Nie naładujesz hybrydy plug-in, nie dostaniesz mocy. Chcą zabrać się za "leniwych" kierowców
Hybrydy plug-in dla niektórych są idealnym kompromisem. Inni widzą w nich "elektryki ze spalinowym problemem", lub po prostu spalinowe samochody z nadwagą. Teraz i ten rodzaj zasilania zaczyna budzić kontrowersje.
Hybrydy plug-in mają wiele zalet, ale większość z nich pojawia się przy regularnym ładowaniu samochodu. A tutaj już nie jest tak kolorowo - wiele osób w ogóle nie podpina swoich aut do prądu. W efekcie te samochody zużywają znacznie więcej paliwa i emitują więcej CO2 niż wskazują dane homologacyjne. W praktyce użytkownicy często korzystają wyłącznie z silnika spalinowego, mimo że pojazd posiada pełnoprawny układ elektryczny. Takie podejście niweluje przewagę technologiczną hybryd typu plug-in i podważa sens ich preferencyjnego traktowania w przepisach unijnych.
I tu pojawia się propozycja VDA, która ma być "batem" na leniwych kierowców. Hybrydy plug-in trzeba ładować i... basta!
Największe niemieckie stowarzyszenie branżowe, VDA (Verband der Automobilindustrie), zaproponowało system, który miałby zmotywować użytkowników do regularnego ładowania swoich samochodów.
Ich pomysł, dość kontrowersyjny zakłada, że pojazd wymagałby obowiązkowego podłączenia do prądu po przejechaniu określonego dystansu. Gdyby kierowca tego nie zrobił, system automatycznie ograniczałby moc silnika. Jak wyjaśniła prezes VDA Hildegard Müller, takie rozwiązanie miałoby zwiększyć wykorzystanie napędu elektrycznego i realnie obniżyć emisję CO2.
Według VDA, celem jest zwiększenie efektywności napędu PHEV
Według VDA kierowcy powinni faktycznie korzystać z napędu elektrycznego, a nie traktować hybrydy plug-in jako tradycyjnego samochodu spalinowego. Ograniczenie mocy miałoby pełnić funkcję motywacyjną, a nie karzącą. Dzięki temu użytkownicy częściej podłączaliby swoje samochody do ładowania, co przełożyłoby się na mniejsze zużycie paliwa w codziennej eksploatacji. Jednocześnie takie działanie wymagałoby jasnych zasad, które określałyby dopuszczalny dystans bez ładowania.
No dobrze, ale co zrobić w sytuacji, jak nie będzie gdzie się naładować, a nasze 300-konne auto nagle stanie się 50-konnym żółwiem?
Skuteczność systemu zależałaby od przyjętego limitu kilometrów. Przy dystansie około 1600 km rozwiązanie pozostałoby wygodne i realistyczne dla użytkowników. Jednak przy limicie zaledwie 160 km kierowcy musieliby ładować pojazdy bardzo często, co mogłoby okazać się problematyczne z uwagi na dłuższy czas ładowania. W rezultacie producenci musieliby znaleźć kompromis między wymaganiami regulacyjnymi a komfortem codziennej jazdy.
Co więcej, w grę wchodzi także kwestia bezpieczeństwa. Zmniejszenie mocy nie może być drastyczne. Wyobraźcie sobie sytuację, w której moc samochodu spada o ponad połowę w momencie, w którym nie ma możliwości naładowania pojazdu. Wyprzedzanie, a nawet podstawowe manewry typu włączanie się do ruchu, mogą być w takiej sytuacji po prostu... ryzykowne.
Najgorsze jest to, że ta propozycja wpisuje się w kontekst unijnych regulacji. Hybrydy plug-in są na celowniku
Nowy pomysł pojawia się w momencie, gdy Unia Europejska przygotowuje się do zakazu sprzedaży samochodów emitujących CO2 po 2035 roku. Branża motoryzacyjna zabiega o utrzymanie dopuszczenia PHEV-ów po tej dacie, jednak prawdopodobnie z dodatkowymi warunkami dotyczącymi sposobu ich użytkowania. Jednym z nich może stać się właśnie obowiązek regularnego ładowania, który potwierdzałby realne wykorzystanie elektrycznego napędu.
Propozycja VDA nie trafiła jeszcze pod obrady Komisji Europejskiej, ale już wzbudziła szeroką dyskusję wśród producentów i instytucji. Wprowadzenie takiego mechanizmu wymagałoby zmian w procedurach homologacyjnych i systemach pokładowych. Zatem przyszłość hybryd plug-in w Europie może zależeć nie tylko od technologii, lecz także od sposobu, w jaki kierowcy faktycznie korzystają z dostępnych rozwiązań elektrycznych.


