MINI Track Days na Silesia Ring. Crossoverem i kombi na "pełnej bombie"
MINI Track Days to cykl wydarzeń na torach w Polsce, gdzie można "na ostro" pośmigać najmocniejszymi "miniakami". Sprawdziliśmy to, przy okazji wybierając te najmniej oczywiste auta z gamy.
MINI Track Days to cykl wydarzeń na czterech torach w Polsce. Można kupić sobie voucher i w wybranym terminie, na wybranym torze skorzystać z możliwości, jakie dają modele serii John Cooper Works. W tym roku do wyboru są: Tor Poznań, Autodrom Pomorze, Tor Modli, Moto Park Kraków oraz Silesia Ring. Ten ostatni, znany już z naszych łamów, to drugi z "pełnowymiarowych" torów w naszym kraju, na którym regularnie odbywają się imprezy typu Track Day. I właśnie tam mieliśmy okazje spotkać się z brytyjskimi "maluchami", pod okiem instruktorów.
MINI Track Days w nietypowym wydaniu
Do dyspozycji oddano nam wszystkie modele oznaczone słynnym logiem John Cooper Works. Część z nich znacie z naszych łamów. Ale skoro miałem wybór, nie mogłem odmówić sobie przejechania się pod 3,6-kilometrowym torze samochodami, które najmniej kojarzą się z szybką jazdą.
Na pierwszy ogień poszedł "ten gorszy". Czyli MINI Countryman John Cooper Works All4. Automatyczna skrzynia, napęd na obie osie i 306 KM na papierze robią wrażenie. Samochód przyspiesza do 100 km/h minimalnie powyżej 5 sekund - naprawdę nieźle.
A w rzeczywistości? Również, choć z zupełnie innych powodów. MINI Countryman nie potrafi ukryć tego, że środek ciężkości położony jest wyżej, a siedzi się nieco jak na taborecie. Nie zmienia to faktu, że jest wyjątkowo stabilny na łukach, a przy ciasnych zakrętach radzi sobie wystarczająco neutralnie. Oczywiście, spora w tym zasługa instruktora na prawym fotelu (jak podczas każdego MINI Track Days), który podpowiada punkty hamowania. Ale samochód, z "usportowioną" kontrolą trakcji prowadził się zaskakująco dobrze. Nawet deszcz, który spadł na nagumowany tor, zbytnio nie wytrącał go z równowagi. Więcej miałem problemu z utrzymaniem się w fotelu, którego kubełkowość kończy się na którymś z ciaśniejszych zakrętów.
Drugim autem było MINI Clubman John Cooper Works. Ten sam silnik, napęd na obie osie, ale niższa masa. I... inna pozycja za kierownicą. Zupełnie inne wrażenia. Samochód jest znacznie lżejszy, a na zakrętach wyraźnie czuć większą chęć do szybkiej jazdy. Na wyjściu bardzo ładnie "odchodzi", zaskakując dynamiką. Dzięki niższej pozycji za kierownicą znacznie lepiej go czuć, choć wciąż sporo do powiedzenia ma zarówno napęd, jak i kontrola trakcji. Choć z tym ostatnim, chętni, mogą sobie poradzić. Ale Clubman (a w zasadzie jego kierowca) też "cierpi" z powodu fotela.
To więcej niż się spodziewałem
Oba auta są stabilne, pewne i dają już dużo frajdy nie tylko w codziennej jeździe, ale i na torze. Żaden z nich w tej specyfikacji nie jest torową maszyną, ale i trudno się tego po nich spodziewać. Mają pewne niedociągnięcia, a po dłuższym "upalaniu" pewnie mógłbym więcej ponarzekać. Ale po przejechaniu każdym z nich kilku okrążeń na Silesia Ring, uśmiech pojawia się od ucha do ucha.
A chyba o to w MINI (i MINI Track Days) chodzi.