Mitsubishi Grandis 2.4 Intense MT
Mitsubishi Grandis to brakujące ogniwo między zwykłym kombi i tradycyjnym vanem. Japończyk jest pojemny, duży i pozwala na wszystkich patrzeć z góry. Jednak pozostał atrakcyjny, zgrabny i powabny. W teście wersja 2,4 Intense.
Przednia oś oddalona jest od tylnej o ponad 2,8 metra, co pozwoliło wygospodarować we wnętrzu miejsce dla sześciu pasażerów w trzech rzędach. Spora szerokość auta (prawie 1,8 metra) daje dożywotnią gwarancję, że dwójka pasażerów w każdym rzędzie nie będzie marudziła, że jest za wąsko. Do tego bagażnik o maksymalnej pojemności 1545 litrów i 615 kilogramów ładowności. Całą tę przestrzeń zamknięto w bardzo atrakcyjnym opakowaniu. Charakterne spojrzenie, wlot w przednim zderzaku niczym z rasowego GTI plus interesująca linia boczna to elementy rzadko spotykane w vanach. Tylne reflektory są bardzo efektywne i jeszcze bardziej efektowne, natomiast 17-calowe koła dopełniają całość. To jest naprawdę interesujący samochód.
Wnętrze samo w sobie niczym szczególnym nie zaskakuje, ale też trudno znaleźć jakiekolwiek znaczące uchybienia. Welurowe fotele są wygodne, obszerne i dają się regulować w sporym zakresie. Nie mają trzymania bocznego z wyścigówki, ale nie o to chodzi w tym aucie. Miejsca w każdym kierunku jest więcej niż wystarczająco. Wszechobecne schowki, uchwyty na butelki czy "wędrowna" popielniczka ułatwiają codzienne życie. Duża powierzchnia szyb daje pełen obraz sytuacji w każdym kierunku i rozjaśnia wnętrze. Osobna klimatyzacja dla 2. i 3. rzędu jest skuteczna, prosta w obsłudze i bardzo pożądana w tego typu aucie. Fotele trzeciego rzędu można schować do bagażnika, jeśli akurat w danym momencie wyżej cenisz bagaże od pasażerów. Operacja jest prosta, intuicyjna i nie wymaga tężyzny fizycznej na poziomie Pudzianowskiego. Na nieużywane zagłówki przewidziano miejsce w specjalnych wgłębieniach w bagażniku.
Można się jednak trochę poprzyczepiać. Przy komplecie pasażerów roleta bagażnika nie może sobie znaleźć miejsca, więc jedynym wyjściem jest jej wciskanie na siłę pod dziwnym kątem do bagażnika. Jest to nie tyle męczące, co trochę upokarzające. Następnego dnia trzeba było zostać nawet 40 minut dłużej i znaleźć lepsze rozwiązanie tego problemu.
Deska rozdzielcza jest fajna, nowoczesna i ergonomiczna. Miłym dodatkiem jest umieszczony na niej lewarek skrzyni biegów. Gdyby tylko był milszy w dotyku, chodził precyzyjniej i z mniejszymi oporami, byłaby pełnia szczęścia. Układ kierowniczy jest precyzyjny, ale kierownica psuje dobre wrażenie - jest za wielka i regulowana tylko na wysokość, co utrudnia znalezienie odpowiedniej pozycji. Zawieszenie dobrze tłumi nierówności i utrzymuje w ryzach auto w czasie nieco szybszej jazdy. Żadnego wrażenia nie robi też na właściwościach jezdnych komplet pasażerów. Niestety, czasami tłumienie nierówności odbywa się przy zbyt natarczywym akompaniamencie całego zawieszenia i niektórych plastików. Materiały wykończeniowe są dość twarde, ale dobrze wyglądają i są spasowane bez zarzutu. Dziwią więc nieco irytujące trzaski, trzeszczenia i inne tego typu odgłosy w czasie jazdy po naszych równych inaczej drogach.
Silnik? Strategiczne dane - 2,4 litra, benzyna, 165 KM, 217 Nm przy 4000 obr/min, setka w 10 sekund, maksymalnie 200 km/h. Taki elementarz wystarcza zarówno do szybkiego przemieszczania się w pojedynkę, jak i do błyskawicznych podróży z żoną i czwórką dzieci; z mężem, dwójką dzieci, babcią i opiekunką; z narzeczoną i jej czterema przyjaciółkami; z chłopakiem i jego czterema kumplami i tak dalej. Niepotrzebne skreślić. Średnie spalanie w czasie testu wyniosło 9,6 litrów.
Cena? Grandis 2,4 Intense kosztuje obecnie 124 990 złotych. Z tymże są to dane wersji z automatyczną skrzynią biegów. Producent zrezygnował z manualnego beznynowca. Jeśli lubisz machać lewarkiem, pozostaje Ci tylko wersja wysokoprężna. Automat pogarsza nieco osiągi i zwiększa minimalnie pragnienie auta, ale bardziej pasuje to grandisowego charakteru. Dostępna obecnie wersja ma właściwie pełne wyposażenie - tyle poduszek ile miejsc siedzących, klimatyzację, elektrykę szyb i lusterek, komputer pokładowy, radio CD i elektroniczne poprawiacze błędów kierowcy (układ kontroli trakcji MATC i układ stabilizacji toru jazdy MASC). W opcji jest skórzana tapicerka i lakier metaliczny. Koniec. I dobrze. Pełne wyposażenie plus opcje o czysto estetycznym charakterze nie utrudniają podjęcia decyzji o kupnie wymarzonego auta. Im prościej, tym lepiej.
I co tu zrobić z tym Grandisem? Ani to zwykłe kombi, ani pudełkowaty van. Pojemny, wygodny i komfortowy, ale toczony małymi niedoróbkami. Drogi, ale w pełni wyposażony. W codziennym życiu szybko zyskuje sympatię, nie pozwala o sobie zapomnieć (widać go z odległości 100 kilometrów na każdym parkingu) i przykuwa spojrzenia. Składają go w całość w Tajlandii, ale pod czujnym okiem Japończyków, więc nie rozsypie się tak szybko.
Kupić czy nie kupić? Gdybym nie uważał za młodu na dyskotekach i musiałbym się teraz opiekować czwórką dzieci, wypisałbym czek na to Mitsubishi. Żaden inny van nie jest tak atrakcyjny, tak młodzieżowy, tak niepokorny wizualnie i tak oryginalny. Dlatego miałbym w nim jeszcze szanse na podniecający i ekscytujący skok w bok. I może nawet na piątego potomka. Żaden inny van nie daje takich szans, bo wyglądasz w nich jak ojciec, który już tylko czeka na wnuki, emeryturę i reumatyzm. W żadnym nie wyglądasz tak młodo, tak atrakcyjnie i tak bezdzietnie jak w Grandisie.