Mercedes Klasy X - Tylko znaczek, czy coś więcej? | PIERWSZA JAZDA

Zmierzch zapadł już dawno, ale my nadal jedziemy. Na zewnątrz trzaska mróz, a pod kołami skrzypi świeży śnieg. Jest wąsko. Po lewej stronie kilkudziesięciometrowa przepaść, po prawej mroczny las...

Jeździmy kolumną siedmiu aut po trasach w okolicy Krynicy Zdroju, na które normalnie nie można wjechać. Strzegą ich szlabany i kamery poukrywane gdzieś w drzewach, ale dla nas zrobiono wyjątek. To dlatego, że jadą z nami ratownicy GOPR-u, a GOPR właśnie współorganizuje tę prezentację. Mamy więc pozwolenia od nadleśnictwa, a ja czuję się bezpieczniej, gdy obok jedzie człowiek w charakterystycznej, czerwonej kurtce. To pomaga na podjazdach z błota i świeżego lodu. "Uwaga, do wszystkich samochodów - bardzo ostry zjazd zakończony nawrotem o 180 stopni." - prowadzący kolumnę donosi przez skrzeczącą krótkofalówkę. Zaciskam ręce mocniej na kierownicy. Jesteśmy kilkaset metrów nad poziomem morza, a w dole migoczą światła miejscowości. Ludzie pewnie siedzą tam w domach i piją goracą herbatę nad kominkiem. Przede mną kolejna przeszkoda.

Samochód, którym jadę, całkiem nieźle radzi sobie z tą zimową, górską trasą. Zresztą wystarczy na niego spojrzeć, by wiedzieć, że to coś więcej niż modny SUV do atakowania miejskich krawężników. Oto najnowsze dziecko Mercedesa, czyli klasa X. Przyjechałem, żeby sprawdzić, czy - mimo sporego pokrewieństwa z Nissanem Navarą - zasługuje na miano prawdziwego Merca, Dobrze się składa, bo jeździłem Navarą dwa tygodnie temu, więc dobrze pamiętam, na co stać japońskiego pickupa.

Mercedes Klasy X | fot. Mikołaj Adamczuk

Premium?

Na początku skupmy się jednak na Mercedesie. Przedstawiciele marki mówią, że to pierwszy pickup klasy premium.
Z zewnątrz widać, że styliści starali się nadać klasie X cechy innych aut tej marki. Przede wszystkim to duży samochód - mierzy aż 5,34 m. Jest też szerszy od Navary o 7 centymetrów. Przód wygląda - jak na pickupa - wyjątkowo agresywnie, ze swoim wielkim grillem i ogromną gwiazdą. Nie da się za to oprzeć wrażeniu, że im dalej, tym mniej pomysłów mieli projektanci. Linia boczna za sprawą charakterystycznego podcięcia drugiej szyby wygląda bardzo nissanowsko. Z tyłu nie jest lepiej - nieco dziwi tam brak ledowych reflektorów. Na szczęście klasa X jako całość robi dobre wrażenie. Szczególnie "do twarzy" jej w czerwonym, chociaż zgaduję, że ten lakier raczej nie zrobi  furory wśród klientów, dla których liczy się groźny i potężny wygląd.

Wnętrze mercedesowskie, ale...

Po otwarciu drzwi widać, że wnętrze jest typowe dla marki ze Stuttgartu... choć z kilkoma zgrzytami. Kokpit jest wyjątkowo urodziwy, jak na pickupa i właściwie nie czuć tu użytkowego klimatu. Choć jeśli już jesteśmy przy klimacie, ten mocno zależy od wersji wyposażenia. Mercedes klasy X jest bowiem oferowany - dość nietypowo jak na tę markę - w gotowych pakietach wyposażeniowych. Pierwszy z nich nosi nazwę Progressive. Tak skonfigurowany samochód ma dość bogate wyposażenie, ale naprawdę "premium" robi się w wersji Power. Dochodzą wtedy skórzane siedzenia z elektrycznym sterowaniem, drewniane wykończenie czy system bezkluczykowy i klimatyzacja automatyczna. To wnętrze takiej wersji fotografowałem.

Mercedes Klasy X | fot. Mikołaj Adamczuk

Na niektórych rynkach będzie dostępna również klasa X Basic  pozbawiona na przykład felg aluminiowych czy większości gadżetów z wnętrza. Mercedes doszedł jednak do wniosku, że taka robocza wersja nie sprzedałaby się w Polsce i tutejsi klienci będa używać "Iksa" raczej do lifestyle'owych zastosowań, a nie do pracy. Słusznie.

Jakie są wspomniane zgrzyty? W kilku miejscach brakuje akcentów charakterystycznych dla marki z gwiazdą na masce. Przyciski do ogrzewania foteli i sterowania nimi nie są umieszczone na drzwiach, a na fotelu. Lewarek automatycznej skrzyni biegów pozostał na podłodze, zamiast powędrować na prawą dźwigienkę za kierownicą. Jednocześnie, typowo dla Mercedesa, lewa dźwigienka służy do obsługi zarówno kierunkowskazów, jak i wycieraczek. Prawej po prostu nie ma. Nie są to oczywiście wielkie wady. Jeśli klient kupujący klasę X nigdy wcześniej nie miał żadnego Mercedesa, najpewniej nie zwróci na te szczegóły uwagi. Zresztą marka podkreśla, że w stosunku do Nissana zmieniono nawet podsufitkę. Dużym plusem jest funkcjonalny i prosty w obsłudze system Comand, obsługiwany za pomocą touchpada na konsoli środkowej, a w droższej wersji - także dotykowo. Trudno także nie polubić dobrze leżącej w dłoniach i ładnej kierownicy.

Mercedes Klasy X | fot. Mikołaj Adamczuk
Nie wolno zapominać, że pickupy oparte na ramie nie są wymarzonymi autami rodzinnymi. W kabinie klasy X zmieści się pięć osób, ale żadna z nich nie rozsiądzie się jak w limuzynie. W dodatku, jeśli nie wybierzemy żadnego z oferowanych rodzajów zabudowy przestrzeni ładunkowej, w obawie przed złodziejami walizki będziemy musieli wozić w środku. Wtedy robi się już ciasno.
Żadnych zastrzeń nie można mieć natomiast do samej przestrzeni ładunkowej - za tylną ścianą kabiny mamy jeszcze 1587 mm samochodu. Można tam ułożyć towary ważące aż 1092 kg. Zmieści się nawet europaleta, zaś mniejsze ładunki da się zabezpieczyć specjalnymi mechanizmami.

Na asfalcie

Czy klasa X jeździ jak samochód użytkowy, czy raczej dobra osobówka? Akurat w tej kwestii nie miałem specjalnych obaw, bo pamiętałem, że Navarą przyjemnie poruszało mi się po asfalcie. A w Mercedesie powinno być tylko lepiej.


I jest - samochód jest lepiej wyciszony i bardziej miękko resoruje. To już naprawdę poziom SUV-a, co dla pickupa powinno być komplementem. Co istotne, wyeliminowano irytującą cechę Navary i wielu innych aut opartych na ramie (mimo że klasa X także ma ramę). Mowa o bujaniu się nadwozia na nierównościach. Zwłaszcza po przejechaniu poprzecznego wyboju wiele aut tego typu potrafiło wpaść w niemiłe drgania trwające zdecydowanie zbyt długo. Tutaj tego właściwie nie ma.
Na zakrętach nawet gdy jedziemy "na pusto", nie pojawia się żadna niepożądana nerwowość ani tendencje do poślizgu - i to pomimo że na asfalcie korzysta się wyłącznie z napędu na tylną oś. Niezłe są także hamulce.

Mercedes Klasy X | fot. Mikołaj Adamczuk
Miałem okazję jeździć klasą X z silnikiem 2.3D (od Nissana) w dwóch wersjach mocy: 220d ma 163 KM i 402 NM, a 250d wytwarza 190 KM/450 NM. Oba zestawiono z siedmiobiegowym automatem (również pochodzącym z Japonii). W słabszej wersji można wybrać skrzynię ręczną.
Zarówno 220d, jak i 250d są ciche, kulturalne i wystarczające. Mocniejszą odmianę docenią kierowcy, którzy będą często korzystać z możliwości użytkowych auta.

Więcej Mercedesa w Mercedesie

Jeśli jednak nawet osiągi 190-konnej wersji (setka w 11.9 s) nie wydają się komuś dobre, musi uzbroić się w nieco cierpliwości. Na 2018 rok zapowiedziano wprowadzenie wersji z trzylitrowym dieslem V6. Będzie to silnik znany chociażby z poprzedniej generacji klasy E.
Zmian w mocniejszej wersji będzie więcej niż tylko te pod maską. Pojawią się tam m.in. znana z innych modeli marki skrzynia 7G, funkcja wyboru trybów jazdy Dynamic Select, a także stały napęd na cztery koła 4Matic. Można więc powiedzieć, że będzie to zdecydowanie bardziej "mercedesowska" wersja - specjalnie dla tych, którzy mają duże wymagania wobec samochodu z gwiazdą na masce.

Gdy asfalt się kończy

Póki jednak klasa X V6 nie weszła na rynek, musimy sprawdzić, na ile stać znany z Nissana dołączany napęd na obie osie. Do wyboru są trzy tryby - gdy jedziemy po suchym, stałym podłożu, mamy napęd na tył. Gdy robi się ślisko lub wjeżdżamy w lekki teren, warto włączyć tryb 4H. W trudnych warunkach pomocny będzie tryb 4L z reduktorem. Opcjonalnie dostępna jest blokada mechanizmu różnicowego tylnej osi. Auta mają też kontrolę zjazdu ze wzniesienia.

Jak pisałem na początku tekstu, organizatorzy prezentacji klasy X zadbali o to, by trasy testowe pokazały, co potrafi ten pickup. Wszystkie przejazdy wykonywaliśmy na standardowych, zimowych oponach - choć w nadkolach jest miejsce również na "poważniejsze", terenowe gumy. Cóż -  zarówno nocne, jak i dzienne zabawy w terenie przeżyłem i w dodatku miałem z tego masę frajdy. To nie jest SUV, który groźnie wygląda, za to zakopuje się na polnej drodze. Klasa X wjedzie tam, gdzie większość aut już skapituluje. I co więcej, również wyjedzie.

Mercedes Klasy X | fot. Mercedes
W trudnych warunkach zostawi w tyle także... Navarę. Otóż to - Mercedes jest nie tylko lepszy na asfalcie, ale i w terenie. Parametry terenowe wyglądają następująco: 30,1 stopnia kątu natarcia, 22 stopnie kąta rampowego, 49 stopni maksymalnego nachylenia bocznego. Do tego 221 milimetrów prześwitu pod tylną osią i 600 milometrów głębokości brodzenia.

Zdolność pokonywania wzniesień to... dumnie brzmiące sto procent. Przekładając na wartości bardziej zrozumiałe dla laika: nie trzeba odmawiać pacierza nawet przy wjeździe na drogę nachyloną o 45 stopni.
Abstrachując od cyferek, klasa X radzi sobie zarówno na oblodzonych drogach przez las, jak i w śniegu i w błocie. W dodatku ubrudzona wygląda wyjątkowo stylowo...

Mercedes Klasy X | fot. Mercedes

 

Prócz wspomnianych systemów i asystenta zjazdu, system kamer 360 pomaga nie tylko pod marketem, ale przede wszystkim w terenie. Zwłaszcza kamera z przodu jest przydatna, gdy jesteśmy na stromym podjeździe lub mamy przed sobą ciasny nawrót, a przed nawrotem... przepaść.

PIN i zielony, czyli przychodzi do płacenia...

Mercedes nie chwali się planami sprzedażowymi na rynek polski. Wątpie jednak, by włodarze marki liczyli, że już za kilka miesięcy klasa X stanie na każdym polskim parkingu. Główne rynki dla nowego modelu to RPA, Australia i Ameryka Południowa. Dla tego ostatniego kontynentu budowana jest nawet specjalna fabryka w Argentynie. Egzemplarze jeżdżące u nas powstają w Barcelonie.

Mercedes Klasy X | fot. Mercedes

Ceny klasy X zaczynają się od 142 500 zł netto (175 275 zł brutto) za odmianę 220d Progressive z ręczną skrzynią. Za 151 800 zł netto (186 714 zł brutto) mamy tę samą wersję wyposażenia, ale z mocniejszym silnikiem i automatyczną skrzynią.

  PROGRESSIVE (netto) PROGRESSIVE (brutto) POWER (netto) POWER (brutto)
X220d MT 4MATIC 142 500 zł 175 275 zł - -
X250d AT 4MATIC 151 800 zł 186 714 zł 170 400 zł 209 592 zł

Klasa X jest więc najdroższym, ale i... najlepszym pickupem na rynku. Dobrze radzi sobie zarówno na asfalcie, jak i poza nim, a do tego nieźle wygląda i ma przyjemne wnętrze. To o wiele więcej niż tylko "Navara ze zmienionym znaczkiem". Jeśli jednak kogoś nadal bolą "plebejskie" korzenie tego Mercedesa, lekarstwem na jego rozterki będzie wersja V6 z większą ilością mercedesowskiej techniki i z lepszymi osiągami.