Mercedes-AMG SL 43 - TEST. Byłby wspaniały, gdyby nie jedna rzecz
Po blisko 70 latach cztery cylindry powróciły pod maskę tego modelu. Czy jest to dobra decyzja? Cóż, Mercedes-AMG SL 43 budzi skrajne emocje. Z jednej strony pewnymi cechami imponuje nawet bardziej niż model z V8 pod maską, ale z drugiej brakuje mu kluczowej rzeczy - charakteru.
W 1955 roku na drogi trafił Mercedes 190SL. Wizualnie nawiązywał do wspaniałego sportowego i piekielnie drogiego 300SL, ale był jednak od niego znacznie tańszy i dużo bardziej dostępny. Zrezygnowano tutaj chociażby z mocnej rzędowej szóstki na rzecz czterech cylindrów. Efekt? Dynamika była przyzwoita (ale nie porywała), ale klienci dostali za to efektowny samochód, którym jazda była czystą przyjemnością. Mam wrażenie, że Mercedes-AMG SL 43 powiela ten schemat - a przynajmniej takie było założenie marki.
Dlaczego? Otóż za kierownicą tego samochodu można poczuć się doskonale, a jego właściwości jezdne naprawdę imponują. W tym wszystkim brakuje jednak jakiejś iskry, która wywołałaby więcej emocji. Zapewne domyślacie się z czego to wynika.
Mercedes-AMG SL 43 - TEST. Czterocylindrowa wersja wygląda... lepiej od V8
To kontrowersyjne stwierdzenie, ale po spędzeniu dłuższego czasu z 4-cylindrowym SL-em doszedłem do wniosku, że garść małych detali w tym modelu sprawia, że wygląda on po prostu lepiej. Na przykład okrągłe końcówki wydechu prezentują się dużo lepiej od kanciastych, stosowanych w modelach z V8 pod maską.
Dyskretne zmiany w przednim zderzaku także wyglądają dobrze i nadają lekkości bryle tego samochodu. Dlaczego klientom nie pozostawia się wyboru w takich kwestiach? Tego niestety nie zrozumiem. Oczywiście te różnice są bardzo dyskretne i mogą irytować osoby, które po prostu zwracają uwagę na detale.
Kabina niczym nie różni się od tej z mocniejszej wersji. Oznacza to, że znajdziemy tutaj świetną pozycję za kierownicą, materiały miło rozpieszczą, ale sterowanie wszystkim (włącznie z zamykaniem dachu!) z poziomu ekranu jest strzałem w stopę.
W czasie deszczu próbowałem rozłożyć dach. Krople na ekranie sprawiały, że reakcja na przytrzymanie "suwaka" od dachu była przerywana. Efekt? Wnętrze zostało lekko zmoczone.
O wyglądzie nie będziemy dyskutować. Skupmy się na silniku
To najbardziej kontrowersyjna część tego samochodu. Mercedes uznał, że bazowy SL może mieć 4-cylindrową jednostkę. Zdecydowano się więc na konstrukcję M139L, czyli silnik znany z Klasy A AMG. Oczywiście tutaj jest obrócony o 90 stopni (zamontowano go wzdłużnie).
Z dwóch litrów generuje 381 KM, czyli nieco mniej, niż górna granica możliwości tej jednostki. Konie mechaniczne trafiają na tylne koła, tylko i wyłącznie, za pośrednictwem 9-biegowej skrzyni automatycznej.
Idea Mercedesa była prosta - stworzyć bazowy model, który da radość, ale będzie przyjaźniejszy w eksploatacji od V8-ki. Ten pomysł na papierze miał sens, a w Excelu zapewne wszystkie pola zaświeciły się na zielono.
Dobre wrażenie kontra oczekiwania
I tu wsadzę kij w mrowisko, gdyż ta wersja jest naprawdę dobra, ALE. To wielkie ale zostawiam na koniec, gdyż jest kluczowe w przypadku SL-a 43.
Przede wszystkim dwulitrowy silnik jest kompaktowy i lekki, dzięki czemu cofnięto go maksymalnie w stronę ściany grodziowej. Konstrukcja "front-mid" sprawia, że rozkład mas staje się idealny, a przód nie jest obciążony dużą jednostką.
To czuć. Brak napędu 4MATIC w połączeniu z niższą masą sprawia, że SL jest bardzo zwinny i daje dużo radości w zakrętach. Miałem okazję sprawdzić to na drogach Dolnego Śląska, które są najwspanialszymi w Polsce. Na ciasnych łukach i na krętych odcinkach Mercedes-AMG SL 43 dawał dużo więcej radości pod kątem właściwości jezdnych, niż wersja z V8.
Kliknij tutaj, aby przeczytać nasz test Mercedesa-AMG SL 63 4MATIC+
Tutaj jednak wracamy do tego ALE. Po pierwsze - czuć, że elektronika chroni tutaj nieco silnik, plus oprogramowanie dopasowane do normy WLTP dusi to auto przy ruszaniu. Na jedynce nie wystartujecie z piskiem opon.
Ba, postawienie tego samochodu bokiem wymaga odrobiny wprawy, gdyż do podłoża klei się jak szalony. Pomagają w tym co prawda seryjne opony Michelin Pilot Sport 4S, niemniej na efektowne poślizgi dzięki napędowi RWD nie ma co liczyć.
Po drugie - dźwięk przypomina dociskany do granic możliwości blender. Elektryczna turbosprężarka, która ukrywa braki w dolnym zakresie obrotów, serwuje charakterystyczny dźwięk spod maski. Z kolei wydech daje coś od siebie, ale nie jest to ścieżka dźwiękowa, której szuka się w takim samochodzie.
Od zawsze twierdzę, że 4 cylindry mogą brzmieć dobrze, ale trzeba się nieco postarać. Jaguar F-Type 2.0 pod tym kątem wypada znacznie lepiej, dla przykładu. W przypadku SL-a niestety nie jest już tak kolorowo.
Moim zdaniem rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste - Mercedes-AMG SL 43 powinien być wyposażony w silnik 3.0 R6
W takim wydaniu byłby nie tylko świetnym bazowym modelem, ale w mojej opinii też najciekawszym wydaniem tego auta. 6 cylindrów (w przypadku Mercedesa świetnie gadających), około 400 KM mocy, napęd na tył. Klasyczny przepis na świetny kabriolet o doskonałych właściwościach jezdnych, pozwalający na odrobinę kontrolowanej zabawy. To byłoby to, co przyciągnęłoby do tego auta wiele osób.
Wersja 43 ma też inny problem. Jest nim cena
SL zawsze był drogi i nowa generacja nie jest wyjątkiem. W przypadku wersji 2.0 granica przesunęła się jednak zbyt daleko. Bazowy wariant kosztuje 646 700 złotych, a przed nami jeszcze długa droga przez konfigurator. Auto, którym jeździłem, lekką ręką kosztuje 850 000 złotych.
Ceny wersji z silnikiem V8 też poszły w górę. Za Mercedesa-AMG SL 55 zapłacimy 868 100 złotych, a za 63 już 1 018 000 złotych. W tym trio najlepiej wypada więc środkowa wersja 55. Szkoda, że nie da się jej dostać bez napędu 4MATIC+. Ten oczywiście zwiększa bezpieczeństwo i komfort jazdy, ale jednocześnie sprawia, że SL staje się bardzo sterylny i nie pozostawia po sobie żadnych wspomnień.