Mitsubishi Outlander 2.2 DI-D 4WD ClearTec Intense Plus

Bijący po oczach design, słodzenie nowoczesną technologią i łączenie segmentów w celu stworzenia "crossoverosedanocoupe" to już niemal stały element motoryzacji. W tym gronie naprawdę nieliczne auta noszą w sobie mocno oldschoolowe cechy, łączące surowość z użyteczną prostotą.

Aktualna generacja Mitsubishi Outlandera to dość kontrowersyjne auto. W momencie premiery wiele osób zadawało sobie pytanie co stało się z ciekawym designem, który charakteryzował poprzednika. Trudno powiedzieć, czy jest to wina kryzysu wieku średniego projektanta, czy też redukcja kadr i odkurzenie nazwisk, które ostatni raz obcowały z ołówkami pod koniec lat osiemdziesiątych. Jedno trzeba przyznać - Japończycy stworzyli auto na wskroś nijakie. Nijakość ta była jednak mocno złudna, gdyż pod tą mało wyrazistą kupą blachy krył się naprawdę przyzwoity samochód. Wygodny na co dzień, sprawny z dala od utwardzonych nawierzchni i nie rzucający się w oczy. Mitsubishi skutecznie zbierało również opinie właścicieli, które przełożyły się na zmiany wprowadzone po liftingu. O tych miałem okazję pisać w październiku, kiedy to pierwszy raz miałem styczność z odświeżonym Outlanderem w ramach pierwszych jazd. Dla przypomnienia - usztywniono nadwozie, dopracowano wyciszenie, poprawiono wnętrze, silniki oraz skrzynie biegów CVT, a dodatkowo przyprawiono to zdecydowanie atrakcyjniejszym nadwoziem. Prosto i skutecznie. Choć wprowadzone zmiany nie czynią z Outlandera piękności godnej miejsca w galerii Uffizi, to jednak zdecydowanie poprawiają aparycję SUV-a Mitsubishi. Zaostrzona linia przodu, nowe LED-owe lampy i nieco zmodyfikowany tył (plus pożegnane wreszcie “lexus-looki”) zmieniają odbiór auta. Czy teraz przypadnie do gustu szerszemu gronu klientów?

mitsubishi-outlander-6

Machina czasu, czyli wnętrze. Nijakie, brzydko narysowane, całkowicie “wypadające” z pamięci w trzy minuty po opuszczeniu Outlandera. Nie ma w nim nic, co przykuło by naszą uwagę, ale też trudno znaleźć jakiś element, który mógłby irytować. Przeciętne jakościowo plastiki spasowano dość starannie, dzięki czemu do uszu kierowcy i pasażerów nie docierają irytujące piski, skrzeczenia i chrupnięcia. Ograniczona do minimum liczba klawiszy (w zasadzie w całym kokpicie znajdziemy ich góra 6, nie licząc panelu klimatyzacji) pozwala na łatwą i intuicyjną obsługę. Nieco mniej pochlebnych słów można powiedzieć za to o systemie inforozrywki, choć tak naprawdę nie ma w nim ani info, ani rozrywki. Malutki wyświetlacz o rozdzielczości pamiętającej okolice 2008 roku zdecydowanie nie zachwyca. Do tego dość specyficzna obsługa (rozsiane po menu funkcje) może nie należy do najtrudniejszych lub najbardziej irytujących, aczkolwiek w 2016 roku można oczekiwać czegoś więcej. W bogatszych wersjach wyposażeniowych dostępny jest nieco bogatszy system, w którym znajdziemy także nawigację (tutaj niedostępną). Może to jest właśnie recepta na sukces. Za nagłośnienie niezmiennie odpowiada Rockford. Głośniki sygnowane przez tego producenta są bardzo “amerykańskie” z charakteru i oferują nam dużo tłustego basu i mocno skumulowany, wręcz zagęszczony dźwięk. Audiofilów prosimy więc o opuszczenie pojazdu, gdyż będziemy tutaj grać raczej głośno i ostro. O wazelinie dla słuchu raczej nie ma co mówić.

mitsubishi-outlander-18

Outlander ma jedną cechę, która ratuje jego wnętrze - a jest nią komfort. Dość miękkie fotele świetnie sprawdzają się na dłuższych trasach (co udało mi się skutecznie sprawdzić), bagażnik pochłania masę gratów (również przetestowane na własnej skórze), a pasażerowie podróżujący z tyłu nie narzekają na brak przestrzeni. Awaryjnie mamy także dwa małe fotele w bagażniku, dzięki czemu w kryzysowej sytuacji przewieziemy siedem osób. Wysokie osoby dla własnego zdrowia (fizycznego i psychicznego) nie powinny tam jednak siadać. Dzieci za to będą zachwycone. Wróćmy jednak do pozycji kierowcy, gdyż to ona najbardziej nas interesuje. Zegary są bardzo czytelne, a delikatne podświetlenie nie męczy w nocy. Komputer pokładowy przekazuje w zasadzie wszystkie przydatne informacje, lecz na ogół nie chcemy się nim bawić. Dlaczego? Otóż obsługa jest bardzo “japońsko-dawna”. Neologizmem tym w skrócie można opisać upchnięcie przycisku do obsługi komputera gdzieś po lewej stronie za wieńcem kierownicy.

mitsubishi-outlander-4

A skoro już o kierownicy mowa - jest cienka i dość duża. Schowano za nią łopatki do obsługi manualnego trybu skrzyni biegów. Raczej nie będą nam potrzebne, choć czasami możliwość wymuszenia redukcji przełożenia jest naprawdę przydatna, zwłaszcza przy wyprzedzaniu. Przy operowaniu sterem Outlandera wychodzi także dość irytująca rzecz jaką jest ogromne przełożenie układu kierowniczego. Kierownicą możemy kręcić niczym rosyjskim kurkiem od gazu, raz otwierając, raz zamykając przepływ gazu na Ukrainę. W mieście starajmy się więc poruszać po głównych traktach, a parkując celujemy w pierwsze wygodne wolne miejsce postojowe. Poza tym spodziewajmy się wrażeń podobnych do skakania po bardzo miękkim tapczanie. Outlander lekko się kołysze, skutecznie pochłaniając wszystkie nierówności i odcinając nas nieco od nawierzchni. Na asfalcie może nie jest to wielką zaletą, lecz świetnie sprawdza się na szutrach i innych luźnych nawierzchniach. Miałem okazję przejechać blisko 30 km wyłącznie po leśnych duktach, krążąc wokół mazurskich jezior. Przyznam, że dawno nie jeździłem SUV-em, który zapewniałby taką lekkość i przyjemność z podróżowania po takich drogach. W większości aut z tego segmentu pojawiają się zmartwienia pokroju “czy 18/19-calowe felgi nie uszkodzą się przejeżdżając po konarach, wszak opony jest tam raczej mało” lub “niskie zawieszenie i spore zwisy nie pozwolą mi podjechać pod większą górkę”. Nic z tych rzeczy! Mitsubishi idzie niczym czołg, nie przejmując się tym, co wpada mu pod koła. Nie jest to pełnoprawna terenówka, ale czuć, że nie zapomniano tutaj o off-roadowych gałęziach firmy. Swoje trzy grosze do tego wszystkiego dorzuca napęd na cztery koła. Jego działanie jest bardzo proste - w trybie 4WD Auto dystrybucja momentu i mocy między osiami jest regulowana w zależności od pokonywanej nawierzchni lub warunków na drodze. Czuć to zwłaszcza przy wyłączonym ESP, kiedy to naprawdę trudno wyprowadzić Outlandera z równowagi. Kolejna opcja to 4WD Lock, czyli ustawienie, w którym moment przenoszony jest po równo na obie osie, przy czym w sytuacji uślizgu może być dodatkowo “przepchnięty” na przód lub tył. Dla fanów ekologii jest też konfiguracja opisana jako 4WD Eco mająca na celu ograniczenie oporów stawianych przez napęd. Proste? Proste.

mitsubishi-outlander-2

Pod maską testowego egzemplarza znajdowała się jednostka wysokoprężna z rodziny ClearTec. Produkuje ona 150 koni mechanicznych z 2.2-litra pojemności silnika. Niestety, jest to spora wada z perspektywy zakupu na naszym rynku, gdzie taka wersja wpada już w wyższą stawkę akcyzową. Moc trafia na koła za pośrednictwem klasycznego, 6-biegowego automatu. Jest to zestaw jednocześnie wyjątkowo skuteczny i irytujący. Wszystko po kolei - skrzynia pracuje dość ospale, ale bardzo gładko, dzięki czemu nie spotkają nas tutaj irytujące szarpnięcia. Wciskając gaz do połogi nie spodziewajmy się więc wciskania w fotel (zwłaszcza, że 150 koni ma do pokonania napęd, masę i przeciętną aerodynamikę auta). Outlander jednak nadzwyczaj sprawnie rozpędza się do setki, a dalej bez problemu wita kolejne kilometry na liczniku, spokojnie dobijając do wartości 200 kilometrów na godzinę. Zapas momentu obrotowego dostępnego w dość szerokim zakresie sprawdza się także przy wyprzedzaniu - nawet kolumna tirów nie stanowi większego wyzwania. To plusy. A wady? Kultura pracy silnika. Po odpaleniu wita nas suchy terkot, przypominający nieco wybudzonego ze snu Ursusa. Cóż, coś za coś. W tym wszystkim gdzieś po środku plasuje się spalanie. W trasie jadąc dość delikatnie powinniśmy zmieścić się w granicach 7-8 litrów. Szybsza jazda podnosi apetyt na paliwo do poziomu 8,5-9 litrów, co wcale nie jest jeszcze jakąś przerażającą wartością, choć konkurencji bywają lepsi. W mieście zaś trzeba przygotować się na spalanie rzędu 9-10 litrów, choć przy odrobinie chęci zejdziemy i do 8,5 litra - trzeba jednak bardzo delikatnie obchodzić się z pedałem gazu. Pomóc w tym może tryb Eco, tłumiący nieco czułość prawego pedału oraz ograniczający chęć silnika do nabierania prędkości.

Na koniec zostawiłem coś najgorszego. Cena, czyli gwóźdź do trumny dla tej wersji. Tak jak wcześniej wspomniałem zabójca kryje się w urzędach, a nazywa się akcyza. Za wersję 2.2 ClearTec (dostępną tylko w wyposażeniu Intense Plus) zapłacimy wyjściowo 155 tysięcy złotych. Testowy egzemplarz kosztował 159 990 zł (ze względu na lakier metalik). Dużo? Na tle konkurencji nie jest to mała kwota. Zwłaszcza, że auta w porównywalnej cenie mają zwykle nieco bogatsze wyposażenie lub lepiej sprawdzają się w codziennym, miejsko-pozamiejskim użytkowaniu. Jeśli więc rozważamy Outlandera, to warto brać pod uwagę głównie wersję z benzynowym silnikiem 2.0. Musimy się jednak wówczas pogodzić z wyższym spalaniem, koniecznością korzystania z górnych zakresów obrotowych jednostki napędowej i skrzynią CVT. Niestety, Mitsubishi nie oferuje klasycznej przekładni automatycznej w wersji zasilanej bezołowiową 95. Alternatywą jest oczywiście skrzynia manualna, aczkolwiek jeśli nie chcemy machać regularnie prawą ręką, to jesteśmy skazani na bezstopniową przekładnię.

Podsumowanie

Outlander ma w sobie coś ze starej japońskiej szkoły projektowania aut. W swojej nijakości kryje doskonałą sprawność, jaką jest idealne dostosowanie do codziennej eksploatacji. Wsiadasz, przemieszczasz się z punktu A do B, wysiadasz - i tak w kółko, każdego dnia. A to, czy między punktem A i B jest autostrada czy leśna szutrówka nie stanowi żadnego problemu. Jeśli lubisz styl i nowinki technologiczne, to kieruj się do konkurencyjnych producentów. Jeśli jednak szukasz auta, które ma być niczym pralka, zmywarka lub suszarka, to Mitsubishi jest dla Ciebie.