Nissan Note 1.5 dCi 103 KM Acenta

Zadebiutował w 2004 roku na Salonie Samochodowy w Paryżu jako koncept o nazwie Tone, by niecałe dwa lata później pojawić się w niemal niezmienionej formie u europejskich dilerów Nissana. W tym roku wszczepiono mu pod maskę mocniejsze dieslowskie "serce". Jaki jest więc Nissan Note AD 2008? Sprawdźmy.

Kiedy w 1996 roku na rynku zadebiutował pierwszy na świecie kompaktowy MPV, w postaci Renault Megane Scenic, wszyscy oniemieli z zachwytu. Połączenie gabarytów zewnętrznych auta segmentu C z przestronnością wnętrza przewyższającą nawet samochody segmentu D plus praktyczność i swoboda jego aranżacji - to był przysłowiowy "strzał w dziesiątkę". Auto sprzedawało się jak "świeże bułeczki", mimo ceny dochodzącej do poziomu podobnie wyposażonej Renault Laguny.

Kiedy wszystkie emocje opadły, producenci zaczęli zastanawiać się nad tym czy nie spróbować tego samego chwytu "podwyższania" z samochodami segmentu B. I tak powstały pierwsze mini MPV. Auta udane, ale wypełniające nieporównywalnie mniejszą niszę rynkową niż początkowo wydawało się to producentom. Na czym polega niepowodzenie tego segmentu? Spróbujemy to wyjaśnić na przykładzie Nissana Note - jednego z wzorcowych, największych i najlepiej sprzedających się przedstawicieli tegoż gatunku.

Rodzinne koneksje
Podstawę małego "japończyka" stanowi platforma B Nissana, płyta podłogowa, która z różnym rozstawem osi dzielnie służy takim autom koncernu Renault-Nissan jak Dacia Logan/Logan MCV i Sandero, jak również Renault Clio III czy Nissan Tiida. Jednak najbliżej małego Nissana są duchowo z nim związana Micra i koncepcyjnie spokrewniony, "bliźniaczy" Renault Modus/Grand Modus. Na szczęście Note i Modus to rodzeństwo bliźniąt dwujajowych, dzięki czemu Nissan nie wygląda infantylnie i zabawkowo. W takim razie do kogo się wrodził?

Nie trudno zauważyć, że bohater naszego testu, to istny koktajl genów zawierający elementy stylistyczne niemal wszystkich obecnych modeli japońskiego producenta. I tak znajdziemy tu charakterystyczne duże reflektory z "żabimi oczkami" z Micry, linię bocznych szyb, lusterka, górny wlot powietrza i wzór 15-calowych felg aluminiowych z Murano i do tego tylne lampy "bumerangi" zachodzące daleko na dach, będące niejako znakiem rozpoznawczym Note, a przywołujące na myśl pionowe światła z X-Trail. Smaczku całości dodają dolny wlot powietrza i przetłoczenia na masce a'la 350Z. Z kolei na dachu, za tylną kanapą, swoje miejsce znalazło załamanie rodem z Renault Trafic.

Z opisu można wnioskować, że taki mix nie może się podobać. I tu zaskoczenie - o dziwo to wszystko stanowi spójną całość. Mimo ogólnego zarysu prostopadłościanu, projektantom skutecznie udało się zamaskować wszelkie kąty proste. Nie mały udział w tym mają wcześniej wspomniane elementy stylistyczne - i tu brawa dla Nissana za udane eksperymenty genetyczne. Należy mieć jednak na uwadze, że nadwozie nie przejawia kunsztu na poziomie włoskich stylistów, a tym samym nie porywa i nie powala na kolana. Po prostu, może się podobać i wywoływać pozytywne reakcje mięśni twarzy.

No cóż, jest coś, co razi przy bliskim spotkaniu - grafitowe ramki wokół świateł przeciwmgielnych. Same w sobie są ciekawym elementem ozdobnym, tylko dlaczego całość lata, jakby była w dziurze o jeden numer za dużej? To niedopuszczalne uchybienie, które przywodzi na myśl normy jakości produkcji pochodzące zza Wielkiego Muru, aniżeli z kraju Kwitnącej Wiśni.

Rodzinnej sagi ciąg dalszy
Zajęcie miejsca w środku to nic prostszego, gdyż nadwozie o "wzroście" 155 cm, wysoko poprowadzona podłoga i "krzesełkowo" zamocowane fotele bardzo tę czynność ułatwiają. Siedzenia są sprężyste i twarde, a nasze plecy i boki zdecydowanie otulane przez ich oparcia. Jest wygodnie i pewnie, choć poszerzenie foteli, a w szczególności ich oparć o jeden numer nie byłoby złym pomysłem. Podobnie ruchomy podłokietnik fotela kierowcy, powinien być niżej i zdecydowanie dłuższy oraz szerszy. Szkoda też, że gdy jest rozłożony, utrudnia zapięcie pasów bezpieczeństwa.

Miejsce kierowcy pozwala na swobodną obserwację wszystkiego dookoła. To zasługa wyższej niż w zwykłych samochodach pozycji za kierownicą, a także dużych szyb i równie hojnych powierzchniowo lusterek rodem z Murano. Jedynie wycieraczki przedniej szyby mogłyby operować po zdecydowanie większej powierzchni, nie poszerzając przedniego słupka zalaną szybą. OK, ale teraz ustawiamy fotel, jego wysokość, kierownicę i... odnosimy wrażenie, że coś tu jest nie tak.

Analizujemy nasze przygotowania i przypominamy sobie brak wzdłużnej regulacji "steru" - nie dobrze. To może sprawiać, że będziemy czuć się nieswojo - niby wygodnie, ale nie do końca swobodnie i naturalnie. Dodatkowo wrażenie to jest potęgowane przez samą kierownicę. Owszem, jest całkiem gruba i miła w dotyku, a jej kształt oraz pseudo aluminiowe wstawki przywodzą na myśl tę z 350Z czy Murano. Niestety, wyprofilowanie jej ramion w pozycji godziny 14:45 nie zachęca do trzymania tu rąk, uniemożliwiając pełne objęcia wieńca. Wniosek? Teraz już wiadomo, co czuła królewna śpiąca na ziarnku grochu - to szczegóły, które bolą i uwierają.

Czarno-biały świat
Siedzenia i boczki drzwiowe testowego egzemplarza obszyto biało-szarą tapicerką. To bardzo dobry pomysł, bo niemal wszystkie tworzywa sztuczne mają czarny kolor. To w połączeniu z ciemną tapicerką mogłoby przygnębiać, a przecież Note aspiruje raczej do miana samochodu pociesznego niż ponurego. Niestety, taki zestaw rozjaśniający w wersji wyposażenia Acenta dostępny jest wyłącznie z pakietem o nazwie Style SV1 (3100 zł).

Nie trzeba długo patrzeć na deskę rozdzielczą by stwierdzić, że już gdzieś coś podobnego widzieliśmy, szczególnie w przypadku centralnej konsoli. Nic nadzwyczajnego, wszakże mały Nissan to "nadmuchana" forma Micry. To oznacza miłe dla oka kształty, bez udziwnień i zbędnych "upiększaczy" - całość, która wciąż wygląda świeżo. Smaczkiem są "aluminiowe" obwódki wokół bocznych kratek wentylacyjnych, a także panel do obsługi wentylacji i ręcznej klimatyzacji w stylu "carbon-look". Co istotne, nie wygląda to tandetnie jak pseudo tuningowa okleina kupiona okazyjnie na bazarze, a jedynie przełącznik wyboru obiegu powietrza mógłby ustąpić miejsca bardziej wyrafinowanemu mechanizmowi niż "suwadło" sprzed kilkunastu lat.

Najważniejsze, że niemal wszystkie tworzywa sztuczne użyte do wykończenia kabiny są dobrej jakości i miłe w dotyku, a wszystko starannie złożone w całość, dzięki czemu nic nie skrzypi i nie stuka w czasie jazdy. Naturalnie są pewne "zgrzyty", bo jak inaczej nazwać szpary wokół ram przy podszybiach drzwi, które mogą sugerować brak jakiegoś elementu uszczelniającego.

Bez wątpienia, naszą uwagę przyciągają wskaźniki i wyświetlacz komputera pokładowego. Jasnosrebrne tarcze, bursztynowe podświetlenie i czerwone wskazówki z poświatą, a wszystko ukryte pod "aluminiowym" daszkiem - to musi się podobać. Do tego zwykła czcionka i proste kreski, czyli bezproblemowe zrozumienie wskazań. I jedynie gęsto wyskalowany prędkościomierz przy szybkim "rzucie oka" może okazać się nieczytelny. Najbardziej nieczytelny jest jednak wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej. Dlaczego? Bo go nie ma - a to błąd. Silnik benzynowy "przyciśnięty" na zimno jeszcze jakoś to wytrzyma na dłuższą metę, zresztą szybciej się rozgrzewa przez swoją niższą sprawność. Ale mając na uwadze jednostkę diesla z turbodoładowaniem, warto wiedzieć kiedy bez obaw (po rozgrzaniu) można skorzystać z pełni jej możliwości.

Jak to działa?
Obsługa wszelkiego rodzaju przełączników i dźwigienek jest intuicyjna, a ich rozmieszczenie ergonomiczne... no, prawie. Nie wiadomo ile czasu zajęło konstruktorom Nissana dojście do wniosku, gdzie umieścić włącznik zamka centralnego, ale obserwując efekty tej burzy mózgów, można dojść do wniosku, że nie był to zbyt długi proces myślowy. Cofnięcie tego włącznika i umieszczenie go dodatkowo za dźwignią hamulca ręcznego, to mógłby być przykład do książki pt. "Antyergonomia w aucie, czyli jak utrudnić życie kierowcy". Dlaczego to takie ważne? Bo w dzisiejszych niebezpiecznych czasach warto mieć pod ręką ten włącznik po rozpoczęciu każdej jazdy, szczególnie miejskiej.

System audio w jaki wyposażono Note, to wysoko umieszczony radioodtwarzacz CD z dużym wyświetlaczem. Razem z nim dostajemy zestaw głośnomówiący Bluetooth i 6 głośników, a także możliwość podłączenia odtwarzacza MP3 poprzez gniazdo AUX w górnym schowku na konsoli centralnej. Naturalnie, sterowanie podstawowymi funkcjami radioodtwarzacza i zestawu głośnomówiącego mamy w kole kierownicy. Trzeba przyznać, że całość gra całkiem dobrze jak na ten segment rynku i tylko czasami da się odczuć mały brak niskich tonów.

Brak podświetlenia przełączników elektrycznie regulowanych szyb i ich blokady, a także regulacji lusterek, wysokości świateł i przycisków na kierownicy, to chyba jakieś nieporozumienie. W nocy obsługa tych elementów to zabawa w, parafrazując tytuł filmu Stanisława Barei, "Co mi zrobisz jak mnie znajdziesz?". Z kolei w dzień problem mogą stanowić pokrętła regulacji przepływu powietrza przy nawiewach, na których brak znacznika wskazującego ich aktualne położenie.

"Przestrzeni - przybywaj!"
To w jaki sposób zorganizowano wnętrze samochodu, nie powinno nikogo zawieść. Wykorzystano niemal każdą wolną przestrzeń jednobryłowego nadwozia na to, by było wygodnie i praktycznie. Przedział pasażerski może naprawdę dużo zaoferować, ale nic w tym dziwnego, w końcu rozstaw osi wynoszący 260 cm to już klasa kompakt, a wysoko umieszczone siedziska sprzyjają jeszcze przyrostowi dostępnego miejsca.

Pojęcie przestrzeni dotyczy szczególnie tyłu, gdzie mamy przesuwaną kanapę. To doskonałe rozwiązanie pozwalające w płynny sposób regulować stosunek pojemności bagażnika do ilości miejsca na nogi. Jeśli wybierzemy ustawienie "cała wstecz", wtedy nawet rosły kierowca zupełnie nie będzie przeszkadzać równie wysokiemu pasażerowi za nim (maksymalna przestrzeń na nogi to 661 mm). Do tego duży otwór drzwiowy oraz podłokietnik w kanapie i już mamy małą salonkę. Jednak jeśli kanapa pójdzie w pozycję "cała naprzód", wtedy miejsca na nogi starczy ledwie dla dzieci, i to tych niewyrośniętych.

Można powiedzieć, że inżynierowie Nissana uważnie słuchali swoich kolegów z Renault kiedy mówili oni o praktyczności w samochodzie. Z przodu mamy chłodzony schowek przed pasażerem o pojemności 11 litrów, który składa się z części zamkniętej i otwartej. Z kolei pod siedzeniem pasażera znajdziemy duży plastikowy pojemnik o pojemności 10 litrów. Ponadto kieszenie w drzwiach i oparciach przednich foteli, różne schowki w konsoli centralnej (w tym górny zamykany i wyłożony gumową wykładziną),a z tyłu mały bufet w postaci składanych blatów z uchwytami na napoje i dodatkowym w podłodze. Do tego wszystkiego mamy 3 źródła napięcia w postaci gniazd 12V (z przodu, z tyłu i w bagażniku).

Największym schowkiem jest naturalnie bagażnik o standardowej pojemności od 280 do 437 litrów, w zależności od ustawienia kanapy (możliwość jej przesuwania także z wnętrza bagażnika), maksymalnie do 1332 litrów po złożeniu asymetrycznie dzielonej (60:40) kanapy. Także i tu znajdziemy miłe niespodzianki w postaci dwóch wieszaków na torby oraz systemu Flexiboard.

Co to takiego? To dwie dwustronne płyty (wykładzinowa lub plastikowa powierzchnia), które pozwalają podzielić horyzontalnie na 16 sposobów kubaturę bagażnika na wysokości krawędzi załadunku. W ekstremalnych przypadkach pozwala to łatwo przewieźć worki z cementem (wytrzymałość do 100 kg) nad porcelanową zastawą, a także swobodnie załadować i wyładować ciężkie przedmioty. Z kolei na co dzień nie zmusza nas do nurkowania po drobne rzeczy i zakupy. Kanapa ma jednak tę cechę, że jej siedziska nie da się złożyć. I tu z pomocą znów przychodzi system Flexiboard, który pomaga w "równaniu" do rozłożonego oparcia, maksymalnej powierzchni bagażowej.

No to jazda
Pod maską testowego egzemplarza pracował produkt myśli technologicznej Renault o pojemności 1,5-litra, znany z innych modeli tego producenta oraz Nissana. To turbodiesel z intercoolerem i systemem zasilania Common Rail generujący moc 103 KM i moment obrotowy o wartości 240 Nm. Współpracuje on z 6-stopniową skrzynią biegów, której pokryty gumą drążek o krótkim skoku, pozwala pewnie, precyzyjnie i lekko włączać kolejne przełożenia. Taki duet zapewnia wystarczające osiągi do tego by nie być maruderem w ruchu miejskim i jednocześnie nie mieć podwyższonego tętna w czasie wyprzedzania, a do tego nie dofinansowywać zbytnio koncernów paliwowych.

Silnik jest elastyczny i skory do współpracy niemal w każdej chwili, choć zjawisko "turbodziury" nie jest mu obce. Przy przyspieszaniu i wyższych prędkościach obrotowych, nasz dieselek lubi sobie trochę "porechotać". Na szczęście nie jest to uciążliwy dźwięk i trudno mówić tu o dyskomforcie akustycznym. Martwią jedynie wibracje przenoszące się na nadwozie podczas wyłączenia silnika. Są na tyle silne, że gdyby na pedałach zamontować sejsmograf, to z pewnością wykazałby wartości odpowiadające tym, jakie występowały w czasie podziału kontynentów.

Zużycie paliwa? Ale jakie zużycie?! Przy delikatnym traktowaniu 46-litrowy zbiornik wystarczy w trasie na ponad 1000 km. Wartość 4,3 l/100 km nie powinna tu nikogo zdziwić, choć normalnie należy liczyć się ze zużyciem na poziomie 4,5-5,0 l/100 km. Na wyższy wynik trzeba się już trochę "napracować" prawą nogą. W mieście spalanie także nie rozczarowuje, kształtując się średnio na poziomie 6,7-7,3 l/100 km, a maksymalnie 7,5 l/100 km.

Zawieszenie to całkiem mocny punkt Note, a słowo sprężyste doskonale oddaje jego charakter. Jest optymalnie zestrojone, a w połączeniu z szerokim rozstawem kół zapewnia dość pewne prowadzenie. Do tego sprawnie neutralizuje przechyły wysokiego nadwozia, a jednocześnie nie powoduje zwyrodnień kręgosłupa w czasie jazdy po polskich drogach. Komfort jazdy to także zasługa 15-calowych felg z oponami o wysokim profilu w rozmiarze 185/65, które zdają się być tu najkorzystniejszym wyborem.

Ten dobry obraz psuje nieco układ kierowniczy. Dlaczego? Jego wyczucie jest takie, jak to ze wspomaganiem elektrycznym - niby jest, ale bardziej "duchowe" niż "fizyczne". Ponadto przy wyższych prędkościach jest zbyt "miękki" nie stawiając należytego oporu. Efekt? Ruch kierownicą wywołuje więcej adrenaliny niż tego oczekujemy, szczególnie jeśli mamy boczny wiatr, na który Note nie pozostaje obojętny.

A propos szybkich mas powietrza, przy prędkościach autostradowych warto zwiększyć głośność radia. Duet wokalny w postaci szumu opływającego nadwozie powietrza i "rechotu" silnika, nie każdemu może przypaść do gustu. Z kolei układ hamulcowy spisuje się bardzo dobrze, choć zastosowanie z tyłu hamulców tarczowych przy uwzględnieniu masy 1203 kg, na pewno nie pogorszyłoby jego walorów.

Ile to "się ceni"? To niemożliwe!
Testowana wersja wyposażenia Acenta jest drugą z trzech dostępnych, i zdaje się być tą optymalną. Dostaniemy tu m.in., oprócz wspomnianych wcześniej elementów wyposażenia, 4 poduszki powietrzne i tyle samo gwiazdek w teście zderzeniowym Euro-NCAP, komputer pokładowy, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, ręczną klimatyzacja z filtrem przeciwpyłkowym, elektrycznie sterowane 4 szyby, czujniki niezapiętych pasów bezpieczeństwa na przednich fotelach, ABS z systemem rozdziału i wspomaganiem siły hamowania, a także lakierowane pod kolor nadwozia lusterka i listwy ochronne na zderzakach.

Jedyne zastrzeżenia można mieć do braku możliwości doposażenia tej wersji w system ESP (standard w wersji Tekna) i kurtynowe poduszki powietrzne (w pakiecie Comfort w wersji Tekna). To wszystko w cenie 68 700 zł. Uuu... robi się niebezpiecznie drogo. Nasz egzemplarz był dodatkowo w metalizowanym lakierze (Srebrny Miejski) za 1700 zł i z pakietem Style SV1 za 3100 zł, w skład którego wchodzą przednie lampy przeciwmgielne, 15-calowe felgi aluminiowe, listwy boczne w kolorze nadwozia i specjalny kolor tapicerki. W ten sposób cena wzrasta do 73 500 zł.

I tu można sobie zadać pytanie, czy warto? Przecież w podobnej cenie (73 900 zł) otrzymamy większego Qashqai'a z tym samym silnikiem w podstawowej wersji Visia. Lista wyposażenia porównywalna, ale to już klasa kompakt (do tego udany crossover), a nie jakiś półśrodek. Patrząc jednak na konkurencję łatwo dojść do wniosku, że ten segment aut po prostu tak ma - porównywalny, choć nieco gorzej wyposażony Opel Meriva z silnikiem 1,7 CDTI (100 KM) w wersji Cosmo, z lakierem metalik (1750 zł), to wydatek już 74 950 zł.

Klasowy dylemat
Testowany Nissan Note, to w gruncie rzeczy sympatyczny samochód. Ma to czego potrzeba, by czuć się w nim komfortowo i bezpiecznie, oferuje przyzwoite osiągi, jest oszczędny i praktyczny. Można rzec, czego chcieć więcej? Niczego, tylko mniej wydanych złotówek na jego zakup. W ten sposób dochodzimy do odpowiedzi na początkowe pytanie dotyczące niepowodzenia tego segmentu. Kompaktowe MPV, podobnie jak zwykłe kompakty, zawsze oferowały wystarczające dla większości klientów poziom wyposażenia, jakość użytych materiałów czy też odpowiednie gabaryty wnętrza i nadwozia. Dlatego byli, są i będą oni nadal skłonni zapłacić za nie cenę porównywalną z autami klasy średniej, które nie są już tak poręczne w ruchu miejskim i nie oferują takich możliwości aranżacji wnętrza.

Natomiast mini MPV, to nadal auta segmentu B, które nie słyną z wyszukanych materiałów i z założenia mają być autami niskobudżetowymi, będącymi drugim, a nawet trzecim autem w rodzinie. Dlatego Note, podobnie jak jego konkurencja, wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony praktyczny i przestronny, z drugiej zaś czuć w nim Micrę i niedoskonałości segmentu B. Dlatego po zakupie takiego auta może pozostać pewien niedosyt. W takim razie co zrobić? To trudne pytanie, na które każdy musi sobie odpowiedzieć sam.