Witajcie w zagmatwanym świecie japońskiej motoryzacji. Nissan Gloria Gran Turismo Ultima to idealny przykład
Są takie samochody, które budzą wiele emocji, choć - na dobrą sprawę - to zwykłe nudne limuzyny. Nissan Gloria Gran Turismo Ultima generacji Y33 to idealny przykład.
Kiedy przebijając się przez czeluści Instagramu zobaczyłem zdjęcia tego auta u Adama Włodarza, to od razu poczułem lekkie swędzenie za prawym uchem i mrowienie w lewej dłoni. Jeśli interesujecie się samochodami z Japonii, a kultura JDM-owej motoryzacji jest Waszym życiem, to Adama zapewne doskonale kojarzycie. Ten pozytywnie zakręcony facet kocha stare japońce. I w sumie go rozumiem, bo auta tworzone na wewnętrzny rynek kraju kwitnącej wiśni to często czyste szaleństwo w najlepszej postaci. Adam organizuje też świetne nocne spotkania Kanjo Nights, które w Katowicach zostały uznane za nielegalne wyścigi, co oczywiście jest bzdurą. Nissan Gloria Gran Turismo Ultima Y33.
I tak oto ten człowiek wszedł w posiadanie auta, które naprawdę przyspiesza bicie serca, choć swoim wyglądem może raczej nudzić i wręcz odpychać. Nissan Gloria Gran Turismo Ultima Y33. Cholernie długa nazwa dla wybitnie ciekawego auta, które kryje w sobie unikalne rozwiązania. Otwórzcie więc zimne piwo Asahi, czas na krótką lekcji historii.
Nissan Gloria, czyli historia księcia
Wbrew pozorom historia tego auta nie zaczyna się w znanej nam marce. Gloria powstała jako model firmy Prince. Jeśli japońska motoryzacja płynie w Waszych żyłach, to doskonale wiecie o co chodzi. Innych zaś wprowadzę w temat.
Otóż Prince Motor Company to marka, która powstała w 1952 roku, a wywodziła się z firmy Tachikawa Aircraft Company, budującej samoloty wojskowe. Prince szybko ruszył na rynek z ofertą ciekawych modeli, w tym jednego z pierwszych... elektryków. Auto o nazwie TAMA było lekkim dostawczakiem z ładownością wynoszącą 500 kg i wymiennymi bateriami. Brzmi ciekawie?
Nas interesuje jednak inna gama modelowa. Otóż to właśnie z marki Price wywodzi się Gloria i Skyline. Te dwa modele były czołowymi produktami firmy, która już w 1966 roku została wciągnięta w struktury Nissana. Japończycy jednak bardzo długo wyróżniali jej pochodzenie, tworząc specjalne salony o nazwie "Nissan Prince Store".
Nissan Gloria, czyli klasa średnia-wyższa
Już od drugiej generacji, czyli od roku 1962, Gloria była pozycjonowana jako auto o bardziej luksusowym charakterze. Sześciocylindrowe silniki pod maską i blisko 4,7 metra długości auta wyróżniało te pojazdy na tle malutkich samochodów, którymi poruszała się większość mieszkańców Japonii.
Wnętrze nudne jak flaki z olejem, ale jest świetnie wykonane.
Im głębiej zapuścimy się w historię modelu, tym więcej zagmatwanych zawiłości znajdziemy. Otóż już od czwartej generacji Gloria była bliźniakiem modelu Cedric. Nissan jednak nie widział problemu i po prostu Glorię pozycjonował nieco wyżej, dając jej lepsze wyposażenie. To były też czasy rozwoju nadwozia typu hardtop, czyli pozbawionego słupka B. Efektowna przestrzeń powstająca po otwarciu drzwi czy opuszczeniu szyb budziła naprawdę dużo emocji i prezentowała się niezwykle efektownie.
W kolejnych latach do tej rodziny dokładano więcej modeli
Cedric, Gloria, Cima, Leopard, Crew - wszystkie te modele były ze sobą bardzo mocno spokrewnione, a niekiedy różniły się wyłącznie detalami. I tak oto przewijając się przez kolejne lata produkcji docieramy do Glorii Y33, czyli wariantu produkowanego w latach 1995-1999.
To była - wbrew pozorom - dość przełomowa generacja w historii tego modelu. Przede wszystkim pod maską pojawił się po raz pierwszy nowy silnik, kultowe już VQ30DET, następca jednostki z rodziny VG, obecnej między innymi w Nissanie 300ZX (choć tam w wydaniu Twin-Turbo).
Z tej perspektywy Gloria prezentuje się doskonale!
Trzylitrowa doładowana V6-ka oferuje tutaj solidne 270 KM, przenoszone na tylną oś dzięki 4-biegowej automatycznej skrzyni biegów. Brzmi nieźle, nieprawdaż?
Nissan Gloria był "tym usportowionym"
Po wielu przetasowaniach w gamie to właśnie Glorii przypadła rola auta o nieco bardziej zadziornym charakterze. Podkreślono to unikalnymi okrągłymi przednimi lampami oraz nieco inaczej zaprojektowaną tylną częścią nadwozia.
Wnętrze to z kolei klasyka japońskiego stylu. Prosty design, drewnopodobne wstawki i cudowny miękki welur sprawiają, że przebywanie za kierownicą tego auta to czysta przyjemność. A to dopiero rozgrzewka przed tym, co dzieje się po przekręceniu kluczyka w stacyjce.
Auto z epoki
Adam swoją Glorię, nomen omen jedną z kilku w Europie, upolował dzięki znanej firmy ze Śląska - BART-CARS. Ci specjaliści od JDM-ów ściągnęli właśnie taki unikalny egzemplarz, do tego podrasowany w klasycznym japońskim stylu.
Otóż dorzucono tutaj gwintowane zawieszenie RSR, felgi Enkei Intellesse i wydech Blitz. I wszystko to wpakowano do auta, które więcej stało niż jeździło. W ciągu 4 lat właściciel tej Glorii przejechał raptem 5 000 km, co nie czyni z niego globtrottera. W kabinie zachował się stos paragonów za tankowanie ze stacji Eneos, oryginalne dokumenty czy nawet świetna instrukcja obsługi, która wypełniona jest "typowo japońskimi" rysunkami.
Nie mogło też zabraknąć kilku smaczków
Na przykład poza radiem jest tutaj także mały telewizor. Otóż okazuje się, że Japończycy uwielbiają oglądać TV w trakcie jazdy. Niezbyt to bezpieczne, nieprawdaż? Tutaj taki telewizor też się znalazł. Jest on górną częścią radia w formacie 2DIN, a mały ekran otwiera się do góry i zasłania panel klimatyzacji.
Adam dorzucił też obowiązkowy JDM-owy element w postaci rączki z tokijskiego metra. Ponoć większość pasjonatów tuningu z tego kraju przynajmniej raz w życiu ukradło ten charakterystyczny element z podziemnej kolejki.
A jak to jeździ?
Adam dosłownie rozpływał się przy opowieści o właściwościach jezdnych tego auta. Japończycy znają się na swojej robocie i tutaj także nie zawiedli. Ten kawał limuzyny (4,8 metra długości) nie boi się zakrętów, a dzięki tylnemu napędowi pozwala też efektownie zarzucić autem w zakręcie. Zresztą przy 270 KM wcale nie jest to trudne.
W Glorii warto też zwrócić uwagę na jakość montażu. Choć auto jest z 1997 roku, to wciąż cieszy idealną jakością materiałów i świetnym montażem. To była cecha wyróżniająca produkowane w Japonii samochody. Pod tym kątem nierzadko przebijały one europejskie marki, zwłaszcza te z górnej półki cenowej.
Czy to materiał na świetnego klasyka?
Zdecydowanie. Takich aut w Europie jest naprawdę garstka. I choć nie wyglądają one jakoś pociągająco, to skrywają pod sobą świetną inżynieryjną robotę. Jakość i przyjemność z jazdy jest tutaj na bardzo wysokim poziomie. Jeśli więc nie boicie się podróżowania z kierownicą po prawej stronie, to śmiało możecie myśleć o czymś takim.
Warto jednak wspomnieć, że "legendarna Japonia" zaczyna powoli być czyszczona do zera z najciekawszych samochodów. Handlarze rzucili się co prawda głównie na samochody w wydaniu europejskim, ale i klasyczne JDM-y są już w dużej mierze "wyprzedane". To więc być może ostatni dzwonek na zakup ciekawego i niebanalnego samochodu, który może cieszyć latami. No, o ile zabezpieczycie go przed korozją, bo jakakolwiek wilgoć i sól są dla nich natychmiastowym zabójstwem.