Nawigacja działała doskonale, kierowca podróżował górską ścieżką dla pieszych
Nawigacja to bardzo przydatne urządzenie, ale nie zawsze można jej ufać. Niemiecki kierowca brutalnie się o tym przekonał, dewastując przy okazji swoje auto. A od większej tragedii naprawdę niewiele go dzieliło.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie ma osoby, której nawigacja nie wyprowadziła w szczere pole. Do dziś pamiętam sytuację, w której trasa wytyczona przez Google Maps, wyprowadziła mnie na trasę, która kończyła się nigdy niewybudowanym wiaduktem.
Podejrzewam, że w tym przypadku było podobnie - choć upór kierowcy wygrał, przez co swoim autem zajechał w miejsce, w którym żaden samochód nie pojawił się od lat - o ile w ogóle. A wszystko dlatego, że wskazania nawigacji przyćmiły zdrowy rozsądek.
Nawigacja wyprowadziła go na ścieżkę do hikingu. Mimo to dzielnie tamtędy jechał
I to nie byle czym, gdyż autem, które stało się ofiarą 77-letniego kierowcy, jest Alpina B3 Touring. Jak donosi straż pożarna z Sankt Gilgen, obywatel Niemiec z uporem jechał zgodnie ze wskazaniami nawigacji.
Problem w tym, że do małej wsi w okolicach Sankt Gilgen podróżował ścieżką dla pieszych. To świetna trasa do hikingu, ale na wyprawy autem raczej mało optymalna.
Niewiele brakowało, a można byłoby mówić o dużej tragedii. Jeden z fragmentów drogi jest bardzo wąski, a auto zaklinowało się pomiędzy barierką a skałą. Bariera dzieliła z kolei ścieżkę od jeziora.
Co ciekawe raczej mało zachęcający krajobraz drogi nie zniechęcił kierowcy do kontynuowania podróży. W efekcie konieczna była interwencja straży pożarnej, gdyż auto utknęło bez możliwości wyjazdu.
Kierowca z Niemiec mocno uszkodził swoje auto i dostał wysoki mandat. Podróż jednak kontynuował
Tym razem jednak nawigacja poprowadziła go właściwą drogą, omijającą ścieżki dla pieszych.
Choć ta historia zdaje się być kuriozalna, to jednak nie jest odosobnionym przypadkiem. Znane są przypadki wjazdu do wody (np. przy zjeździe do promu), lub wypadnięcia z drogi za sprawą ślepego podążania za wskazaniami nawigacji.
Niemiecki kierowca był trzeźwy, ale być może w wieku 77 lat po prostu nadmiernie zaufał technologii. Ta niestety nie tylko wyprowadziła go w "pole", ale także narobiła dużo szkód. Rachunek z naprawy tej Alpiny z pewnością nie będzie niski.