Gama Nissana w Japonii jest o wiele lepsza. 4 modele, które sprawdziłyby się w Europie

Nissan w Europie stara się jak możę, jednak poza Qashqaiem trudno uznać ich modele za spektakularne sukcesy. Sądzę, że modele z rynku japońskiego mogłyby pomóc. Oto moich pięć propozycji.

Europejski oddział Nissana jest cieniem samego siebie. Uznana japońska marka postawiła częściowo całkiem słusznie, na SUV-y, ale w pewnym momencie okazało się, że oferta jest niewystarczająca. Do tego nowy Qashqai nie jest aż takim przebojem jak poprzednie, ciekawy X-Trail nie przebija się do powszechnej świadomości, a Juke jest cieniem oryginalnego modelu sprzed kilku lat. Tymczasem japoński Nissan ma w swojej gamie kilka aut, które mogłyby nawet nie tyle rozruszać ofertę na Starym Kontynencie, ale poszerzyć ją na tyle, żeby zainteresować szersze grono.

Nissan ma się czym pochwalić - to moje propozycje

4. Nissan Serena

Wiem, że minivany "wymarły". I wiem, że Serena ma specyficzną urodę, ale to wciąż kompaktowy minivan o "osobowym" pochodzeniu, z przesuwnymi drzwiami, siedmioma miejscami i napędem hybrydowym w opcji. Zamiast wciskać się do siedmiomiejscowych SUV-ów i walczyć z wysokim progiem załadunku, taki minivan mógłby przekonać rodziny do japońskej marki. Zwłaszcza, że obecnie konkurencja jest nieduża. Do tego Serena występuje w wielu ciekawych kolorach.

Do wyboru jest dwulitrowa benzyna (150 KM), hybryda e-Power (163 KM), a także wersje z napędem AWD.

Nissan

3. Nissan Fairlady Z/Z

Musiał się tu znaleźć. Oczywiście, w żaden sposób sportowa "zetka" nie podniesie sprzedaży marki na europejskim rynku, ale wobec wycofania GT-R'a jest jedynym sportowym modelem w gamie (na ten moment). Nissan mógłby choć krótko i w limitowanej serii, ze względów prestiżowych, oferować ten model u nas. Zwłaszcza, że plotka głosi, że i tak do końca 2025 zostanie zakończona jego produkcja.

Samochód wygląda świetnie, ma podwójnie doładowane V6, ręczną skrzynię, a do tego oferowany jest w USA, więc można go znacznie łatwiej "przerzucić", bo ma już wersję z kierownicą po naszej stronie.

2. Nissan Sakura

Nie mogłoby tu zabraknąć mojego ulubionego auta elektrycznego z Japonii. I, poza Leafem, chyba jedynego, które widać na tamtejszych ulicach. Malutki Kei Car z ciekawym designem, dobrą ceną i przyzwoitym zasięgiem mógłby w Europie być właśnie "tanim elektrykiem" do miasta. Czymś, co jest istotą i największym sensem aut elektrycznych.

1. Nissan Note

Tego modelu chyba najbardziej żałuję. Choć przestał już być niewielkim minivanem, a stał się czymś w rodzaju hatchbacka pomiędzy segmentami B i C. To mogłoby się sprawdzić. Większy niż Yaris, czy Micra, dość atrakcyjny wizualnie, jest bardzo popularny na tamtejszych drogach. Korzysta z hybrydowego napędu e-Power, również może mieć napęd na cztery koła, ale przede wszystkim, nie jest SUV-em i ma miejsce na rynku. W Japonii kosztuje od ok. 60 000 zł, więc nawet za "stówkę" w Polsce byłby dobrze wyceniony. Odpowiednio skalkulowana cena mogłaby sprawić, że u nas też byłby popularny.

Nissan

Jest jeszcze Kicks, SUV segmentu B, który chyba w tym momencie miałby większe szanse na dobrą sprzedaż niż Juke. Do tego każdy z tych modeli ma specjalne wersje Nismo, czy Autech. Nawet jeśli to tylko wizualne pakiety, mogłyby przyciągnąć klientów. Ale nie wymagajmy już zbyt dużo. Nawet zwykłe modele byłyby ciekawym urozmaiceniem gamy.