypowiadać się na temat tego projektu, nie oszczędzając słów krytyki pod własnym adresem. Co poszło nie tak?
Mercedes-AMG ONE pokazuje, że technologie z F1 można przenieść do aut drogowych. Stworzenie drogowego bolidu to już zupełnie inna bajka
Koncepcja inżynierów była bardzo prosta. Weźmy ówczesny bolid F1, obudujmy go specjalnie zaprojektowanym nadwoziem i wypuśćmy na drogi. Brzmi to jak plan, który nie ma zbyt wiele przeszkód na swojej drodze.
Nic bardziej mylnego. Już na samym początku okazało się, że trzeba pójść na kompromisy. Nabywcy tego auta byli informowani, że silnik wytrzyma około 60 000 kilometrów. Później konieczny jest kapitalny remont, którym zajmie się stajnia z Brackley (tam zlokalizowany jest zespół Mercedes-Petronas).
To był jednak tylko wierzchołek góry lodowej, w którą wpłynął Mercedes. Już kilka chwil później zauważono, że sam silnik z F1 nie nadaje się do przeniesienia bezpośrednio do auta drogowego. Wyzwaniem stało się dopasowanie chociażby obrotów na biegu jałowym, które w bolidzie przekraczają 4 tysiące. Tutaj trzeba było zejść do niskich wartości, nie znanych takim jednostkom.
Nie zapominajmy też o uruchamianiu silnika. Nowe jednostki w bolidach umożliwiają "restart" z poziomu kokpitu, aczkolwiek klasyczne uruchamianie wciąż nie jest tak prostym procesem. Wiele systemów i rozwiązań trzeba było zaprojektować od podstaw, co nie tylko kosztowało, ale też trwało bardzo długo.
Kolejną kwestią stały się normy emisji spalin, które weszły w drogę AMG. Nawet takie auto, które trafi na rynek w liczbie zaledwie 275 egzemplarzy, musi je spełniać.
Szef Mercedesa powiedział wprost: "chyba byliśmy pijani, gdy zatwierdziliśmy ten projekt"
Ola Kallenius w swojej wypowiedzi podkreślił, że początkowo AMG ONE był dla nich strzałem w dziesiątkę. Skoro wygrywamy w F1, to czemu nie mielibyśmy dać tej maszyny klientom indywidualnym?
Opisane powyżej problemy szybko jednak zmieniły nastawienie zarządu. Mimo to Mercedes nie wycofał się z projektu i nie zabił go w połowie rozwoju. Chodzi tutaj zapewne o kwestie wizerunkowe, które dla marki są bardzo ważne.
Nie ma co ukrywać - klienci byliby mocno rozczarowani, a Mercedes pokazałby, że "gwiazda" nie jest w stanie podołać takim wyzwaniom.
Niemcy zdecydowali się sięgnąć po pomocną dłoń
Część zadań projektowych oddelegowano firmie Multimatic, która słynie z projektowania aut wyścigowych oraz bolidów F1. Zespół doświadczonych inżynierów przejął część zadań od pracowników Mercedesa z Affalterbach i z Brackley.
Dopiero ten ruch pozwolił przyspieszyć rozwój auta. Prototypy od dłuższego czasu testowane są na drogach publicznych, a premiera finalnej wersji jest już kwestią tygodni.
Według nieoficjalnych źródeł zbliżonych do producenta mowa tutaj o lipcu. Wtedy po raz pierwszy zobaczymy finalny wariant auta, który trafi na drogi publiczne. Kolekcjonerzy, którzy zostawili już grube miliony w Mercedesie na pewno zacierają ręce.
Mercedes AMG ONE to zupełnie inna koncpecja, niż na przykład Aston Martin Valkyrie. Obydwa auta przenoszą rozwiązania z F1 na drogi publiczne, jednak Aston Martin to maszyna wykonana w zupełnie inny sposób, korzystająca z unikalnej jednostki V12. Tymczasem Mercedes, jakby nie patrzeć, będzie najbliższy faktycznemu bolidowi pod kątem zastosowanej jednostki napędowej.