Czy Nissan Ariya potrzebuje 394 KM? Nie, absolutnie. TEST
Muszę przyznać, że ten samochód budzi we mnie skrajne emocje. Pod kątem stylistyki i rozplanowania wnętrza robi doskonałe wrażenie. Spędzanie w nim czasu należy do bardzo przyjemnych. Tylko po co mu taka moc, skoro w tym aucie nie jest ona potrzebna? Wolałbym, aby Japończycy skupili się tutaj na czymś innym - na wydajności.
Muszę przyznać, że ten samochód budzi we mnie skrajne emocje. Pod kątem stylistyki i rozplanowania wnętrza robi doskonałe wrażenie. Spędzanie w nim czasu należy do bardzo przyjemnych. Tylko po co mu taka moc, skoro w tym aucie nie jest ona potrzebna? Wolałbym, aby Japończycy skupili się tutaj na czymś innym - na wydajności. Cały czas liczę na to, że wyścig na liczbę koni mechanicznych i szalone przyspieszenie do setki w samochodach elektrycznych wreszcie dobiegnie końca. Robienie „wow” przy starcie ze świateł przestało być pasjonujące już kilka lat temu. Teraz doceniłbym zupełnie inne cechy, takie jak na przykład wydajność napędu. A blisko 400-konny Nissan Ariya próbuje zaoferować dużą moc w przyjemnym opakowaniu, aczkolwiek zapomina o kwestii zasięgu i zużycia energii.
Powiedzmy sobie szczerze - Nissan Ariya to najładniejszy i najbardziej dopracowany model marki na rynku
Naprawdę jestem w szoku, że producent, który raczej nie wyróżnia się z tłumu, stworzył auto, które ma tyle ciekawych smaczków stylistycznych. Ba, dopracowanie detali jest tutaj naprawdę imponujące. Deska rozdzielcza, minimalistyczna i prosta, jest bardzo przyjemna wizualnie. W topowej wersji Evolve+ dostajemy tutaj niebieskie obszycie jej górnej części, które zwraca uwagę. Zresztą w tym samym kolorze jest skóra na fotelach i na fragmencie boczków drzwi. Coś wspaniałego.
A jeśli nadal Wam mało, to spójrzcie na słupki B. Tak, tutaj też jest tapicerka stosowana na desce, a nie ordynarny plastik. Do tego kolorystyka idealnie ciągnie się przez całą długość samochodu, co wygląda fenomenalnie.
Dostajemy tutaj także miękkie dywaniki, które próbują udawać te stosowane w autach z najwyższej półki. Tunel środkowy jest przesuwany, a elektrycznie wysuwana szuflada ze schowkiem na konsoli centralnej stanowi świetny schowek na podręczne przedmioty.
Ariya jest też zgrabnie opakowana z zewnątrz. Ma udaną stylistykę nadwozia, która skutecznie opiera się starzeniu. Ciekawy odcień, którym wykończono testowy egzemplarz, mieni się w słońcu w zieleń, fiolet i od czasu do czasu łapie lekko niebieskawy zafarb. Wygląda to fenomenalnie.
Na plus można też zaliczyć ilość miejsca w kabinie
Jest go w bród, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Kształt foteli i kanapy podyktowano komfortowi podróżowania, więc nie liczcie na świetne trzymanie boczne. Zresztą na co to komu w SUV-ie, który ma być przede wszystkim samochodem do pokonywania tras? Bagażnik o pojemności teoretycznie wynoszącej 415 litrów (według danych technicznych) także nie zawodzi - ilość miejsca na bagaże jest więcej niż wystarczająca.
I to wszystko stoi w kontraście do napędu. 400 KM w Nissanie Ariya to przerost formy nad treścią z prostego powodu
Doceniam obecność napędu na cztery koła, do tego wyjątkowego za sprawą charakterystyki działania układu e-4ORCE. Specyficznie zestrojony układ rekuperacji sprawia, że auto nie nurkuje przy hamowaniu i zachowuje wysoką stabilność. To doskonała rzecz dla osób, które mają problemy z chorobą lokomocyjną.
Ariya także nie rozczarowuje prowadzeniem. W zakrętach mamy dużo pewności, a lusterka nie próbują witać się z asfaltem. Układ kierowniczy jest też wystarczająco precyzyjny. Całość zupełnie nie zachęca jednak do tego, aby korzystać z tych 394 koni mechanicznych pod prawą nogą.
Dlaczego? Powody są dwa. Po pierwsze - nie ma w tym żadnej przyjemności. Do sprawnego wyprzedzania wystarczyłoby i 100 KM mniej. Drugą kwestią jest natomiast fakt, że zużycie energii jest tutaj dalekie od idealnego. W mieście, nawet w trybie ECO, ciężko mi było zejść do wartości poniżej 19 kWh. W trasie z kolei wartości przekraczające 25 kWh nie są rzadkim widokiem. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że bateria ma pojemność wynoszącą 87 kWh, to zauważymy, że dystans do pokonania na jednym ładowaniu będzie zaskakująco skromny. Mi udało się przejechać 260 km.
Maksymalna moc ładowania również nie rzuca na kolana - wynosi 130 kW. Mogę więc śmiało powiedzieć, że w kwestii optymalizacji działania napędu, Nissan ma jeszcze sporo do poprawy.
Ile kosztuje i co oferuje Nissan Ariya?
Tu można się mocno zdziwić. Ariya startuje od 209 900 złotych za wersję Engage, która ma bazowe wyposażenie (wciąż niezłe), baterię o pojemności 63 kWh i 214 KM trafiających na przednią oś. Teoretycznie więc taki wariant wygląda dość przyjaźnie z punktu widzenia klienta.
Dla porównania wariant Evolve+, który testowałem, startuje od... 309 900 złotych. Różnica 100 000 złotych jest abstrakcyjna. Lakier Aurora kosztuje 4 000 złotych, a niebieska tapicerka 10 000 złotych. Łącznie więc osiągamy ponad 323 000 złotych.
Przyznam szczerze, że nie wydałbym takich pieniędzy na ten samochód. W mojej opinii właśnie słabsze warianty Ariyi są dużo ciekawsze, gdyż mają lepszą wydajność i niezłe osiągi. Walka o sprint do setki w 5,1 sekundy (według danych technicznych) nie ma moim zdaniem sensu. Dużo ważniejszy jest zasięg, a tego tutaj brakuje.